nawet nie wiecie jakiej gimnastyki wymaga ode mnie ta książka, bo ja lubię usiąść nad rozdziałem i porobić jeszcze milion innych rzeczy podczas pisania, a tu muszę się sprężać, aby wyrobić w terminie;( a do tego rozdziały są coraz dłuższe, nie nadaje się do pisania krótko rozdziałowców, za bardzo kocham rozwijać fabułę
~
— Święta już blisko — krzyknął podekscytowany Amerykanin, wyciągając pełną blachę pierniczków z rozgrzanego piekarnika. Odłożył wypieki na stół, a rękawice ochronne ze świątecznym motywem rzucił na blat. Ich mieszkanie jeszcze bardziej przypominało drugie irytujące Candy Express. Japończyk nie miał pojęcia skąd jego współlokator przyniósł więcej ozdób, chwilę później dekorując nimi całe mieszkanie. — Yuta, zrobiłeś lukier?
Cała kuchnia i mała jadalnia pokryły się pięknym zapachem świeżo upieczonego ciasta. W brzuchu Japończyka automatycznie zaburczało, pokazując, jak bardzo lubi wypieki robione przez Amerykanina. Nie mógł się już doczekać, aż te skończą w jego żołądku.
— Staram się — powiedział i wyłączył mikser. — To ma wyglądać tak, prawda? — zapytał z nadzieją, zaglądając do środka.
— Oj, Yuta, Yuta! — westchnął głośno Amerykanin. — Robiłeś kiedyś pierniki? Dramat. Trzeba zrobić to od nowa!
Japończyk przewrócił oczami. Sam mógłby się poświęcić i zjeść pierniki bez lukru. Nie robiło mu to większej różnicy, chciał jedynie wreszcie zjeść te pyszne ciasteczka. Jednak wiedział, że jego współlokator nie odpuści i nie dopuści go do jego wypieków, dopóki te nie będą w stu procentach skończone, a do tego niezbędny był lukier.
Amerykanin sięgnął do szafki, gdzie zazwyczaj odkładał wszystkie rzeczy do wyrobu wypieków. Ta szafka była żartobliwie nazywana przez Yutę "pieczarą mocy", ponieważ znajdowały się w niej najbardziej kaloryczne rzeczy, jakie kupowali. Jego współlokator przesunął kilka produktów, aby sprawdzić, czy posiadają wszystkie rzeczy potrzebne do ponownego zrobienia lukru. Znalazł cukier puder, skórkę pomarańczy, jednak nie potrafił znaleźć konfitury.
— Cholera — powiedział, jednocześnie ciężko wzdychając.
— Co?
— Yuta, pakuj się w kurtkę i biegniesz do Candy Express po konfiturę pomarańczową. Wiesz, tą co zawsze.
— Powaliło cię, jest minus sto stopni! — oburzył się chłopak i mocniej owinął się swoim grubym, wełnianym swetrem, aby podkreślić jak zimno mu będzie, kiedy wyjdzie na dwór.
— A kto zepsuł lukier? Hm? Tylko ubierz czapkę — przejechał dłonią po jego włosach, a potem szczerze się uśmiechnął.
— Będę za chwilę z powrotem— westchnął, czując, że przekomarzanie się z Amerykaninem to tylko starta czasu, a tak czy siak będzie musiał podejść do tego irytującego sklepu.
~
Yuta z naciągniętym na głowę kaszkietem i owinięty szalikiem, szybkim krokiem zmierzał w stronę tego irytującego sklepu ze świątecznymi akcesoriami. Czuł, że wszystkie jego kończyny zamarzają, a na jego gęstych brwiach tworzą się grube sople lodu. Do Nowego Jorku przyszedł nagły i jeszcze większy niż zazwyczaj mróz, czego Yuta szczerze nienawidził. Widział swój oddech w formie pary wodnej, który odlatywał w niebo. Do tego miał jeszcze jedno zmartwienie. Nie mógł spotkać Sichenga. Może dlatego, że miał wielkie wory pod oczami przez to, że nie spał prawie nic, bo się uczył, a może dlatego, że bał się niezręcznej atmosfery, a może dlatego, że Sicheng ostatnio jawnie z nim flirtował.
~
Yuta napisał swoje imię na płótnie, a potem fioletową farbą przejechał po szyi i obojczyku. Jego prawie całe ciało było już pokryte różnymi kolorami. Dominował u niego zielony, który Sicheng dał mu, ponieważ „pasuje najbardziej do jego przystojnej twarzy".
CZYTASZ
candy express → yuwinˣᵐᵃˢ ˢᵖᵉᶜⁱᵃˡ
Fanfictionkiedy zwykły elf może zawrócić w głowie nawet największemu gburowi parring ; yuwin gatunek ; fluff, smut betowane przez ; @stopadaewona @xxxbluesky 181203 → 181231 (przewidywane, wszystko może się zmienić)