Yuta po tygodniu smsowania z nieznajomym chłopakiem wreszcie zdecydował się z nim spotkać. Już wcześniej myślał o wyjściu z nim gdzieś, ale nie chciał wyjść na zbyt nachalnego, a fakt, że chłopak sam zaproponował spotkanie, był mu bardzo na rękę. W międzyczasie dowiedział się, że nieznajomy ma na imię Sicheng, jest Chińczykiem i przyjechał do Nowego Yorku studiować.
Japończyk wszedł do kafejki i usiadł przy pierwszym wolnym stoliku. Rozejrzał się. Tak, to miejsce zdecydowanie mu się podobało. Wszystko idealnie ze sobą współgrało. Gdyby Yuta miał krótko opisać skojarzenia, które wpadły mu do głowy, kiedy tu wszedł, to powiedziałby, że jest to kawiarnia wyjęta z romantycznego, amerykańskiego filmu. Przez duże szyby było widać ludzi wchodzących do metra, tych, którzy chowali się przed śniegiem czy takich biegnących gdzieś w tylko sobie znanej sprawie. Na dworze panował mróz, zaś w środku to ciepło. Na każdym fotelu leżała poduszka, a na kanapach koce i więcej poduszek. Na ścianach wisiały obrazy, a co kilka metrów znajdowała się jakakolwiek, choćby najmniejsza roślinka. Obok lady, znajdował się duży, a do tego prawdziwy kominek, a na nim ustawione było pełno dziwnych figurek. Wszystko dawało tak przyjemny klimat, że Yuta mógłby siedzieć tam godzinami.
Yuta usłyszał dźwięk dzwoneczka oznajmiającego pojawienie się w kawiarni nowego gościa, więc szybko odwrócił się w stronę drzwi. Zobaczył chłopaka o ciemnym włosach, a od razu potem na jego twarzy pojawił się uśmiech. Japończyk nie spodziewał się, że Sicheng może się aż tak dobrze ubierać. Pamiętał go jako pięknego chłopaka, przebranego w strój irytującego elfa, a nie jako jeszcze piękniejszego chłopaka, który ubiera się jeszcze lepiej niż wygląda (czy tak się w ogóle da?).
Chińczyk był ubrany w bardzo szerokie, beżowe spodnie, które sięgały mu do połowy łydki. Do nich włożony miał czarny, bardzo przylegający golf, a na głowę wciśnięty pudrowo różowy beret. Wszystko dopełniały czarne lakierki i wysokie białe skarpety.
— Cześć — powiedział Sicheng, przysiadając się do Yuty.
— Zamawiałeś coś?
— Nie, nie — uśmiechnął się szeroko. — Czekałem na Ciebie.
Chińczyk skinął głową, a potem odwrócił wzrok od Yuty i zaczął czytać menu kawiarni. Kilka chwil później obaj zamówili swoje ciepłe napoje. Sicheng zamówił amerciano, za to Japończyk flat white.
— Ładnie dzisiaj wyglądasz — powiedział ciemnowłosy chińczyk i poprawił beret na swojej głowie. Yuta uśmiechnął się pod nosem, lekko się rumieniąc. — Interesujesz się modą?
— Interesowałbym się, gdybym miał pieniądze — zaśmiał się pod nosem, zauważając cień uśmiechu na ustach Sichenga. — Życie studenta — wzruszył ramionami. — A ty?
— Cóż i tak ładnie się ubierasz — rzucił kolejny komplement.
Yuta przez chwile pomyślał, że Sicheng próbuje z nim flirtować, ale szybko wyrzucił tę myśl z głowy.
— Staram się. Mój studencki budżet za bardzo mi na to nie pozwala, a i tak pracuje w tym idiotycznym sklepie.
— Ah, współczuje. Ja bym nie wytrzymał — stwierdził. — Co studiujesz?
— Sztuki piękne — wypiął dumnie pierś. — A ty?
— Muzykę estradową.
— Uh, to musi być ciekawe.
Tak potoczyła się rozmowa. Powoli niezręczna atmosfera przestała się unosić między nimi, a powstał klimat tak miły, że wydawało się, jakby znali się od lat. Okazało się, że posiadają wiele wspólnych tematów. Zaczynając od podobnego gustu muzycznego, ulubionych artystów, filmów czy seriali. Wrócili kilka razy do tematu ubioru i mody, wyglądu, czy też makijażu.
CZYTASZ
candy express → yuwinˣᵐᵃˢ ˢᵖᵉᶜⁱᵃˡ
Fanfictionkiedy zwykły elf może zawrócić w głowie nawet największemu gburowi parring ; yuwin gatunek ; fluff, smut betowane przez ; @stopadaewona @xxxbluesky 181203 → 181231 (przewidywane, wszystko może się zmienić)