V

284 45 74
                                    

Głośna muzyka płynąca ze starego, drewnianego pianina, które obsługiwał energicznie, nadmiernie pocący się mężczyzna w zielonej kamizelce, przyprawiała Adasia o mocny i nieznośny ból głowy. A może była to kwestia tej szklaneszki... Dwóch... No dobra, pięciu... Chyba...

To nie była jego wina! To Dexter powiedział, że skoro na dworze jest zimno, to trzeba się napić. No to się napił... Nie był pewny, czy była to czysta wódka, czy jakiś drink, ale po wydarzeniach na lotnisku nie doszedł do siebie. Chyba że to ten alkohol zmodyfikował jego wspomnienia. Czy naprawdę stał wtedy pośród kilkunastu przystojnych aniołów? Czy to tylko wytwór jego chorej wyobraźni?

- Dexter...? - spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem - Chyba się upiłem...

- Can you speak english, please? - spytał, o dziwo, trzeźwym głosem.

- No... - mruknął Adaś.

- I think, that it's enough for you - westchnął pilot - Come on, I'll take you home.

- Coo...? - na twarzy młodszego pojawił się niekształtny grymas - Niee...! Nie gawłć... Wgałć... Gwałć... Mnie...

Mimo wszystko, ignorując te niezrozumiałe dla siebie protesty, Dexter, stając po jego prawej stronie, ujął prawą ręką jego łokieć, a lewą objął go po pachą. Adaś jeszcze przez chwilę jęczał, że nie ma takiej potrzeby, żeby brunet go puścił, bo jak nie, "to się policzą". Adresat gróźb pozostawał na nie głuchy aż do chwili, gdy stanęli pod drewnianymi drzwiami dużego domu z ciemnym dachem. Nie była to ulica Stelli, ale miejsce zamieszkania Dextera, który uznał, że jest ono bliżej owego baru.

- Can you...? - oparł na chwilę prawie płynnego Adasia o poręcz schodów, otworzył drzwi, z powrotem złapał Kwiatkowskiego w talii i wszedł powoli do środka.

***

Salon był przytulny, nawet bardzo. Pięknie odbudowany kominek otulał pomieszczenie ciepłym blaskiem ognia, otoczony ogromnymi regułami na książki. Na przeciwko stała wielka sofa wypełniona po brzegi Adasiem w kocyku. Za nią znajdował się średnich rozmiarów aneks kuchenny z wyspą oraz ustawionymi wokół niej, wysokimi krzesłami w tym jednym z Dexterem we własnej osobie.

Mężczyzna przyglądał się czubkowi blondwłosej głowy, zamkniętym w spokojnym śnie powiekom oraz wąskim różowym ustom. Koc, a raczej klatka piersiowa, która się pod nim znajdowała, unosiła się rytmicznie w delikatnych oddechach. Dexter mógłby patrzeć tak na niego bez końca.

Nie, oczywiście, że do niego nic nie czuł oprócz przyjaźni. Wbrew wszystkim pozorom, mimo, że lubił o siebie dbać... był hetero.  Przecież miał już dziewczynę... Kiedyś... Ich związek się rozpadł, bo podobno "za mało się angażował!", ale to Dexter zerwał. Isabella najchętniej to by się tylko pchała do łóżka! No a ile można? Po dwumiesięcznej znajomości? Czy to nie przesada? No, była ładna, to prawda, zgrabna, wszystko, co być w kobiecie powinno, było i w niej, ale jakoś tak...

Adaś jęknął i przetarł oczy.

- Gdzie...? - rozejrzał się, a gdy spostrzegł Dextera, spadł z kanapy.

- You... Rapist?* - wydukał.

Brunet zaśmiał się melodyjnie.

- No, I'm not a rapist. You were drunk - wyjaśnił.

Adam przetarł oczy i chwiejnie wstał.

- Kur...na. - dokończył, nie chcąc przeklinać w nie swoim domu. - Mój łeb... - jęknął, trzymając się za głowę. - Ile ja wczoraj wypiłem?

- Huh? I don't understand you. English? - zapytał, przyzwyczajony już do tego, że Kwiatkowski czasem gada tym swoim językiem.

Może czas nauczyć się polskiego?

- Mógłbyś się uczyć języków, a nie. Teraz nic nie rozumiesz. - fuknął Adam. Rozejrzał się, a widząc gazetę i pióro, leżące obok krzyżówki na stole, zaczął rysować.

Narysował ludzika, bardzo podobnego do siebie.

Bardzo.

I szklanki.

A potem znak zapytania.

Dexter chyba zrozumiał, bo pokiwał głową i napisał "11".

Adaś wytrzeszczył oczy. Aż tyle?! Ale... Kiedy...?

- It's your falt! All! - wykrzyczał. - Tylko twoja, pierdolona wina. - dodał po swojemu. - Boli. It... Hurt me?

Brown zrozumiał i ruszył do kuchni, aby dać swojemu gościowi trochę wody z cytryną.
I wtedy zadzwonił telefon.

- Dexter! Halo, is Adam at your place?! He didn't come back for the night! - krzyknęła od razu Stella.

- Yes, he's here. Don't worry, I'll drive him to your flat a bit later.

- Oh, thank you! Thank you! He didn't do anything dumb? - zmartwiła się.

- No... Wy would he... -
nagle z salonu dobiegł go trzask i cichutkie "kurwa". - I got to go now, Adam will be back at your place, bye.

Szybkim krokiem ruszył do dużego pokoju, gdzie Adaś juz zbierał szkło z ziemi. Blondyn musiał zbić szklankę, która stała sobie niewinnie na stoliku.

Stała.

Teraz jej zawartość malowniczo rozbryzgnęła się po dywanie.

- I'm so sorry! - krzyknął, widząc Dextera. Jaki przypał!

- It's nothing, no problem. I don't care. - odparł Brown i uśmiechnął się dobrodusznie.

Pomyślał, że ten blondynek jest taki uroczy, że chyba przygarnie go do elitarnego grona kolegów.

Adam zupełnie nie wiedział co ma sądzić o bełkocie żołnierza, ale patrząc na jego twarz... Chyba nie był zły.

Poza tym czy "no problem" nie znaczyło czasem "nie problem"?

- Do you want a breakfast? - zapytał Dexter, zbierając pozostałości szkła.

A to akurat Adaś zrozumiał i odpowiedział.

- Please. What is I get?

- You will see, what does "english breakfast" mean - odparł Dexter Brown.

______________________________________
*Rapist (ang.) - gwałciciel.

Sorki, że tak dużo dziś angielskiego, jeśli czegoś nie rozumiecie, piszcie.

Dzięki wielkie za wszystkie gwiazdki, wyświetlania i komentarze.

Pytanie:

Czy wolicie, jak piszemy nieporadnie kwestie Adasia po angielsku, jak w tym rozdziale, czy np.

"- Cześć, jak się masz? - zapytał po angielsku".

Komentarze tu:

Opcja 1.

Opcja 2.

Do już chyba wszystko, miłego wieczoru, dzieci ❤

Pierdolić Hitlera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz