4

261 16 0
                                    

Czekałem pod blokiem operacyjnym długie godziny. Bardzo się martwiłem o brata, tak samo jak rodzice. Mama siedziała na krześle obok mnie i głośno szlochała, kiedy starałem się ją w jakikolwiek sposób podnieść na duchu, dając nadzieję, że Junki wyjdzie z tego cało. Zaś ojciec co jakiś czas, najprawdopodobniej z nerwów, chodził po korytażu, co chwilę podchodząc pod drzwi od sali operacyjnej, czekając na powrót lekarza, aby usłyszeć jakąkolwiek wiadomość na temat stanu zdrowia Junkiego.

Był już późny wieczór kiedy drzwi lekko się uchyliły, a z za nich wyszedł chirurg, którego mina o dziwo nie była szczęśliwa, a wręcz pełna smutku, zawodu i współczucia. Od razu zerwaliśmy się na równe nogi i podeszliśmy bliżej lekarza, ale ten jedynie spuścił lekko głowę, aby po chwili z jego ust wyleciała wiadomość, która jeszcze przez długi czas będzie odbijać się w mojej głowie.

- Przykro mi.

Matka usłyszawszy to, zaczęła szlochać jeszcze głośniej, ściskając dłoń wyraźnie wściekłego ojca. Ja tylko stałem osłupiony tym co usłyszałem, nie byłem w stanie uwieżyć w prawdziwość tych słów, a raczej chyba dopuścić myśl, że mój brat nie żyje, przecież jeszcze kilka godzin temu ściskałem jego dłoń i obserwowałem pikającą aparaturę, która świadczyła o tym, że oddychał. Po policzkach spłynęło mi kilka samotnych łez, które starłem rękawem od koszuli.

- Pan chyba żartuje! Błagam, niech pan powie, że to nieprawda! - Niestety lekarz tylko pokręcił lekko głową, co świadczyło o tym, że jego słowa są w stu procentach szczere. Tata wtedy wpadł w furię, zaczął się jeszcze głośniej wydzierać, krzycząc nawet, że pozwie personel szpitala do sądu. - Na pewno był jakiś sposób, aby mu pomóc, to po prostu pan nie potrafi się przyznać, że nie zaopiekowaliście się nim odpowiednio!

- Proszę mi uwieżyć, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale pacjent dostał krwotoku wewnętrznego, który doprowadził do wręcz natychmiastowego zgonu, nie byliśmy w stanie mu pomóc. Wiem, że musi być państwu teraz bardzo ciężko, ale proszę postarać się uspokoić i pójść do domu ochłonąć, pielęgniarka może podać państwu coś na uspokojenie.

- Czy możemy go zobaczyć? - Mama odchyliła głowę spod ramienia taty. Wyglądała na prawdę źle, sine wory pod oczami, czerwona twarz od ciągłego płaczu, mokre policzki, rozmazany tusz do rzęs, była z pewnością przemęczona, zresztą ja pewnie też wyglądałem podobnie, szczerze to dziwiłem się, że żaden człowiek mnie jeszcze nie rozpoznał, z czego niezmiernie się cieszyłem, bo nie chciałem, żeby fani widzieli mnie w takim stanie.

- Za chwilę ciało zostanie przeniesione do kostnicy, ale myślę, że mogą pańswto na chwilkę wejść. Tylko oszczegam, nie jest to najmilszy widok.

Rodzice poszli za lekarzem, a ja zostałem. Niepotrafiłem go zobaczyć w takim stanie, wolałem żyć w niepewności i starać pogodzić się z faktem, że już więcej go nie zobaczę. Usiadłem na krześle i czekałem, starając sobie wszystko poukładać jeszcze raz w głowie. Nie płakałem. Nie odczuwałem takiej potrzeby, może dlatego, że nie lubiłem okazywać uczucia wśród innych ludzi, a w szpitalu zdecydowanie ich nie brakowało. Kiedy zauważyłem sylwetki rodziców zmierzających przez korytarz, wstałem z krzesła podchodząc do nich, aby następnie przytulić sié do mamy, gdyż czułem, że to może odrobinkę podniesie ją na duchu.

- Chodź skarbie, wracamy do domu, musisz ochłonąć po tym wszystkim. A ty Yoongi, miło z twojej strony, że postanowiłeś nas uraczyć tutaj swoją osobą, ale jak widzisz już nie jesteś potrzebny, więc może po prostu zniknij stąd, żebym nie musiał cię już więcej oglądać. - Ton z jakim ojciec to powiedział był pełen obojętności i pogardy. Zrobiło mi się przykro, bo w końcu do cholery też byłem jego zasranym synem, więc też powinien mieć do mnie jakikolwiek szacunek, a w tym momencie traktował mnie gorzej niż śmiecia. Jeżeli chce, to zniknę z jego życia, ale też już więcej się w nim nie pojawię.

The last resort / m.yg & j.hsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz