Tuż po zakończeniu godziny policyjnej, raptem po szóstej, żegnam się z Marysią i ruszam do siebie. Muszę się jeszcze przygotować do pracy. Na ulicach nie ma wielu ludzi, miasto dopiero budzi się do życia. Pomimo wczorajszych wydarzeń mam dobry humor. Rześkie, październikowe powietrze przyjemnie mnie dotlenia i poprawia nastrój. Nie lubię długich spacerów, zwłaszcza po zatłoczonej Warszawie, ale o takiej porze aż przyjemnie się przejść. Gdybym nie była tak leniwa, częściej robiłabym sobie ranne wycieczki. Gdzieś obok mnie przebiegają trzej chłopcy. Jeden z nich chowa pistolet do płaszcza. Kręcę głową, to jeszcze dzieci. Za nimi biegnie mężczyzna, Polak i co chwila obraca się za siebie.
Słońce nie do końca jeszcze wzeszło, więc na ulicach panuje półmrok, co idealnie mi odpowiada. Żałuję, że się śpieszę, bo chętnie czerpałabym więcej z powolnego spaceru.
Jestem już na swojej ulicy, dwie kamienice od siebie, kiedy z zaułka pomiędzy blokami dociera do mnie stłumiony jęk poprzedzony sapnięciami. Zatrzymuję się i spoglądam w tamtą stronę, ale z początku nic nie dostrzegam. Ciekawość pcha mnie bliżej i żałuję, że nie przeszłam obojętnie, bo w cieniu budynku dostrzegam niemiecki mundur i kałużę krwi. Mężczyzna leży na boku, z podkulonymi pod brzuch nogami i zwija się w konwulsjach.
Postanawiam jak najszybciej odejść od tej scenki i pozwolić szkopowi dogorywać. Robię parę kroków w tył. Za chwilę odnajdą go kręcący się wokoło polscy dywersanci i pewnie go dobiją. A nawet jeśli nie, z pewnością sam się zaraz wykrwawi.
I choć wcale nie żal mi jego losu, nagła złość na całą sytuację każe mi się zawrócić. Jeśli ten Niemiec umrze, za niego rozstrzelają kolejnych Polaków. Kolejne setki niewinnych ludzi. Wzdycham i podchodzę z powrotem do szwaba, stukając wściekle obcasami.
I co ja mam zrobić? Nie mam czasu mu pomagać, a tym bardziej ochoty. Kucam nad nim i mrużę oczy. Pchnięciem przewracam go na plecy i w pierwszej kolejności dociera do mnie swąd alkoholu. Tym bardziej powinnaś go zostawić. Niech cierpi za swoje pijaństwo- pojawia się myśl. Dopiero po chwili rozpoznaję w nim tego samego SS-Manna, który dzień wcześniej chciał mnie zastrzelić. Po raz kolejny odpycham myśli, by zostawić go tu, by się wykrwawił. Przyglądam mu się dokładniej. Twarz ma wykrzywioną bólem, a włosy rozrzucone w nieładzie. Przystojny- zagryzam wargę mocno, by jakoś ukarać się za taką myśl, ale nic to nie daje. Niemiec ewidentnie nie jest brzydki, a patrzenie na niego jest przyjemnie zajmujące. Nie masz czasu, idiotko.
– Halo, słyszy mnie pan?– pytam po niemiecku, by wybadać sytuację.
On tylko coś mamrocze pod nosem, wciąż zwijając się z bólu. Trzyma się za udo, a spomiędzy jego palców sączy się krew. Nie mam zbyt dużo czasu na decyzję. Pomysłu, co z nim zrobić też nie. Kucam tak nad nim chwilę, aż wzdycham, gdy jedyna możliwość wyjścia z sytuacji dociera do mnie.
– Może pan wstać?– Nie czekając na odpowiedź łapię go za ramię i z całej siły próbuję podnieść do pionu. Z ziemi zabieram jeszcze jego czapkę i wciskam w kieszeń płaszcza.
Przez następne kilka minut siłuję się z pijanym jak świnia Niemcem, by pomóc mu stanąć na nogach, ale jest to wyjątkowo trudne. W końcu udaje mi się go oprzeć na swoim ramieniu przytrzymując się ściany. Ocieram pot z czoła i wciąż waham się, czy aby ucieczka z tego miejsca nie byłaby lepszym rozwiązaniem. Nie, nie chcę kolejnych egzekucji. A nóż, może jeszcze szkop odwdzięczy mi się jakoś za uratowanie życia.
Od mojego mieszkania dzielą nas zaledwie dwie kamienice, ale odległość ta z prawie stukilowym mężczyzną wiszącym na moich ramionach wydaje się niemożliwa do pokonania. Zwłaszcza że wolałabym pozostać niezauważona.
CZYTASZ
Jesień 42
Historical Fiction~~KSIĄŻKA ZOSTANIE WYDANA NAKŁADEM WYDAWNICTWA WASPOS~~ Jak żyć w Warszawie, mieście ogarniętym wojną, mieście pełnym młodych, energicznych ludzi kochających swój kraj, będąc wzorcem narodowosocjalistycznej propagandy? Joanna robi wszystko, by w oc...