If our love is wrong - Peter Prevc x Kamil Stoch

2.7K 87 13
                                    


(1088 słów)

Nie potrafię być właściwy. Nie potrafię być normalny. Nie potrafię.

A przede wszystkim nie chcę, nie kiedy stoję tutaj, przed tobą. Nie kiedy patrzysz prosto w moje oczy na środku korytarza. Nie kiedy patrzysz z taką determinacją a jednocześnie oczekiwaniem. Mój oddech staje się cięższy. Zawsze mam problemy z oddychaniem w twojej obecności. Stoisz z jedną ręką w kieszeni i czekasz na mój ruch. Przez dobrą chwilę nie odpowiadam ani się ruszam. Nie dlatego, że wiem czego chcę. Bo tego jestem pewien. Po prostu jak zawsze kiedy jesteś blisko ogarnia mnie nadmiar emocji. Chcę tyle rzeczy jednocześnie ale nie potrafię się ruszyć. Nie wiem od czego zacząć.

W końcu się decyduję. Ty czekasz spokojnie pozwalając mi wybrać. Nie naciskasz, ale też nie oddalasz się. Stoisz cały czas w tym samym miejscu. Łapę Cię za rękaw i ciągnę do mojego pokoju. Ciągnę to właściwie za dużo powiedziane. Po prostu obracam się i ruszam, a ty bez słowa idziesz za mną. Zawsze byłeś bardzo skryty, ale teraz podświadomie czekam aż coś powiesz. Boję się.

Nie wiem jak powinienem to powiedzieć. Że chcę po prostu abyś był mój. Mimo długo odczuwanego napięcia nigdy nie rozmawialiśmy o tym. O uczuciach. O naszych uczuciach względem siebie.

Zamykam drzwi. Nie przekręcam na razie zamka, nie wiem jak to odbierzesz. Po prostu naciskam klamkę drżącymi dłońmi. Odwracam się do ciebie. Tym razem stoisz do mnie tyłem, patrząc przez okno na oświetlone miasto. I znów nie wiem co robić. Dlatego robię krok w twoją stronę. Potem kolejny i kolejny, aż jestem od ciebie na wyciągnięcie ręki. Wtedy odwracasz się. I znów patrzysz w moje oczy. Powiedz coś. Powiedz coś Peter. Proszę.

Tym razem to ty wyciągasz rękę. Łapiesz mnie za przegub ciągnąć bliżej siebie. Prawie stykamy się klatkami piersiowymi. Pochylasz głowę ciągle nie spuszczając ze mnie wzroku. Nawet w półmroku pokoju widzę jak błyszczą twoje tęczówki. Spuszczam głowę, unikając twojego wzroku. Nigdy w życiu nie byłem tak zestresowany. Drugą wolną ręką dotykasz mojego podbródka delikatnie go podnosząc. Kurwa. Niemal zasycha mi w ustach. Mówiłem Ci że jesteś piękny Peter? Oczywiście, że nie. Mówiłem to tylko samemu sobie w swojej głowie.

- Kamil. – mówisz cicho. Twój głos jest niższy niż normalnie. Próbuję przełknąć ślinę. Mów dalej Peter. Chociaż nie wiem co mówi się w takiej sytuacji. Ty pewnie też nie. – Powiedz mi.. – zawieszasz głos, świdrując mnie wzrokiem. – Czego chcesz?

Co mam mu powiedzieć?

Przenosisz rękę z mojego nadgarstka na mój policzek. Teraz obiema dłońmi obejmujesz moją twarz, nie dając mi drogi ucieczki. Nie mam wyjścia.

- Ciebie. – mówię zgodnie z prawdą, mimo że drży mi głos. Moje serce chce wyskoczyć mi z piersi. Boję się, że teraz odwrócisz się i wyjdziesz z pokoju, mimo, że praktycznie rzecz biorąc, twoje czyny o tym nie świadczą. – Tego abyś był mój.

Twoja twarz ciągle jest poważna. Czuję jak praktycznie robi mi się niedobrze. Po chwili pytasz bez odwracania wzroku. – Wiesz, że to niewłaściwe?

W sumie nie mam już nic stracenia.

- Wiem. Ale nie obchodzi mnie to. Nie chcę być właściwy. – Przez chwilę nie wierzę, ze to przeszło mi przez gardło.

Nie reagujesz. Ciągle patrzysz na mnie, dokładnie studiując moją twarz. Po jakiś dziesięciu, może piętnastu sekundach powoli i bardzo delikatnie popychasz mnie do tyłu. Robię może dwa, trzy kroki po czym czuję, jak dotykam plecami ściany. Teraz chyba całkowicie przestałem oddychać.

- Muszę wiedzieć. – mówisz. – Muszę wiedzieć, że to nie jest chwilowe. Że nie mówisz tego pod wpływem chwili i emocji.

Kręcę delikatnie głową, zagryzając wargę.

- Nie. – odpowiadam. – To nie jest chwilowe.

Zauważam jakąś zmianę w twoich oczach. Kiwasz głową jakby bardziej do siebie niż do mnie. – W porządku. – mówisz cicho. – W porządku.

Przez dobrą chwilą nie zmienia się nic. Nadal patrzysz na mnie spojrzeniem którego nie mogę rozszyfrować, teraz jednak bardzo delikatnie głaszczesz swoimi kciukami moje policzki. Powoli przybliżasz się do mnie, uchylając swoje usta, palcami zahaczając o moje. Zrób coś Pero.

W końcu nie muszę już na nic czekać. Dotykasz swoimi ustami moich. Nie jest to mocne ani nachalne. Niemal od razu się odsuwasz obserwując moją reakcję. Nie zauważasz żadnych oznak zaskoczenia ani sprzeciwu. Nie ma prawa tam być czegoś takiego. W końcu czekałem tak cholernie długo. Mijają może trzy, cztery sekundy, jednak mi dłużą się niczym minuty zanim po raz kolejny mnie całujesz. Tym razem nie odsuwasz się, a czekasz aż oddam pocałunek. I robię to. Robię to jednocześnie przesuwając swoje dłonie na twoją szyję. Pogłębiasz pocałunek zsuwając swoje ręce na moją talię. I w końcu czuję się dobrze. Tak jak powinienem. Twoje usta są miękkie i ciepłe. Lepsze niż sobie kiedykolwiek wyobrażałem. Lepsze niż cokolwiek innego.

I nie chcę już niczego innego. Nie kiedy czuję jak przygryzasz moją dolną wargę, po czym wsuwasz język do moich ust. Pozwalam ci przejąć całą kontrolę. Sprawiasz, że czuję coś czego nigdy wcześniej nie czułem. Pocałunek staje się coraz bardziej namiętny, ale ciągle jesteś cholernie delikatny. Po chwili odsuwasz się ode mnie, cały czas jednak stojąc tak, że gdybyś lekko się pochylił stykalibyśmy się czołami. Dopiero teraz czuję jak moje dłonie i nogi drżą. Prawdę mówiąc trzęsę się cały. Zauważasz to.

- Wszystko w porządku? – pytasz. Kiwam głową próbując złapać powietrze. Nawet nie zorientowałem się jak bardzo mi go brakuje. A ty chyba pierwszy raz odkąd opuściliśmy bankiet i zostaliśmy sami uśmiechasz się. – To dobrze. – szepczesz.

W następnej chwili łapiesz mnie nieco nad kolanami lekko unosząc. Jedyne co zdążam zrobić to przytrzymać się twoich barków. Sadzasz mnie na łóżku, po czym klękasz między moimi nogami. Twoje dłonie znów wędrują na moją twarz, po czym po raz kolejny całujesz mnie. Układam swoje ręce na twojej klatce piersiowej próbując zsunąć marynarkę z twoich barków. Wychodzi mi to oczywiście nieudolnie, biorąc pod uwagę to, że nie mogę się na niczym skupić. Zauważasz to jednak i odrywasz dłonie od mojej twarzy. Trwa to tylko sekundę, po czym marynarka ląduje na ziemi, a twoje ręce ponownie na swoim poprzednim miejscu.

Odchylam głowę do tyłu, zaś twoje usta niemal natychmiastowo zjeżdżają na moją szyję. Słyszę mój własny, zduszony głos szeptający twoje imię. Nie rejestruję w którym momencie zaczynam wydawać z siebie jakieś stłumione dźwięki i westchnienia. Unosisz się, popychając mnie, przez co ląduję plecami na miękkim materacu. Czuję jak klękasz na łóżku, nade mną, cały czas mnie całując. Czy jestem świadomy tego co się dzieje? Tak, w stu procentach. I jeśli to jest prawdziwe to jestem pewien że chcę więcej. I nawet jeśli to złe, to ja nie chcę być właściwy. Nigdy nie chcę być właściwy, bo ty tu jesteś. A tylko ciebie chcę.

____________________________________________________________________________

Długo nie chciałam nic pisać na Wattpadzie. Traktowałam to jako cofanie się w pisaniu, jako przechowalnię historyjek napalonych nastolatek. Ale i na mnie przyszedł czas, bo ile można chować coś do szuflady? A prawda jest taka, że kocham pisać.

Jest to mój pierwszy shot, napisany pod wpływem powyższej piosenki, którą mega polecam. Wiem, że ciągle muszę jeszcze pracować i ćwiczyć nad swoim stylem, więc jestem przygotowana na krytykę, szczególnie tą konstruktywną :)

Jeśli przeczytałeś - będę wdzięczna za zostawienie gwiazdki :) komentarze też są bardzo mile widziane!

Do zobaczenia (mam nadzieję, że wkrótce).

Ola

Cough Syrup | ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz