Take care of you - p.prevc x k.stoch

704 73 6
                                    

Po raz kolejny tego dnia czuję się jakby ktoś z całej siły uderzał mnie w brzuch. Prawie zwijam się próbując przetrzymać nadchodzącą falę bólu. W przerwie między jedną a drugą podchodzę do Piotrka.

- Możesz powiedzieć trenerowi że odpuszczam dziś sobie trening? Od rana ledwo żyję, a jedne wagary mi nie zaszkodzą. I tak nie będę w stanie skakać. – mówię, starając się powstrzymać mdłości.

- Jasne, odprowadzić cię Kamil? – Piotrek marszczy brwi.

Kręcę głową.

- Nie, co ty, w końcu to tylko parę kroków. – odpowiadam, po czym zabieram swoje rzeczy i ruszam w kierunku hotelu.

Każdy krok powoduje coraz większy ból i marzę tylko o tym, aby się położyć. Nie wiem co jest nie tak, ostatni raz czułem się tak okropnie kiedy byłem małym chłopcem. Nie mam siły iść, więc staję na chwilę i biorę głęboki oddech.

- Wszystko w porządku? – słyszę obok siebie głos i ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Od razu poznaję kto to.

- Tak. – wysilam się na uśmiech. – Tylko trochę źle się czuję.

- Mam nadzieję, że nie idziesz na trening? – marszczysz brwi patrząc na mnie z niepokojem.

- Nie, właśnie wracam do hotelu. Położę się i będzie lepiej.

Nie wyglądasz na przekonanego. Po paru sekundach ciszy zabierasz ode mnie torbę.

- Odprowadzę cię.

- Nie, Peter, naprawdę nie ma takiej potrzeby. – mówię szybko, mimo że ledwo mogę oddychać z bólu.

- Jasne. – mówisz, po czym obejmujesz mnie ramieniem i prowadzisz w stronę hotelu.

- Gdzie masz pokój?

- Trzecie piętro, 321.

- Pojedziemy windą. – decydujesz, po czym wciskasz odpowiedni przycisk.

Opieram się o ścianę i przymykam oczy. Nie wiele mi to jednak daje.

- Co jest Kamil? – pytasz, a ja orientuję się że jesteś tylko parę centymetrów ode mnie. Moje serce bije bardzo szybko, nie wiem czy to z powodu bólu czy twojej obecności.

- To nic Pero. Tylko boli mnie brzuch.

Lustrujesz mnie powoli wzrokiem.

- Jesteś strasznie blady. – szepczesz. W twoich oczach widzę zmartwienie. Po chwili winda zatrzymuje się na naszym piętrze, a ty pomagasz mi wysiąść.

- Gdzie masz klucze?

- W torbie. – staram się nie osunąć się na ziemię, podczas gdy ty szukasz kluczy w mojej torbie. Na szczęście znajdujesz je dosyć szybko.

- Idź się od razu rozbierz i połóż. – mówisz jak tylko wchodzimy do środka. Czuję się tak fatalnie że nie mam nawet siły wstydzić się czy denerwować. Po prostu ściągam to co mam na sobie i kładę się na łóżku w koszulce i bokserkach. Ty kładziesz moją torbę na ziemi i otwierasz okno.

- Oddychaj głęboko, zaraz wrócę. – opuszczasz mój pokój, a ja próbuję jakoś złagodzić ból. Pościel jest chłodna, w pokoju panuje przyjemny przewiew, więc mdłości powoli ustępują. Staram się skupić myśli na czymś innym niż ból – tak się składa że trafia na ciebie. Myślę o twoich oczach, skórze, zapachu – trwam tak do czasu aż po raz kolejny słyszę dźwięk otwieranych drzwi.

- Przyniosłem ci leki i picie. – mówisz cicho, klękając obok mojego łóżka. – Dasz radę się na sekundkę podnieść?

Udaje mi się usiąść na posłaniu, opierając plecy o wezgłowie. Ty w tym czasie wyjmujesz z opakowania białe kapsułki.

- Masz tabletkę przeciwbólową, powinna zacząć niedługo działać i chociaż trochę ci pomóc. – podajesz mi lek i wodę po popicia.

- Wypij jeszcze, musisz się dobrze nawodnić. Zaraz ci zrobię mocnej herbaty. – oddaję ci butelkę i z twoją pomocą po raz kolejny się kładę.

- Gdzie cię boli? – pytasz.

- Cały brzuch, nie wiem, tak jakby ktoś mnie przeszywał nożem. – mówię, nie otwierając oczu.

- Mogę? – pytasz szeptem, odkrywając nieco kołdrę i wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Kiwam głową, po raz kolejny nie mając nawet sił aby się zarumienić – jedyne na czym się skupiam, to twoja chłodna dłoń na moim brzuchu przynoszącą delikatną ulgę.

- Masz bardzo spięty brzuch, ale nie wygląda mi to na wyrostek ani nic z tych rzeczy. Moja siostra to miała, więc to na pewno nie to. – orzekasz, ale nie wyciągasz ręki spod mojej koszulki. Odpowiada mi to.

Twoja dłoń nadal kreśli delikatne koła na mojej skórze, pozwalając się zrelaksować. Nie wiem ile czasu tak trwamy – po dobrej chwili czuję jednak jak ból zaczyna odpuszczać. Powoli zaczyna ogarniać mnie senność.

- Nie siedź na podłodze. – mówię do ciebie. – Chodź tutaj.

Zanim zasypiam rejestruję moment kiedy materac ugina się pod twoim ciężarem, a ty siadasz gdzieś po mojej lewej stronie, ciągle gładząc moją spiętą skórę.

____________

Kiedy budzę się za jakiś czas czuję się dziwnie. Ból i nudności minęły, mimo to czuję ciągle lekki ucisk w brzuchu. Ty siedzisz koło mnie na łóżku, patrząc gdzieś za okno. Kiedy czujesz mój ruch, od razu skupiasz na mnie wzrok.

- Kamil? Jak się czujesz? – pytasz zmartwiony.

- Lepiej. Dużo lepiej. – mówię dosyć słabo.

- Nadal cię boli?

- Już nie. Naprawdę jest w porządku. – chcę się podnieść, ale uniemożliwia mi to twoja ręka, która popycha mnie na materac.

- Nie wstawaj jeszcze. Musisz trochę dość do siebie.

Przez chwilę żaden z nas nie mówi nic.

- Ile czasu spałem? – pytam w końcu.

- Prawie dwie godziny.

- Ile?

- Prawie dwie godziny. Twój trener i Piotrek pytali o ciebie, ale powiedziałem im wszystko co i jak.

Przetrawiam to wszystko w myślach. W końcu marszczę brwi.

- A ty siedziałeś tu cały ten czas?

- Tak. – Peter odpowiada jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

- A co z twoim treningiem? Gorazd pewnie jest wściekły.

- Zrozumie. – wzruszasz ramionami. – Jeden trening nic nie zmieni.

- Mogłeś iść jak zasnąłem. – mówię niby obojętnym tonem.

- Nie zostawiłbym cię samego. – twój wzrok znowu kieruje się w stronę okna.

Nie wiem co mam powiedzieć.

- Dziękuję. – szepczę tylko cicho.

- Nie ma za co Kam. – odpowiadasz szeptem. – Naprawdę nie ma za co.

______________

Na Procha jest zawsze pora :) Tak się cieszę że Pero jedzie na MŚ!

Zostaw gwiazdkę jeśli przeczytałeś :)

Ola

Cough Syrup | ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz