Nagle się zerwałem. Oblany potem i z przyspieszonym tętnem. Gdy już zdałem sobie sprawę, że te niedorzeczne głupoty były tylko snem, a ja wciąż żyłem, bezwładnie opadłem na poduszkę. Spojrzałem na leżący tuż obok mojej głowy telefon i sprawdziłem godzinę. Zawiedziony, że jest dopiero kilka minut po piątej, obróciłem się na drugi bok.
Ta noc ciągnęła się w nieskończoność- było to zapewne skutkiem tych koszmarów, wieczny niepokój, a do tego te krwiożercze bestie- skąd się wzięły? nie wiem, ale błagam, żeby zniknęły...
Po jakimś czasie zasnąłem, ale niedługo później do mojej świadomości doszedł dźwięk rozwrzeszczanego budzika. Z powrotem usiadłem na łóżku i uważnie się rozejrzałem po pokoju. Wyglądał zupełnie inaczej niż dwie godziny temu... Może dlatego, że mrok wiele zmienia...?
Westchnąłem ciężko, pościeliłem łóżko, a później pospiesznie zgarnąłem z krzesła ciuchy i pobiegłem do łazienki. Przez chwilę bacznie przyglądałem się swojej gładkiej twarzy w lustrze. Przemyłem ją zimną wodą, dokładnie ułożyłem blond grzywę i założyłem czarne rurki, gdy usłyszałem delikatne pukanie do drzwi:
- Bardzo proszę, braciszku, długo jeszcze?- zapytała zaspanym głosem moja trzyletnia siostrzyczka.
- Już wychodzę!- krzyknąłem, po czym złapałem moją śnieżnobiałą koszulę i jeszcze raz spoglądając w lustro wyszedłem z łazienki, po drodze wpadłem na tego zaspanego człowieczka czatującego pod drzwiami.
Zbiegałem po schodach zapinając koszulę, ale nie dopinając dwóch ostatnich guzików. Gdy wszedłem do kuchni zobaczyłem przygotowane świeże pieczywo i kilka przysmaków, które można by na nim położyć. Moją uwagę przykuła butelka wody, poczułem, że gardło prawie mi wyschło. Wyjąłem szklankę i napełniłem ją. Mimo, że rzadko coś piję to wyjątkowo zawartość naczynia jakby wyparowała. Nie miałem ochoty nic jeść. Wróciłem jeszcze do pokoju po plecak, do którego wrzuciłem moje zerówki, oraz po płaszcz. Ubrany jakby na zewnątrz panowały syberyjskie mrozy, wyszedłem na dwór wcześniej żegnając się z domownikami, a następnie z zarzuconym na jeno ramię plecakiem ruszyłem na przystanek.
Autobus podjechał zaraz po tym jak przyszedłem. Nie miałem co liczyć na miejsce siedzące, tak więc stanąłem między zupełnie obcymi twarzami, nostalgicznie wpatrując się w przestrzeń za szybą.
Kilka przystanków i jestem prawie na miejscu, później jeszcze pół kilometra na nogach i baza zdobyta.
Wyjąłem z plecaka słuchawki i puściłem losową playlistę, która stała się tylko tłem do moich rozmyśleń... Z pierwszymi dźwiękami napłynęła fala myśli- wzory matematyczne, zasady siatkówki, nie potrzebne mi do życia wymiary boiska, mała siostrzyczka i On...
Piosenka właśnie dobiegła końca, a ja podniosłem głowę do góry. Kątem oka- nie uszedł mojej uwadze- zobaczyłem, że przechodzi przez drogę. Zaczerwieniłem się, miałem nadzieję, że mnie nie poznał i ukryłem głowę w szalu. Wybrałem dłuższą drogę, żeby się nie minąć. Coś jednak nie wyszło. Znowu go dostrzegłem. Nieśmiele się przywitałem, a on rzucił tym swoim uroczym uśmiechem. Wszedłem do szatni chwilę przed nim, na całe szczęście był tam już mój dobry przyjaciel. Serdecznie się przywitaliśmy i nasza rozmowa potoczyła się tak jakbyśmy byli tam sami... Może nawet i tak było...? Do czasu...
- Jak się macie?- usłyszałem nagle miękki głos i gwałtownie się odwróciłem.
"Co się ze mną właściwie dzieje?!"- ganiłem swoje zachowanie w myślach.
----------------------
Mam nadzieję, że moje bazgroły przypadną wam do gustu. To moja pierwsza praca, którą ośmieliłem się opublikować... w notatniku czeka już ciąg dalszy, w którym kontynuuję ten sam dzień- będziecie mogli dużo bliżej przyjrzeć bohaterom i poznać tajemniczy obiekt westchnień. Liczę, że was zaintrygowałem, i że zobaczymy się jutro, kiedy wstawię kontynuację!
YOU ARE READING
Kiedy się zbliżyliśmy...
FanfictionWszechświat w nim Ziemia, na tej planecie miasto, jakiekolwiek i gdziekolwiek- może blisko ciebie a może zupełnie daleko, toczy się życie niczym niewyróżniających się nastolatków. Możesz ich kojarzyć, bo kiedyś wpadliście na siebie na korytarzu lub...