Rozdział 2

62 6 1
                                    

- Hej! - powiedział Bazyli i uściskał przyjaźnie Cleo.

- Cześć! - odpowiedziała. 

- Mama wyszła do pracy, także nie ma jej do 16. Nie wiedziałem, co kupić, więc... Nic jeszcze nie mamy... Łącznie z prezentem... - urwał zażenowany. 

- Bazylii... - westchnęła Cleo. - Niezły z ciebie syn, skoro nawet prezentu nie masz kupionego.

- Okej, okej... Zawaliłem. Ale naprawdę nie wiedziałem, co kupić. Myślałem, że ty mi pomożesz. - Uśmiechnął się. 

- Oczywiście. Tego mogłam się spodziewać... Wiesz, co... Ręce opadają... - powiedziała, a następnie zdjęła dżinsową kurtkę i położyła ją na kanapie. - Zatem od czego zaczynamy? 

- Może od planu? Co robimy na kolację? Jaki kupić prezent? 

- Tak?! Czyli ty zadajesz pytania i wydajesz polecenia, a ja mam tylko je wykonywać?

- Oj, nie złość się... - Znów się uśmiechnął. W jego uśmiechu było coś, co sprawiało, że humor od razu sie poprawiał, a kąciki ust same się unosiły.  - Myślałem, żeby zrobić na kolację spaghetti i jakiś deser do tego, a jako prezent kupić jakąś szkatułkę czy coś w tym stylu. I jak? Jesteś ze mnie dumna? 

- Po pierwsze: czy ty naprawdę chcesz zrobić zwyczajne spaghetti na urodziny własnej mamy? Po drugie: to tylko jakieś blade pomysły, a kto je wykona? No kto? 

- Wiesz, co? Straszna z ciebie zołza. 

- Tak? A chcesz, żeby ta zołza poszła i żebyś sam robił to wszystko? 

- Dobra, już się przymykam. 

 Przyjaciele ustalili, że jako danie główne podadzą makaron z krewetkami, a na deser panna cottę z sosem truskawkowym. Po zaplanowaniu już kolacji i kupna prezentu, na który wybrali pozytywkę, udali się po produkty. Świetnie się bawili, robiąc zakupy. Bazyli stwierdził, że może chodzić z Cleo do każdego sklepu. 

 Kiedy kupili potrzebne produkty i pozytywkę z figurką przytulającej się pary, wrócili do domu Bazylego.  Przygotowali po części dania i do 16 zostało dwie godziny. Z których należało odjąć czterdzieści minut na dokończenie posiłku. 

-Co będziemy robili przez ten czas? - spytał chłopak.

- No jeszcze musimy nakryć do stołu. A tak w ogóle to sprzątałeś? Proszę, Bazyli, powiedz, że tak. 

- I tu naprawdę powinnaś byś ze mnie dumna, bo sprzątnąłem. - Uśmiechnął się, pełen dumy. - Możesz zrobić test białej rękawiczki. 

- Wierzę na słowo. Chociaż nie jestem pewna, że po zrobieniu tego testu, rękawiczka byłaby czysta. 

- Nie wierzysz w moje możliwości?! A po za tym to czy u ciebie wszystko musi być perfekcyjne? 

- Jeśli chodzi o sprzątanie to tak! Nie gadaj tyle tylko zajmij się wycieraniem talerzy i sztućców! I to już! - nakazała i śmiejąc się, delikatnie kopnęła przyjaciela w tyłek. 

          Przez resztę czasu siedzieli w pokoju Bazylego i rozmawiali. O czym? O wszystkim, o zbliżających się wakacjach, o stanie zdrowia mamy Bazylego, jeszcze raz o ostatniej kłótni Cleo z rodzicami... 

           O 15.20 z powrotem zeszli do kuchni, aby do końca przygotować obiado-kolację. Ugotowali makaron i krewetki, przygotowali panna cottę. Było pięć minut po 16, kiedy pani  Wincewicz wróciła do domu wraz z mężem. Młodzi schowali się za wysepką w kuchni, więc gdy kobieta weszła do jadalni była bardzo zdziwiona. Wtedy przyjaciele wyszli ze swojej kryjówki, a Bazyli krzyknął:

- Suprise! - Potem podszedł do mamy, przytulił i dał całusa w policzek -  Kochana mamo, życzę ci wszystkiego najlepszego, przede wszystkim zdrowia, zero złych dni, uśmiechu na twarzy, szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń i sto lat! 

             Wtedy do chłopaka podeszła Cleo i razem wręczyli prezent solenizantce. Zachwycona kobieta uściskała przyjaciółkę syna i serdecznie podziękowała za podarunek. Bardzo jej się podobał. Postanowiła postawić go na toaletce w sypialni i patrzeć na niego codziennie. 

Po rodzinnym przyjęciu, Cleo musiała wrócić do domu. 

- Mamo, pozwolisz, że odprowadzę Cleo do domu? - spytał Bazyli.

- Oczywiście, że tak. Cleo, poczekaj chwilkę. - Kobieta odeszła na chwilę od stołu, a po chwili wróciła z kartonowym opakowaniem. - Proszę, to kawałek tortu dla ciebie i rodziców. 

- Nie trzeba było... Naprawdę...

- Oj tam! Jesteś taka chudziutka, trochę słodkości ci nie zaszkodzi - odpowiedziała kobieta i puściła oko do dziewczyny. 

- Dziękuję bardzo. Do widzenia. 

- Do widzenia - pożegnało się małżeństwo.

             Przyjaciele wyszli na ulicę. Nigdy nie była ruchliwa. Przypominała trochę londyńską. Kilka starych kamienic i wiele jednorodzinnych domów.  Drzewa, krzewy, wszystko takie prawie idealne. No tak, przecież to osiedle było jednym z najczyściejszych w całym Kołobrzegu. 

- Jejku! Zawsze zazdroszczę ci tych rodziców. Troskliwi, kochani, uprzejmi, dający dobry przykład. Normalnie marzenie! - krzyknęła Cleo i z wyciągniętymi rękami kręciła się wokół własnej osi, tak, że jej sukienka uniosła się i zawirowała razem z nią. Z perspektywy Bazylego wyglądała jak roześmiana mała dziewczynka. 

- Nie mów, że twoi są tacy źli! Po prostu trzymają dyscyplinę, ale uwierz mi, chcą dla ciebie jak najlepiej.

- Serio? - Przestała się kręcić i spoważniała. - Przecież sam to nie wierzysz. Bazyli, oni myślą jak zdobyć korzyści, z tego, że mają mnie. Moimi ocenami ojciec chwali się na bilardzie, a matka opowiada, jaka to ona jest ze mnie dumna, przy swoich niby-przyjaciółkach w agencji. Owszem kupują mi te wszystkie nowinki techniczne i modne ubrania, ale tylko dlatego, żeby pokazać, że to właśnie ja jestem najlepsza. I do tego trzymają się tych głupich zasad. Już dawno mówiłam, że mam ich dosyć i żeby skończyć tę żenadę. 

- Cleo - powiedział chłopak i otoczył przyjaciółkę ramieniem. - Postaraj się ich zrozumieć. Mają taką śliczną, mądrą, troskliwą i kochaną córkę. Ja jakbym taką miał też bym się chwalił. 

Dziewczyna wyślizgnęła się spod ramienia przyjaciela i powiedziała: 

- Oj przestań! Nie możesz ich wiecznie usprawiedliwiać Bazyli! To są niemalże potwory.  

- Cleo, naprawdę przesadzasz...

O dwojgu takichWhere stories live. Discover now