Rozdział 4

43 5 0
                                    

Nie mogłam nawet myśleć, że miałabym zostawić tę klasę i przenieść się do innej szkoły. Musiałam znaleźć sposób, żeby przekonać rodziców, żeby wszystko pozostało bez zmian. Nie chciałam ich, nie potrzebowałam. Były dla mnie tylko kłopotem.

W mojej głowie ciągle gromadziły się nowe myśli. Nie mogłam się na niczym skupić. Dzisiejszy dzień w szkole nie należał do najcięższych. Dzięki Bogu! Naprawdę nie wiem, co byłoby na fizyce. Lekcje minęły szybko. Zresztą ostatnio codziennie tak mijały. Czerwcowe chodzenie do szkoły to prawie wakacje.

Po skończeniu zajęć umówiłam się z Bazylim przed szkołą. Mieliśmy iść na lody, żeby poprawić sobie humor.

Wyszłam ze szkoły z nadzieją, że spacer po plaży, lody i towarzystwo najlepszego przyjaciela pod słońcem poprawią mi humor. Jednak ku mojemu zdziwieniu, po opuszczeniu budynku zobaczyłam tego samego chłopaka, którego spotkałam niedawno na plaży. Odwróciłam się gwałtownie, żeby mnie nie rozpoznał, jednak ten chyba zdąży mnie zauważyć. Widziałam w szybie drzwi, że zmierza z szerokim uśmiechem w moim kierunku.

- O! Co za spotkanie! Znów się widzimy! Miło, miło!

- Dla kogo miło, dla tego miło…

- A co to za zły humorek. Dziewczyno, jest czerwiec, cudowna pogoda, zaraz koniec tego zakładu psychiatryczno-wychowawczego! Tylko się cieszyć!

- Wiesz, jak widzi się twoją zasraną gębę to humor od razu się psuje! – odpowiedziałam i ruszyłam do Bazylego, który właśnie wyszedł ze szkoły.

- No, no kuzynie! Nie mówiłeś, że znasz takie laseczki! – odezwał się Narcyz. Dopiero teraz zrozumiałam o kim mówił Bazyli dzisiaj rano. Rzeczywiście prawdziwy narcyz. Szczerze współczuję Bazylemu.

- Olaf?! Co ty tutaj robisz? – spytał mój przyjaciel, z wyraźną irytacją w głosie.

- Też się cieszę, że cię widzę. Może przedstawiłbyś mnie tej ślicznotce?

- Nie, ta „ślicznotka” nie ma ochoty się z tobą poznawać – odpowiedział Bazyli. Chwycił mnie swoją mocną i ciepłą dłonią i lekko pociągnął w stronę bramy szkoły.

Olaf nie dawał za wygraną. Ruszył tuż za nami. Cały czas prawił komplementy na mój temat. Bazyli zaczął się denerwować. Czułam to, bo coraz bardziej ściskał moją dłoń, której nie puścił nawet po opuszczeniu terenu szkoły. W końcu nie wytrzymał:

- Olaf, wracaj do domu albo przynajmniej daj nam spokój! Nie mamy ochoty przebywać w twoim towarzystwie! Rozumiesz?!

- Czemu ty zawsze mówisz za was obojga. Może ta piękność sama wypowiedziałaby się na ten temat – odpowiedział i spojrzał na mnie.

- Nie muszę. Rozumiem się z Bazylim bez słów. On dokładnie wie, co ja czuję i sądzę.

- Dobrze, skoro tego życzy sobie ślicznotka. – Ukłonił się szarmancko, jak przed Jej Wysokością . - Ale z tobą, kuzynie, pogadam sobie w domu.

Po tych słowach odszedł. Słyszałam, że Bazyli głośno odetchnął.

- Wszystko okej? – Spytał, patrząc mi w oczy z troską.

- Tak – odpowiedziałam, uśmiechając się. – To co, idziemy na te lody? Chyba nie pozwolimy, żeby ten narcyz zepsuł nam humor?

- No jasne, że nie pozwolimy.

Uśmiechnęliśmy się i ruszyliśmy do lodziarni w pobliżu plaży. Opowiedziałam Bazylemu, że Olaf jest tym chłopakiem, którego spotkałam ostatnio na spacerze po kłótni z rodzicami. Mój przyjaciel przyznał rację, bo kuzyn opowiadał mu, że spotkał jakąś prześliczną dziewczynę, która spławiła go. Był wyraźne zażenowany, bo jeszcze żadna dziewczyna mu się nie oparła.

- Któraś musiała być pierwsza i to byłam ja – powiedziałam dumna z siebie.

Olaf był zabójczo przystojny, ale jego charakter niesamowicie raził. Miał ciemną karnację,  brązowe włosy, idealny biały uśmiech i prawie czarne oczy. Mieszanka tak niewiarygodnie pociągająca, że trudno było się oprzeć. Jego podejście do dziewczyn było bezczelne. Uważał siebie za bóstwo, ale wcale nim nie był. Blisko było mu do młodego boga, ale tylko  idealnym wyglądem.

O dwojgu takichWhere stories live. Discover now