Rozdział 5

46 6 3
                                    

        Spacerowaliśmy z Bazylim po plaży zajadając nasze ulubione lody. Rozmawialiśmy o Olafie, o wakacjach, o liceum.   Była 16 kiedy wracaliśmy do domu. Musiałam przekonać rodziców, że nie muszę zmieniać szkoły, żeby być lepszą córką.

Bazyli odprowadził mnie pod bramę, przytulił i życzył powodzenia. Otworzyłam drzwi, zdjęłam trampki. Wiedziałam, że dzisiaj mama była dłużej w agencji dlatego obiad będzie na 16, więc udałam się do jadalni. Siedzieli już i nakładali makaron ze szpinakiem na talerze.

- Cześć! Smacznego! – przywitałam się.

- Witaj, córeczko! Siadaj nakładaj sobie, bo raz wystygnie – powiedziała mama. Była zbyt miła, ewidentnie. Co ona kombinuje?

Posłusznie usiadłam i nałożyłam na talerz małą porcję obiadu. Siedzieliśmy w milczeniu. Ciszę przerwał tata:

- Klementyno – zaczął. Słysząc te słowa, wzdrygnęłam się. Wykorzystał to, że nienawidziłam tego imienia, aby nadać sytuacji powagę. – Przemyśleliśmy z mamą nasze warunki, postawione ci dzisiaj rano i doszliśmy do wniosku, że są one za surowe. Owszem na pewno nie jest łatwo zerwać kontakt z kimś, kogo znamy sześć lat, ale sądzimy, że ten chłopak ma na ciebie zły wpływ. Opuściłaś się w nauce i w wulgarny sposób ujawniasz swoje zdanie. Po głębszych przemyśleniach wraz z mamą doszliśmy do wniosku, że zmiana szkoły nie ma najmniejszego sensu, ponieważ mamy już czerwiec, a we wrześniu zaczynasz edukacje w liceum. – Dopiero teraz to zrozumieli? Wyglądają na inteligentnych ludzi. Może to tylko pozory? – Mamy pewną propozycję dla ciebie, kompromis, żebyś nie uważała nas za okrutnych rodziców.

- Jest to też pewna korzyść dla ciebie. Otóż na koniec gimnazjum osiągniesz średnią przynajmniej 5,3. Będziesz wracała do domu na obiad, czyli na 15, oczywiście oprócz tych dni, w których kończysz po 15, wtedy obiad będzie na 16. Do szkoły możesz chodzić z tym chłopakiem – mówiąc na jej twarzy pojawił się niesmak. Nie rozumiałam jej. Bazyli to kochany, opiekuńczy chłopak, uprzejmy, serdeczny. Dlaczego dopiero teraz zaczął jej przeszkadzać?

- Ten chłopak ma na imię Bazyli – wtrąciłam poirytowana.

- Nieważne. – Machnęła ręką. – Nie przerywaj, proszę. Nie musisz jeździć z nami, jeśli nie chcesz. Wracać możesz autobusem lub piechotą. Chyba rozumiesz, że razem z tatą pracujemy. W weekendy będziesz uczyła się francuskiego. Wyjścia z domu będę dozwolone dopiero po odrobieniu lekcji, natomiast powroty przed 20. I jeszcze jedno! Chyba najważniejsze! - Uśmiechnęła się pod nosem. – Od jutra zaczynasz pracę w mojej agencji!

- Co?! – Do tej pory słuchałam spokojnie, ale to już za wiele. Nie mam zamiaru być modelką!!!

- Klementyno! – upomniał mnie podwyższonym głosem tata.

- Przepraszam, ale to już za wiele – odpowiedziałam spokojnie. – Nie mam zamiaru być modelką. Co to za pomysł?

- Córeczko, posłuchaj. Razem z tatą dobrze wiemy i ty też na pewno zdajesz sobie z tego sprawę, że masz cudowną urodę. Nie powiedziałam ci szczegółów tej pracy, wybacz. Chodzi tutaj o kilka sesji dla magazynów modowych. Jesteś wysoka, chuda i śliczna. Po prostu idealna. Będą to sesje pojedyncze. Nie masz się o co martwić, nie będą konkurowały z twoimi zajęciami. Większość będzie odbywała się w weekendy. Oczywiście pieniądze, będą trafiały na twoje konto, także będziesz miała i ty korzyści z tego. To jak, zgadzasz się na nasz kompromis?

- Miałabym mniej się buntować lub po prostu bardziej taktownie wyrażać swoje zdanie, mieć na koniec roku średnią 5,3, wracać na obiad do domu, czyli na 15 albo 16, w weekendy uczyć się francuskiego, wychodzić z domu po odrobieniu lekcji i wracać przed 20 i wziąć udział w kilku sesjach dla magazynów modowych, tak? – spytałam dla pewności.

- Zgadza się – odpowiedział tata.

- W takim razie muszę się zastanowić. Mam nadzieję, że zrozumiecie. A teraz wybaczcie, ale mam jeszcze lekcje – uśmiechnęłam się ironicznie i wstałam od stołu.

Chwyciłam torbę, leżącą w przedpokoju i wbiegłam po schodach na piętro, a potem udałam się do mojego pokoju. Rzuciłam torbę na fotel pod ścianą, sama zaś opadła na łóżko. Wyjęłam mojego iPhona i zadzwoniłam do Bazylego. Odebrał po pierwszym sygnale.

- I jak poszło, malutka? – spytał troskliwie.

Opowiedziałam mu o warunkach postawionych przez rodziców.

- No to dowalili z tą sesją. – Słyszałam jego dezaprobatę. – Ale wiesz, myślę, że to dobre warunki. No chyba, że nie chcesz się ze mną spotykać, to wybierz poprzedni układ. – Teraz śmiał się. 

- No co ty! Nigdy w życiu! Dnia bym bez ciebie nie przeżyła, mój aniele stróżu. A jak tam Olaf?

- Hahaha, lepiej nie pytaj. Zarzuca mnie pytaniami o ciebie. Chce wiedzieć wszystko, włącznie z tym, czy jesteś zajęta.

- I co odpowiedziałeś? – pytam ciekawa.

- Oczywiście, że jesteś. – Ze zdziwienia otwieram szeroko oczy. Czy on coś sugeruje? Chyba spodziewał się mojej reakcji, bo po chwili dodaje, śmiejąc się – Dla jakiegoś przystojnego i inteligentnego księcia z bajki.

Śmiejemy się jeszcze jakąś chwilę. W pewnym momencie zdaję sobie sprawę, że rodzice mogą to słyszeć i jednak zmienią zdanie, czyli zakażą mi kontaktu z Bazylim. Nadal w dobrym humorze, zegnam się z przyjacielem:

- Dobra, Bazyluś, muszę kończyć. Lekcję czekają, sam rozumiesz. Do zobaczenia jutro rano, bo wiesz, że teraz mogę chodzić z tobą do szkoły?

- Nie wspominałaś, ale to super. Jutro postaram się być już gotowym, kiedy przyjdziesz.  Dobra to leć tam się uczyć, księżniczko. Hejka.

- Hej.

Po skończeniu rozmowy zeszłam do gabinetu taty. Akurat spotkałam tam też mamę, więc nie musiałam jej szukać.

- Zgadzam się na ten układ.

- Świetnie – powiedzieli razem i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Wyszłam z pokoju i tym razem naprawdę zaczęłam odrabiać lekcje u siebie. Przez moje myśli przebijały się sugestie, że może jednak moi rodzice są normalni. Są ludźmi biznesu, ale mogliby okazywać trochę ciepła w domu, chociaż trochę.

O dwojgu takichWhere stories live. Discover now