1# Niespodzianka

44 3 0
                                    

- Już przestań tak panikować. Jesteśmy z tobą! - na ekranie uśmiechnęła się dziewczyna w okularach.

- Przynajmniej do chwili aż tam dotrzesz. - wtrąciła się kolejna, pół Japonka.

- Dzięki, Akira! Naprawdę mi pomagasz! - złośliwie odpowiedziała Yòu Cheng. - Ja się naprawdę stresuję. Nigdy czegoś takiego nie robiłam.


Yòu Cheng właśnie szła na rozmowę kwalifikacyjną o pracę wakacyjną. Oczywiście gdyby miała iść sama, padłaby na zawał, więc nie obyło się bez pomocy jej najwierniejszych przyjaciółek - Soni i Akiry. Od gimnazjum trzymały się razem, a teraz wspierały jedną z nich, która kierowała się w stronę przedmieści. A skoro Messenger umożliwia grupowe chaty video, to dlaczego by z tego nie skorzystać? Cała trójka wiedziała, że stres Yòu Cheng był za duży, żeby starczyły tylko wiadomości.

- Jeju, to tylko dziecko. Na pewno sobie poradzisz. I dzięki temu, że będziesz się nim opiekować, będziemy chodzić na najlepsze jedzenie w mieście! - Sonia rozmarzyła się do reszty. Uwielbiała poznawać nowe smaki i sama piekła świetnie smakołyki dla przyjaciół.

- W sumie racja. Może nie będzie aż tak źle... Może mnie tylko wywalą na rozgrzany chodnik?

- Niedługo się dowiemy... - zaśmiała się Akira.

- Szybciej niż wam się zdaje. Już jestem przy furtce. Nogi mam jak z galaretki.

- Może cytrynowej? Bardzo lubię

- Mi się wydaje, że to... ZIMNE NÓŻKI! - Sonia zaczęła śmiać się ze swojego żartu. Nie zawsze trafiały jej się fajne i trafione gry słowne.

- Ekhem... halo? Ja tu umieram ze strachu? I będzie tylko roztopiona galaretka? - przypomniała się Yòu Cheng.

- Haha.. sorry... - wydukała przez śmiech Sonia wstając ze swojej podłogi - Naprawdę, wszystko będzie dobrze. Dobra, rozłączamy się, Aki.

- Noom, powodzenia - mrugnęła dziewczyna. I obie prawie równocześnie zakończyły połączenie.

- Ech, te dziewczyny... zawsze wiedzą jak pocieszyć człowieka - pomyślała trochę z przekąsem Yòu Cheng, chociaż naprawdę tak sądziła - Dobra, wchodzę. Nie mogę tu stać cały dzień. Za chwilę naprawdę się rozpłynę.


Kiedy pchnęła furtkę i przeszła przez obrośnięty bluszczem murek, od razu weszła do bardzo zadbanego ogrodu. Żwirowa ścieżka prowadziła przez łuk, wokół którego pięła się kwitnąca róża. Yòu Cheng nie mogła wyjść z podziwu. Rośliny były jednym z hobby, którym się zajmowała. Może gdyby udało jej się dostać tę pracę, może właścicielka zgodziłaby się, żeby dziewczyna wzięła parę szczepów. Na jej balkonie było jeszcze parę wolnych doniczek.


Rozmyślając o kwiatach, które widziała, ścieżka poprowadziła ją prosto pod drzwi. Stres wrócił. Spoconą dłonią przydusiła dzwonek do drzwi. Po jakimś czasie otworzyła jej elegancka kobieta. To chyba ta pani Sofia Melben. Koszula, żakiet, szpile, fryzura ułożona na tonę żelu, no i makijaż wyglądał jakby robił go hollywoodzki charakteryzator. Wyglądała dosyć młodo - może w okolicach trzydziestki? A może to po prostu zasługa liftingu albo kremu przeciwzmarszczkowego? Nie, chyba naprawdę była młoda. Jednym słowem - reprezentowała sobą wysoką klasę i prestiż.


W porównaniu z gospodynią Yòu Cheng wyglądała jak dziewczyna z bronksu. Od razu zdenerwowała się jeszcze bardziej. Z trudem wydukała:

- Yyy, dzień dobry. Ja na rozmowę o pracę... do opieki nad dzieckiem...

- Ach tak, rzeczywiście! Jei Shung, tak?

- Yòu Cheng - zarumieniła się jeszcze bardziej. Jej nazwisko zawsze sprawiało problemy, ale w normalnych sytuacjach była do tego przyzwyczajona. A teraz, mogłaby chyba prędzej dostać angaż najdorodniejszego pomidora w nowej reklamie Nudliszek.

- Ojeju, najmocniej przepraszam. Nigdy nie miałam głowy do nazwisk. Śmiało, wejdź.


Kiedy dziewczyna weszła do środka, od razu urzekł ją styl, w jakim był urządzony dom. Wszędzie była biel, szarość i beże. Rodem z najładniejszych wystaw z Okei. Wszystko było wysprzątane - ani grama kurzu i wszystko na swoim przypisanym miejscu. Nie to co u niej w mieszkaniu...

- Czego się napijesz? - odezwała się gospodyni.

- Może wody? - powiedziała niepewnie Yòu Cheng.

- Racja, na zewnątrz jest dosyć ciepło, a ty cała się zgrzałaś - o nie! Aż tak to było widać? - Proszę do salonu.

Obie usiadły na beżowych fotelach naprzeciwko siebie. Yòu Cheng bała się ruszyć, żeby nie pokazać jeszcze bardziej w jakim stopniu się stresuje. Jej ręce drżały jak telefon, kiedy włączała internet po paru godzinach offline. Po co się z tym ujawniać? I tak już czuła, że jest spalona. Dosłownie... 

- Dobrze, Dei Ciant!

- Yòu Cheng...

- Och, przepraszam, naprawdę. Dobrze, z naszej ostatniej rozmowy przez telefon wnioskuję, że nie pracowałaś jeszcze jako opiekunka.

- Tak, ale szybko się uczę.

- Nie wątpię - uśmiechnęła się. Szczerze. Dobrze idzie. - Jakbyś opisała siebie w paru zdaniach?

- Jestem empatyczna i kreatywna. Potrafię też szybko rozstrzygać konflikty - serio, bardziej banalnie się nie dało dziewczyno?   

Pani Jola słuchała z uwagą. Chyba była zadowolona. 

- Rzadko trafiają się tacy ludzie. Wiesz, co, potrzebuję kogoś już na jutro, a ty... na razie zapowiadasz się dobrze. Miałabyś czas zacząć właśnie od jutra? Stawka taka, o jakiej wspominałam w ogłoszeniu.

- Dobrze, bardzo chętnie. - Naprawdę, Yòu Cheng nie wiedziała, że to taka prosta i szybka sprawa.

- Świetnie! Wyraźnie nie było widać, że kobiecie ulżyło - To może zanim wyjdziesz, to zawołam samych zainteresowanych...

Kobieta poszła w stronę schodów. "Zainteresowanych"? Przecież przez telefon i w samym ogłoszeniu była mowa o jednym...

- Seu Then, poznaj moich synów: Keiji, Teodor i... Jacob.

Przed Yòu Cheng stanęła trójka około 6-letnich chłopców. Była w takim szoku, że nawet nie miała już siły, by poprawić znowu swoje imię. Przez chwilę się zastanawiała, czy przez zmęczenie jej się wizja nie potroiła. Ale to się działo naprawdę. Trójka... w co ona się wpakowała?

.

.

.

C.D.N.


Misja - opiekunkiWhere stories live. Discover now