3# Prawdziwych przyjaciół poznaje się...

19 3 0
                                    

Oparłam się o mojego dobrego przyjaciela kasztanowca i zaczęłam myśleć o tym co działo się w ostatnich dniach...
Istne szaleństwo - pomyślałam, biorąc głęboki wdech i ciesząc się zachodem słońca. W tym samym momencie mój telefon zabrzęczał - zwykle w trakcie mojego dumania pod drzewem odłączam się od świata, lecz tym razem sumienie kazało mi czuwać przy smsach.
Spojrzałam na ekran:
* wiadomość od łakomczucha ( multum serduszek)
Sonia mimo swej ,,łagodnej” natury miała tendencje do wpadania w ogromne tarapaty (fakt, konkurencję robiła jej w tej kategorii Yóu Cheng).

*aaaa niech mnie coś trzaśnie
*Niech to wszystko piorun strzeli
-Biedna znowu zadręcza się tą głupotą - burknęłam pod nosem ponosząc się z niechęcią z ziemi. Wiadomości od Soni przychodziły nieustannie. Nie odpisywałam, chciałam dać jej chwilę na wytchnienie bo moje rady mogłyby tylko dolać oliwy do ognia. Cała sprawa zaczęła się ponad tydzień, ale mimo tego nadal to w niej siedziało. Właściwie nie dziwię się - na jej miejscu chyba zeszłabym na zawał.

* przecież on będzie mi to wypominał to końca życia
*co za kompromitacja
* jak mogłam być tak nieuważna
* jednak przelewanie myśli na papier nie jest dobrym wyjściem
* zwłaszcza gdy twój pamiętnik gubi się przed domem twojego byłego przyjaciela
* * otwiera okno parteru
* * stwierdza że nie czas umierać skoro Yóu Cheng wisi jej dwie dyszki
Zebrałam się w końcu do odpisania mojej cudownej panikarze choć zdawałam sobie sprawy że klawiatura Yóu Cheng rozgrzana jest już do czerwoności od wypisywania psychologicznych porad.

* a może po prostu porozmawiaj z nim o tym
Dziwne że tak proste rozwiązanie nie wpadło żadnej z nas przez całe siedem dni
* N I E  M A  O P C J I
*a masz lepszy pomysł?
Ten argument zamykał każdą kłótnię ze mną.

* Wyprowadzę się do Paryża zmienię imię na Hulio Maccaronni zapuszczę bujny zarost i będę sprzedawać bagiety w małej rodzinnej piekarni
Rzeczywiście plan idealny gdyby nie fakt że z naszej trójki przyjaciół to Sonia była tą najmniej chłopczycą a poziom testosteronu w jej organiźmie był najprawdopodobniej na minusie.
* Z tym zarostem może być kłopot...
Moja wiadomość miała być bogata w liczne docinki na temat ambitnych celów Soni lecz w tym momencie Yóu Cheng wysłała mi już w prywatnej wiadomości  jakieś zdjęcie.

Fotografia prezentowała jak moja przyjaciółka, nie powiem, z gracją dostaje kopniaka od małego rudego chłopca a w jej włosach widoczne są resztki paluszków i krakersów. Westchnęłam głęboko i tylko napisałam:
* Adres
* Tam gdzie pokazywałam ci ostatnio ten wypasiony dom z ogrodem
* Sonia?
* Pisałam już
* Ok odpalam rakietę i lecę

Po dziesięciu minutach szybkiego biegu dotarłam przed furtkę najpiękniejszej, moim zdaniem, posiadłości w całym mieście. Zadzwoniłam domofonem i po chwili usłyszałam z niego zaaferowany głos mojej przyjaciółki
- Wchodź jak najprędzej, już ci otwieram.
Po usłyszeniu charakterystycznego brzęczenia nacisnęłam klamkę i znalazłam się w podwórku rezydencji, który w gruncie rzeczy był  cudownym i barwym ogrodem. Wtedy zdałam sobie sprawę co było głównym czynnikiem, który przyciągnął tutaj Yóu Cheng kochającą wszystko co zielone.

Z rozmyśleń wyrwały mnie  sapanie i ciche pomsty na wszystko co sznurowane, które z wdziękiem rzucała biegnąca do bramy Sonia.
Uśmiechnęłam się na widok dziewczyny a kiedy ta zobaczyła, że ma widownię poprawiła okulary łapiąc się pod boki.
- Wygląda na to, że dzisiaj będzie maraton problemów - rzuciła, biorąc co chwila głęboki wdech.
- Wygląda na to, że tak. Służy ci chyba bieganie bo masz lepszy humor - odparłam licząc na rozluźnienie i tak już nie ciekawej atmosfery przez problemy moich przyjaciółek
- Nawet mi nic nie mów. Biegłam niecałą przecznicę a czuje się jakbym pokonała cały maraton mając na plecach worek z cebulą
- Wejdźmy już lepiej do środka - nie chciałam drążyć tematu bo wiedziałam jak bardzo Sonia przewrażliwiona jest na punkcie swojej kondycji fizycznej a raczej jej braku poza tym czas naglił, a Yóu Cheng w każdej chwili mogła dostać plastikowym samochodzikiem w głowę...

Otworzyłyśmy drzwi domu i ujrzałyśmy wizualizację wybuchu bomby atomowej w wykonaniu niechcianych kremów warzywnych, zabawkowych dinozaurów, chrupków kukurydzianych a także trójki małych chłopców i naszej przyjaciółki. Był to jeden z momentów kiedy miałam ochotę się zaśmiać ale resztki empatii mi na to nie pozwalały.
- O bulwa nać - Sonia szarpnęła mnie za ramię i wskazała ręką w stronę schodów. Stała na nich zrezygnowana Yóu Cheng z pogryzionymi rękoma, roztrzepanymi włosami i zielono - fioletową ogromną plamą na środku kiedyś białej bluzki.
- Co tu się...... -  burknęłam pod nosem.

Krótkowłosa dziewczyna zaczęła ociężałym krokiem schodzić po schodach z wypisaną na twarzy szekspirowską tragedią. Podeszła do mnie przytuliła i poczułam ze moje ramię robi się mokre
- To miał być jeden uroczy chłopiec - wychlipała - a oni są gorsi niż osada jaskiniowców.
- Już uspokój się,  zaraz sie wszystkim zajmiemy razem, w trójkę.
Odstawiłam przyjaciółkę do salonu zapytałam gdzie znajdują się kuchnia i łazienka i razem z Sonią zaczęłyśmy akcję składania resztek godności Yóu Cheng. W między czasie przebrałyśmy umazanych czekoladą chłopców i zrobiłyśmy im po porcji mrożonej herbaty jaśminowej (plotki, że ma ona działanie uspokajające okazały się prawdą - na szczęście dla nas).

Godzinę później świeżo upieczona opiekunka spała niczym dziecko na kanapie a wokół niej siedziały maluchy z przejęciem oglądając kolejny odcinek ,,Zbuntowanego Anioła” wydając głośnie ,,FUUUU” przy każdym pocałunku.
- Jeszcze tylko podłoga - stwierdziła Sonia odkładając na miejsce podobizny superbohaterów.
- Chyba pokonałyśmy tych jaskiniowców - zażartowałam
- Obyś nie powiedziała tego za wcześnie
- Oby nie...... a co ty na to żeby częściej wspierać Yóu Cheng w walce z prehistorycznymi osobnikami
- Co masz na myśli
- Rozpoczęcie kariery opiekunki na poważnie - odparłam z szarmanckim uśmiechem
.
.
.
.
Rozdział i tymczasowa okładka autorstwa Kwiatuszek2004
.
Po dość długim czasie oczekiwania postanowiłyśmy zmienić okładkę. Po głębszym zastanowieniu jednak krowy na pastwisku nie do końca zachęca do wniknięcia w fabułę 😉
.
.
Cała ekipa (licząca trzy dziewczyny) chce naprawdę podziękować za taki miły odbiór naszej powieści :) Nie spodziewałyśmy się takiego zainteresowania. Na przykład 5-go miejsca w hashtagu zabawne 😂
.
Liczymy na to, że spotkamy się jeszcze w kolejnych częściach ^^

Misja - opiekunkiWhere stories live. Discover now