intuition

84 17 7
                                    

Pokazałeś mi siebie, odkryłeś każdą, a przynajmniej większość, swoich kart. Grałeś czysto, zawsze wiedziałeś, jaki ruch wykonać. Jak ograć mnie tak, aby wyszło, jak najbardziej delikatnie. Byłeś mistrzem w tworzeniu iluzji, ale w którymś momencie to ty zostałeś zmanipulowany i nawet tego nie zauważyłeś. Często malowałeś. Portrety, krajobrazy, martwą naturę, zwykłe bazgroły w moim notatniku. Z lekkością poruszałeś pędzlem, mówiłeś, że to jedyne, co oczyszcza twoją głowę po trudnym konkursie, po wyczerpującym dniu udawania, że jeszcze jesteś człowiekiem.

Ale mój miły, jak porównać twoje dzieła do tych, które teraz twój były przyjaciel maluje na mojej szyi swoimi pocałunkami. Jak ocenić wartość twoich słów, stawiając je obok cichych krzyków, unoszących się pod sufitem. Jak teraz wypada twoja intuicja, skoro tak długo się nie domyśliłeś.

Twój tata przy każdej okazji opowiadał mi, jaki jesteś bystry, jak nie da się cię okłamać. Pokazywał mi twoje zdjęcia, kiedy grałeś w drużynie T-Balla. Nie mogę go winić, w końcu mówił mi o twojej przeszłości, głęboko wierząc, że jestem twoją przyszłością. Nie mogłabym mu spojrzeć teraz w oczy, każdego dnia modlę się, aby nikt z twojej rodziny nie pojawił się pod moimi drzwiami. Bo jak wytłumaczyć Selinie, że już nigdy nie wrócę, że już nigdy nie będzie nas.

Patrzę na białą pościel, którą Andreas podnosi z podłogi. Przypominam sobie sierpień, twój uśmiech i mój śnieżny welon. Uścisk dłoni z moim ojcem, całus od mojej mamy. Kościół pełen przyjaciół i ten cholerny czekoladowy tort. Wspomnienia całkowicie mnie zaślepiają, a przecież tak nie wolno. Nie tego chciałeś, nie tak miało być. Gdybym miała czym, zapewne bym teraz zapłakała, ale jedyne, co ze mnie wychodzi to westchnięcie. Westchnięcie pełne bólu, straty, zawiedzionej intuicji. Ta dziewczyna dalej we mnie żyje, czeka na ciebie przy ołtarzu zbudowanego z żalu. Możesz do mnie wrócić, Richard. Kiedyś na pewno wrócisz.

Wracam do naszego mieszkania, ustawiam buty po lewej stronie, zostawiam ci miejsce. Piwonie witają mnie pięknymi płatkami, żywe miasto za oknem macha do mnie wysokimi budynkami. Wszystko jest jak wtedy. Wtedy, gdy twoja intuicja zadziałała najmocniej w całym twoim życiu. Wtedy, gdy powiedziałeś, że idziesz na trening, tak naprawdę zostając w pokoju gościnnym. Wtedy, gdy straciłeś przyjaciela. Wtedy, gdy spaliliśmy wszystkie mosty. Powietrze gęstnieje, nie mogę oddychać. Piwonie nagle stają się gazową trucizną, omal nie tracę przytomności, biegnąc je wyrzucić, pociąć, zabić. Włączam radio, tylko po to, aby usłyszeć czyjś głos. Głos, który nie urodził się w mojej głowie, tam jest ich już za dużo. Kucam przy miejscu, gdzie ogromne okno łączy się z podłogą, szukam cię wśród przechodniów. Jesteś w tym piekle na Ziemi, czy w może jednak pośród gwiazd, Richard? Gdzie mam cię poszukiwać, gdzie o ciebie pytać? Czy ty w ogóle chcesz zostać znaleziony?

Co mogłam zrobić, aby cię zatrzymać? Prawie czuję pot z tamtego wieczoru, łzy na polikach. Ale twoje. Twoje łzy na mojej twarzy, gdy próbowałam zamknąć cię w uścisku. To nie tak, Richard. To nie moja wina. Ale ty nigdy mi nie wierzyłeś. Chciałeś uciec, chciałeś to skończyć. Ale my już zawsze będziemy razem, musimy. Moja krew na twojej dłoni, ręce Andreasa na twojej szyi. Nie rozumiesz? Już zawsze będziesz mój.

sandcastles • r.freitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz