decaying

89 16 5
                                    

Wdech, wydech. Lekarz każe zrobić wdech, wydech. Bada moje płuca, sprawdza, czy źrenice reagują. Ogląda skórę, gardło, uszy, szuka powodu mojego złego samopoczucia, ale nic nie znajduje. Obserwuję jego ruchy, zapamiętuję wszystko, co robi. Nic nie mówi, po prostu coś pisze, skupiony, prawie jak natchniony. Przypomina mi ciebie, gdy notowałeś to, co Horngacher mówił wam na zgrupowaniach. Tak bardzo chciałeś być lepszy, najlepszy. Szukałeś tego małego problemu, przez który nie pozwalają ci skakać nigdzie indziej, tylko w Pucharze Kontynentalnym. Szukałeś skazy. Tak jak teraz szukają jej u mnie.

To zwykłe przeziębienie, mówi mężczyzna, zapewne rozczarowany tym, że to nic poważnego, w końcu jak teraz na mnie zarobi. Uśmiecham się w geście podziękowania, bo wiem, że to nie prawda. Opatulam się szalem i rozpoczynam wędrówkę do domu, wybierając drogę przez las. Bo tak bardzo go uwielbiałeś. Patrzę na każde drzewo z umiarkowaną ciekawością, bo pomimo tego, że to nie pierwszy raz, kiedy tu jestem, to i tak dalej ten zielony bór wprawia mnie w zachwyt. Spędzaliśmy tu wakacje, jeśli można twój wolny czas między treningami i konkursami w ogóle tak nazwać. Pamiętam każdy powiew wiatru, słyszę każdy dźwięk, który zaśpiewały wtedy ptaki. Teraz jest inaczej, niż kiedy wspominałam cię jeszcze miesiąc temu, teraz boli.

Śmieszne, jak bardzo myślimy, że mamy kontrole nad własną świadomością. Jak łudzimy się, że wiemy o sobie wszystko, że nasze ruchy i decyzje są uargumentowane, rozsądne. Tak po prostu ufamy jakiemuś zlepku neuronów, że już zawsze będzie pamiętał, jak wygląda kolor niebieski, czemu nie można wkładać dłoni pod tasak albo dlaczego tak niemoralne jest zdradzanie swojego męża z jego najlepszym przyjacielem. Myślimy, że nasze wspomnienia są bezpieczne w pałacu, który potocznie nazywam umysłem, ale nic nie jest stałe, nic nie jest na zawsze, a już na pewno nie wszystko, co się tam znajduje, jest dla nas zdrowe.

Rozkładanie się. To się dzieje ze wspomnieniami, one gniją, śmierdzą odorem zepsutego jedzenia, przypominanie sobie ich wywołuje wymioty. Moje wspomnienia o tobie gniją, Richard. Tak jak twoje ciało.

Kolejny raz staję przed twoimi koszulami, dzisiaj je tnę, na drobny mak, nie zasługuję na nie, ty na nie nie zasługujesz. Pochopnie myślę, że to mnie wyzwoli, że może gdy pozbędę się twoich rzeczy, to ból w klatce piersiowej i koszmary tak po prostu znikną. Ale tak się nie dzieje, rozumiem to trzeciej nocy, kiedy budzę się z płaczem i nie ma nikogo, kto by mnie przytulił, kto by powiedział, że to tylko moja głowa.

Wyrzuty sumienia. Psycholog mówi, że to wyrzuty sumienia są moją zmutowaną komórką, moim nowotworem, pasożytem, skazą. Nie są dla mnie zaskoczeniem, wiedziałam, że przyjdą. Wiedziałam, że złapią mnie za nogi, łamiąc na pół, nie dając już więcej normalnie żyć. Ale czemu tak szybko, tak nie spodziewanie?

Czy może pani przeprosić osobę, która ucierpiała? Czy może jakoś odkupić swoje winy? Niesiona pytaniem specjalisty, jak we mgle idę, idę, idę. Las, te drzewa mnie duszą, Richard, nie są piękne, nie zachwycają, są pułapką. Łzy mieszają się z deszczem, desperacja z prawdą i tworzę swój własny prywatny huragan. Być może tylko w mojej głowie.

Przeprosić, przeprosić kogoś, kto już dawno przekreślił życie ze mną, przeprosić kogoś, kto zniknął, kto teraz zapewne jest głęboko pod ziemią, przeprosić największą miłość życia.
Albo uciec.
W głąb własnej skazy.

sandcastles • r.freitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz