Bruce obudził się w swojej sypialni. Był obolały. Do tego psychicznie czuł się zmęczony i pałał do siebie obrzydzeniem, po tym co stało się w nocy. Spojrzał ospale na zegarek stojący na komódce.
-"Trzynasta... super pół dnia w plecy." - Pomyślał i niezgrabnie wygramolił się z ciepłej kołdry.
Opatrzone rany po wczorajszej batalii przypominały o sobie w bolesny sposób. Bruce powlókł się ociężale do łazienki. Po porannej toalecie, obmyciu się i zmianie opatrunków uznał, że dobrze byłoby zjeść jakieś śniadanie. Gdy wszedł z powrotem do sypialni zauważył Clark'a siedzącego przy biurko.
- Przynieść ci śniadanie? - Spytał niebieskooki kryptonianin.
- Nie, dzięki. Zjem w salonie. - Odpowiedział nieco niemrawym tonem Bruce. - Nocowałeś?
- Tak. Alfred przygotował mi pokój.
Bruce'owi wydawało się, że coś trapi jego rozmówcę, był jednak zbyt ospały i głodny, by dłużej się nad tym zastanawiać.
Śniadanie złożone z jajecznicy z bekonem smakowało jakoś inaczej. Nie było złe. Wręcz przeciwnie, jednak było z nim coś nie tak. Przez salon przeszedł Tim Drake. Drugi Robin i zarazem drugi adoptowany syn Bruce'a. Miliarder od razu zauważył, że chłopak jest osowiały.
Coś ewidentnie było nie tak. Wayne poszedł odnieść naczynia do kuchni. Czekali tam na niego Tim z Clark'iem.
- Co się stało? - Spytał Bruce. Patrząc na ich przygnębione miny.
Wtem Tim zasłonił twarz dłońmi i szybkim krokiem wyminął go, wychodząc z kuchni. Bruce chciał go zatrzymać lub chociaż go zawołać jednak poczuł na ramieniu dłoń Clark'a. Odwrócił się w jego stronę zdezorientowany.
- Clark?
- Bruce, usiądź. - Powiedział Kent. Bruce zauważył zgiętą kartkę w jego dłoni.
Bez słowa usiadł na jednym z taboretów przy wyspie kuchennej i wyczekująco spojrzał na przyjaciela. Kryptonianin przesunął w jego stronę kartkę, po czym założył ręce na piersi i oparł się bokiem o blat. Jego mina wyrażała zatroskanie choć nieudolnie starał się to ukryć. Bruce wziął kartkę w dłonie i ze zdziwieniem spostrzegł na niej dobrze mu znane pismo Alfred'a.
"Bruce
Wybacz mi jednak nie mogę dłużej tego znieść. Zawsze Cię wspierałem w twojej niekończącej się wojnie o Gotham, jednak po tym co widziałem przez ten miesiąc muszę niestety stwierdzić, że jestem już wykończony.
Pochowałem zbyt wielu Wayne'ów. Twojego pogrzebu nie byłbym z stanie znieść. Byłeś mi jak syn i choć nadal martwię się o Ciebie i Tim'a muszę was opuścić. Jeszcze raz przepraszam.
Wylatuję do Anglii. Potraktuj ten list jako moje wypowiedzenie.
Żegnaj,
Alfred Pennyworth"
Bruce'owi zrobiło się słabo. Jego niebieskie oczy zaszkliły się w jednej chwili. Jego ciało przeszły lekkie drgawki. Siedział prawie w bezruchu starając się zebrać myśli. Wtem poczuł dotyk na ramieniu. Czuł się jak w sennym koszmarze. Spojrzał z niedowierzaniem na zmartwioną minę Clarka, po czym niemal natychmiast wstał i odwrócił się do niego tyłem.

CZYTASZ
Niczym noc i dzień
FanfictionStało się. Po wielu latach karma dosięgnęła i samego Batmana. Zaniedbania i popełnione błędy mszczą się jeden po drugim, zaś przyszłość również wydaje się być przeciwko niemu. Gdy Mroczny Rycerz z bólem zgadza się na pomoc, nadal pozostaje pytanie;...