Rozdział 3.

38 1 3
                                    

*Rose*

Po mojej rozmowie z Tylerem udałam się do sali, w której miał odbyć się mój urodzinowy bal. Musiałam porozmawiać z pewną gepardzicą. Doszłam do drzwi, za którymi znajdowała się sala balowa i otworzyłam je. Zaczęłam szukać wzrokiem Sandy. Znalazłam ją rozmawiającą z kwiaciarką. Zapewne wybierały kwiaty na moje urodziny. Bezszelestnie podeszłam do dziewczyny od tyłu i zasłoniłam jej oczy.
- Zgadnij kto? - zapytałam przesłodzonym głosem.
- R-Rose? A c-co ty tu robisz? - zaczęła się jąkać.
- Chciałam z tobą porozmawiać. Na osobności - dodałam patrząc na kwiaciarkę. Ta tylko dygnęła i oddaliła się w pośpiechu.
- Masz mi coś do powiedzenia, Sandy? - zapytałam z niewinną minką.
- Przepraszam! To się więcej nie powtórzy! Tyler zagadał mnie i w pewnym momencie zapytał, czy wiem gdzie jesteś. Ja nie zastanawiając się odparłam, że poszłaś do miasta walczyć i wtedy na mnie naskoczył. Byłam wystraszona i powiedziałam mu wszystko co chciał wiedzieć. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam - powiedziała prawie na jednym wdechu, po czym się rozpłakała.
- Ej, spokojnie, nie płacz. Nic ci nie zrobię - przytuliłam ją.
- Chciałam tylko wiedzieć w jakich okolicznościach Tyler się tego dowiedział. Nic więcej. Rozmawiałam z nim i mamy umowę. Jeśli będę chciała wyjść z zamku i walczyć to muszę iść z nim, a w zamian on nie powie moim rodzicom. Ale chyba jeszcze raz do niego pójdę i zbesztam za to, że cię zastraszał - powiedziałam trzymając głowę dziewczyny w swoich rękach i wycierając jej łzy z policzków.
- D-dziękuję, że się za mną wstawisz. A-ale na pewno nie jesteś na mnie zła?
- Na pewno. A teraz doprowadź się do stanu używalności i zorganizuj mi takie urodziny, jakich to królestwo jeszcze nie widziało - uśmiechnęłam się do niej.
- Tak jest wasza wysokość! - dziewczyna wyprostowała się i zasalutowała mi. Po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, zwracając na siebie uwagę reszty służby będącej w pomieszczeniu. Po upewnieniu się, że z gepardzicą wszystko jest już dobrze, ruszyłam w stronę placu treningowego. Liczyłam na to, że Tyler tam będzie. Przemierzałam zamkowe korytarze i po kilku minutach byłam na miejscu. Rozejrzałam się po arenie w poszukiwaniu szarookiego bruneta, ale nigdzie go nie widziałam. Postanowiłam zapytać jednego z żołnierzy czy wie, gdzie jest jego dowódca. Nagle zza jednej z kolumn otaczających plac wyszedł ten którego szukałam. Rozmawiał o czymś z gwardzistą i chyba nie zauważył, że tu jestem. To jest moja szansa. Przechodziłam przez plac mając na oku Tylera i jednocześnie starając się ukryć przed jego wzrokiem. Bez szelestnie oraz z gracją manewrowałam między przeszkodami i ludźmi stającymi mi na drodzę. Po chwili byłam jakieś trzy metry od celu. Uśmiechnęłam się, gdyż miałam nad nim przewagę, ponieważ był odwrócony do mnie tyłem. Podeszłam bliżej tak, by żołnierz, z którym rozmawiał mnie zauważył. Gdy tak się stało, chłopak wyprostował się i zasalutował. Tyler zdziwiony także się wyprostował i odwrócił w moją stronę.
- Wasza Wysokość! Co waszą wysokość tu sprowadza? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Chciałabym z tobą porozmawiać, na osobności - ciekawe ile razy jeszcze to powiem dzisiejszego dnia.
- Dobrze, jak wasza wysokość sobie życzy - odpowiedział i ruszyliśmy brukowaną drogą, która otaczała plac treningowy.
- To o czym chciałaś porozmawiać księżniczko?
- Już ci mówiłam, że masz mnie nie tytuować. To po pierwsze, a po drugie to chciałam się dowiedzieć, dlaczego zastraszasz moją przyjaciółkę, żeby wyjawiła ci moje położenie? - zapytałam się zirytowana.
- Moim obowiązkiem jest ochrona rodziny królewskiej każdym możliwym kosztem. Więc małe przyciśnięcie do ściany to stosunkowo nie wielka cena za uzyskanie informacji.
- Jesteś bezduszny, wiesz?! Sandy jest delikatna i wrażliwa, i takie zachowanie jakim ją uraczyłeś wystraszyło ją! Nie mogę tego tolerować.
- Co masz na myśli, pani?
- Wyzywam Cię na pojedynek! - krzyknęłam tak, że wszyscy żołnierze ćwiczący na placu spojrzeli w naszą stronę zaciekawieni. 
- Raczysz żartować, pani? - spytał zdenerwowany.
- Nie. Jutro w południe, na tym placu. Tylko nie stchórz - powiedziałam i ruszyłam w stronę królewskich stajni.

*Tyler*

Stałem tam na środku drogi jak słup soli. Księżniczka wyzwała mnie na pojedynek i to przy wszystkich obecnych tutaj rycerzach. Jeszcze powiedziała, żebym nie stchórzył. Tego już za wiele. Jutro pokażę tej rozwydrzonej dziewczynie, że broń powinna zostawić profesjonalistom.
- Kapitanie! Czy wszystko w porządku? Co się stało? Dlaczego księżniczka wyzwała pana na pojedynek? - moi ludzie zaczęli pytać jeden przez drugiego.
- Co kapitan zamierza zrobić? - zapytał Net, wice dowódca Gwardii Królewskiej.
- A co mogę zrobić? Przyjmę wyzwanie i nauczę naszą księżniczkę odrobiny pokory - powiedziałem, po czym udałem się na patrol zamku, by poukładać myśli. Przemierzając niezliczone korytarze rozmyślałem o słowach Pauline: "Jesteś bezduszny, wiesz?!...". To zabolało. Wiem, że moje metody czasem wydają się zbyt stanowcze, niektórzy by powiedzieli, że nawet barbarzyńskie, ale przecież nie zrobiłem niczego złego tej służącej. Jedynie tylko trochę ją postraszyłem. W swoim życiu robiłem o wiele gorsze rzeczy, niż takie małe zastraszenie. Jako dowódca Gwardii Królewskiej mam obowiązek zapewnić rodzinie królewskiej bezpieczeństwo. Nie raz już zabijałem stworzenia, które zagrażały królowi, królowej lub książętom. Młodszy brat księżniczki, książę Brendan, jest bardzo żywiołowy i często wpada w kłopoty. Raczej nie garnie się do tego, by rządzić. Jako drugie dziecko pary królewskiej, na dodatek płci męskiej, jest dopiero trzeci w kolejce do tronu. Gdy w innych królestwach to pierworodny lub pierwszy syn zostaje następcą tronu, w naszym królestwie od pokoleń istnieje tradycja, że tylko pierworodny potomek królewski może zostać królem lub królową. Jak do tej pory były tylko dwie kobiety, które były pierworodne w rodzinie Kingshire. Była to pra prababcia Pauline, Olivia oraz sama księżniczka Pauline. Podobno, gdy królowa Olivia przyszła na świat, to siedem dni po jej narodzinach przybyła delegacja z anielskiego królestwa na czele z Serafinem, najwyższym rangą aniołem, by pobłogosławić ją i podarować jej dar panowania nad światłością, który nie występuje u smoków oraz nie jest dziedziczny. Księżniczka Pauline również otrzymała od nich ten dar, ale ma się on uaktywnić w dniu jej osiemnastych urodzin. Dlatego ochrona zamku w tym dniu jest taka ważna i dlatego ja, wraz z całą Gwardią Królewską, jesteśmy proszeni o zapewnienie bezpieczeństwa w tym wyjątkowym dla wszystkich dniu. Podczas rozmyślania nie spostrzegłem, że dotarłem już do królewskich stajni. Usłyszałem, jak ktoś z kimś rozmawia. Zajrzałem do środka i zobaczyłem księżniczkę, która oporządzała karą klacz.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak on mi podniósł ciśnienie! - powiedziała zdenerwowana dziewczyna do konia, który spojrzał na nią i prychnął.
- Myśli, że jak jest większy i silniejszy to może znęcać się nad mniejszymi i słabszymi, typowy facet z napompowanym ego - skarżyła się stworzeniu, a ja słuchałem jej z co raz większym zaciekawieniem.
- Jutro mu pokażę, że nie należy zadzierać z księżniczką Atterii i jej przyjaciółmi - powiedziała po czym osiodłała klacz i wsiadła na jej grzbiet.
- Naprzód Airis! - krzyknęła i już jej nie było. Stałem tam jeszcze chwilę przyswajając każde jej słowo na mój temat. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę zamku myśląc nad tym, jak by tu podczas jutrzejszej walki zgasić jej pewność siebie.

*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Żyję! Nie umarłam! I mam się dobrze! Powodów mojej długiej nieobecności było tysiące, więc nie będę ich tu wypisywać. Postaram się zostać tu na dłużej i prawdopodobnie na dniach powinnam wstawić kolejny rozdział. A tymczasem trzymajcie ten 😜

Rose Scarlett 🌹

Dragon PrincessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz