ROZDZIAŁ I

206 10 1
                                    

Na ulicach Gotham City zrobiło się ostatnio dość tłumnie i hucznie. Nie trudno się dziwić. Mieszkańcy w końcu poczuli się bezpiecznie. Wszędzie byli elegancko ubrani mężczyźni i kobiety w pięknych długich sukniach. Bary, kawiarnie, teatry zostały po brzegi wypełnione. Zarówno na chodnikach jak i ulicach, całą dobę, panował tu wzmorzony ruch. Nie sposób było znaleźć w Gotham ciche miejsce. Wszystkiemu temu towarzyszyły rozmawite plakaty z treściami wychwalającymi wybawcę miasta- Batmana. To dzięki niemu w mieście zapanował porządek, a ludzie mogą dalej prowadzić godne życie. Nikt jednak (poza drobnymi wyjątkami) nie dowiedział się kto kryje się pod maską nietoperza.
Gotham stało się również miastem atrakcyjnym turystycznie. Stało się tak za sprawą pokaźnej ilości zabytków, jak i legendy tego miasta, Batmana. Mieszkańcy byli już nieco do jego widoku przyzwyczajeni, ale turyści żywo rozglądali się za obrońcą Gotham. Z czasem jednak zaczęto go widywać coraz rzadziej. Powszechnie, za powód tajemniczego zniknięcia Batmana uważano, że Mroczny Rycerz mógł poczuć się niepotrzebny. Tak też było. W mieście zaczynało robić się coraz spokojniej. Nie oznaczało to jednak całkowitego spokoju. Niekiedy pojawiały się zgłoszenia o handlu bronią czy narkotykami. I właśnie to najbardziej niepokoiło Bruce'a Wayne'a. Było zbyt cicho. Odkąd sięgała jego pamięć w mieście kwitł przestępczy półświatek. Z tego też powodu zostali zabici jego rodzice, a on poprzysiągł sam sobie, że pozbędzie się zła z ulic Gotham City. Najwyraźniej, udało mu się. I właśnie to zaprzatało mu myśli dzień i noc.
W mieście panował ruch uliczny jak nigdy dotąd, co prowadziło do częstych korków. Niektóre z pojazdów jednak mogły z większą swobodą poruszać się po mieście. Były to oczywiście pojazdy uprzywilejowane, a także jedna, biała limuzyna z czarnym napisem "Wayne" na drzwiach. I to właśnie one jedzie ulicami miasta, bez większego pośpiechu, omijając wszyskie zatory drogowe.
- Powiedz mi, Alfredzie - zagadnął pasażer owej białej limuzyny - to z jakiej okazji to jest bankiet? -
Alfred, który prowadził samochód, westchnął głęboko i odpowiedział: - Przykro mi, paniczu Wayne, ale ja sam już nie wiem. Ostatnio ma pan bardzo dużo roboty. Zaczynam się o pana martwić. Tyle ma pan zaproszeń na różne uroczystości, że już sam nie wiem do kogo i po co jeździmy - rzekł szofer bardzo zakłopotany.
- Prawda - odrzekł cicho miliarder - Alfredzie? Jak już dojedziemy, to wróć do posiadłości i idź spać.
Służący bardzo się zdziwił na tę wiadomość.
- Mówię poważnie - ciągnął dalej Bruce - ostatnio ciężko pracowałeś. Wróć do domu i idź spać. Ja jakoś sobie poradzę z powrotem.
Na twarzy Alfreda pojawił się łagodny uśmiech. Podziękował uprzejmie, by chwilę później zatrzymać się koło budynku jednej z najlepszych restauracji w całym Gotham. Pan Wayne opuścił samochód. Ubrany był w czarny garnitur, a na głowie miał wręcz idealnie ułożone włosy. Ruszył w stronę drzwi. Było dokładnie tak jak przewidywał. Od razu otoczył go tłum ludzi. Wszyscy go witali. Młody biznesmen co rusz spotykał partnerów handlowych. Nagle podszedł do niego mniej znany mu mężczyzna. Mimo to, Bruce, skądś znał jego twarz.
- Dzień dobry panie Wayne - wykrzyknął nieznajomy z uśmiechem na twarzy. Miliarder wymusił uśmiech i również się przywitał. Nieznajomy nie odpuszczał.
- Jak idą interesy, panie Bruce? - spytał, po czym jego mina stała się poważniejsza.
- a może powinienem do pana mówić Batman, panie Bruce? - spytał złowrogo.
Wayne oniemiał i zupełnie zbladł. Skąd ten człowiek mógł to wiedzieć? Z ust nieznajomego zaczął wydobywać się przerażający śmiech. Bruce zaczął rozglądać się wokół siebie. Wszyscy się śmiali. Wszyscy wiedzieli. Ale jak? Skąd mogą o tym wiedzieć?

W tym momencie na szczęście się obudził. Cały zalany potem. Leżał jeszcze przez chwilę, która wydawała mu się wiecznością. Gdy udało mu się dojść do siebie, przetarł twarz dłońmi, po czym podniósł się. Zerknął na zegarek. Wskazówki wskazywały parę minut po drugiej w nocy. Jeszcze parę miesięcy temu w tych godzinach przemierzał Gotham w stroju nietoperza i bronił słabszych, wspierał miejską policję. A dziś? Żyje jak zwyczajny człowiek. Niestety, nie mógł wyrzucić z siebie nocnego cyklu życia, którym przez tak długi czas żył, co doprowadzało do częstych, nocnych pobudek. Nie podobało mu się to. Życie Batmana zniszczyło Bruce'a. Od wewnątrz. Nawet gdy już ostatecznie skończy z Mrocznym Rycerzem, nie pozbędzie się przemian jakie w nim zaszły w czasie tej "służby". Batman na zawsze go zmienił. I nawet po śmierci nie będzie w stanie się go pozbyć. Tego Bruce był pewien.

Gdy skończył swoje przemyślenia wstał z łóżka i ruszył w kierunku wyjścia z sypialni. Był pewien, że nie uda mu się zasnąć ponownie. Kolejna, bezsenna, długa i nudna noc. Opuściwszy sypialnie skierował się na wielkie schody wysłane czerownym dywanem, by następnie zejść na dół i udać sie do kuchni. Tam, zapalił światło od okapu i wstawił wodę, by zaparzyć sobie herbatę. Bruce oparł się o blat kuchenny, założył ręce na klatce piersiowej, i tak oczekiwał, aż woda ugotuje się. Nagle przeszło go bardzo dziwne przeczucie. Gwałtownie odwrócił głowę w kierunku wejścia do kuchni. Stał w tym miejscu Alfred.
- Panie Wayne, to już trwa zdecydownie za długo. - rzekł spokojnie kamerdyner, nie ukrywając troski - Praktycznie codziennie budzi się pan, i nie chce mi panicz powiedzieć co się dzieje. A ja przecież jestem również panicza przyjacielem. Proszę panie Wayne. Porozmawiajmy.
Głos Alfreda wydawał się być coraz bardziej zatroskany. Mówiąc to, skierował się w stronę stołu, przy którym usiadł, nie spuszczając podopiecznego z oczu.
Woda akurat zaczęła wrzeć. Bruce zalał sobie herbatę, po czym westchnął głęboko.
- Ostatnio - zaczął Wayne swoim donośnym, męskim głosem - coraz częściej dręczy mnie koszmar. Koszmar w którym ludzie, wiedzą kim jestem. Że Batman to ja. Za każdym razem budzę się zalany potem. I nie mogę już później zasnąć.
Alfred po tych słowach wyglądał na jeszcze bardziej zatroskanego.
- Widzę dwa rozwiązania, paniczu. Albo zupełnie skończy pan z Batmanem, albo powie światu kim pan naprawdę jest.
- Nie! - uniósł sie Wayne, po czym wziął kolejny głęboki oddech. - Nie mogę. Nie mogę im powiedzieć kim jestem. Nie mogę łączyć życia prywatnego, z życiem Batmana. - objaśnił już nieco spokojniej.
- A zatem dlaczego nie skończy pan z tym wszystkim? Wygląda przecież na to, że w mieście zapanował pokój.
- Dlatego właśnie nie mogę z tym skończyć, Alfredzie. Boję się. Jest zbyt spokojnie. Już za długo.
Kamerdyner pokiwał powoli głową. Zgadzał się z miliarderem. W Gotham City właściwie nigdy nie było tak spokojnie. A jeżeli przestępcy robili sobie "przerwę" oznaczało to tylko, że szykują coś naprawdę złego.
- Z pełnym szacunkiem paniczu, ale pozwoli panicz, że udam się już do spania.
- Oczywiście Alfredzie - odpowiedział spokojnie Wayne.
Pożegnali się, po czym staruszek opuścił kuchnię. Bruce został sam. Oparty o blat. Z zaparzoną herbatą. W środku nocy.

Batman: Czarne SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz