ROZDZIAŁ II

127 3 2
                                    

Nad Gotham City ponownie wstało Słońce. Przyjemne, ciepłe powietrze zaczynało obiegać budynki. Z każdą chwilą, noc coraz bardziej ustępowała, a na jej miejsce wchodził nowy dzień. Wiele uroczystości i imprez dobiegło już końca, a inne zakończyły się już parę godzin temu. Część mieszkańców miasta kładła się właśnie spać, podczas gdy druga część budziła się, by iść do pracy. Zapowiadał się kolejny dobry dzień.
Niektórzy osobnicy nie spali prawie wcale. Tak też było z Brucem Waynem. Gdy tylko zegary w jego wielkiej rezydencji wybiły godzinę siódmą, mężczyzna ubrał swój czarny garnitur, napisał kartkę do swojego kamerdynera, Alfreda Pennywortha, że wychodzi, po czym opuścił dom. Uznał, że w wyznaczone przez siebie miejsce uda się spacerem.

W siedzibie policji GCPD już od samego rana panował spory ruch. Policjanci musieli składać raporty z minionej nocy. Oczywiście wszystkie były bardzo podobne, ponieważ nic szczególnego się nie wydarzyło.
Do budynku wszedł jednak ktoś, kto przedstawicielem służb nie był. Jegomość skierował się do biura komisarza Jamesa Gordona, który dopiero co ułożył rzeczy na swoim biurku. Mundurowy bardzo się ucieszył na widok swojego gościa.
- Dobrze cię widzieć, Bruce. - przywitał się ciepło.
- Ciebie też, Jim. - odpowiedział Wayne.
- Więc co cię do mnie sprowadza przyjacielu? - zagadnął Gordon.
- Chciałem cię o coś spytać. Słuchaj, nie martwi cię to wszystko? - zapytał miliarder melancholijne.
- Co ma mnie martwić?
- Jest zbyt spokojnie.
- To chyba dobrze prawda?
- Niestety nie. Pamiętasz co się działo jak przez tydzień czy dwa było spokojnie? Lada moment musiało się stać coś okropnego. Takich przykładów jest mnóstwo i jestem pewien, że je pamiętasz, Jim. A teraz? Mijają dwa miesiące, a na ulicach jest spokojnie. Zbyt spokojnie. Nie wiem jak ty, ale ja się boję. Bardzo. O mieszkańców Gotham. Ci szaleńcy mogą teraz siedzieć i knuć coś tak ochydnego, że Gotham zapamięta to do końca świata. Czy to normalne aby Joker czy ktokolwiek inny z tego wariatkowa Arkham siedział cicho przez dwa miesiące? Niestety nie Jim. W tej chwili. To wielka tykająca bomba, która za chwilę wybuchnie, a my nie mamy jak jej rozbroić.
Komisarz zaczął myśleć nad słowami towarzysza. Niestety Wayne miał rację. Z każdym dniem Gotham może być coraz bardziej pogrążone i nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Mundurowy pokręcił parę razy wąsem, po czym spytał:
- A więc - zaczął - co mam zrobić aby zminimalizować skutki ewentualnego ataku?
- Przede wszystkim musisz zwiększyć patrole na mieście. Najlepiej żeby wozy były nieoznakowane. Oprócz tego i ty i twoi ludzie muszą być w pełnej gotowości. Musimy być gotowi na wszystko. - objaśnił stanowczo Bruce.
- A ty? - spytał nie ukrywając ciekawości James.
- Ja jestem gotowy już od dawna.

Powrót do domu nie był dla Bruce'a niczym nowym. Właściwie na każdym kroku ktoś się z nim witał, uśmiechał sie do niego, zaczepiał, a niekiedy nawet prosił o autograf czy wspólne zdjęcie. Było to szczególnie uciążliwe w panującym obecnie czasie letnim, ponieważ do Gotham zjeżdżały się rzesze turystów. A ci, wpadali wręcz w dziką euforię na widok miliardera. Mężczyzna jakimś sposobem zdołał już do tego w pewnym stopniu przywyknąć. Być może, właśnie też dlatego tak bardzo lubił przesiadywać w swojej rezydencji lub Batjaskini, gdzie wreszcie mógł zaznać trochę spokoju.
Podczas tego spaceru, coś jednak odwróciło jego uwagę. Coś co wzywało go bardzo natrętnie. Zatrzymał się na środku chodnika. Świat nagle przestał istnieć. Obrócił się powoli w prawo. Miał przed sobą wąską, ciemną alejkę. Ruszył w jej stronę. Serce zaczęło bić mu mocniej. Pot, zbierał się na jego czole. Bruce nie zatrzymywał się. Cały czas z kamienną, aczkolwiek pełną rozpaczy twarzą szedł przed siebie. Tym wąskim, ciemnym korytarzem. W jego głowie zaczęły pojawiać się przebłyski. Przebłyski wspomnień. Łzy zaczynały napływać mu do oczu. Dlaczego? Dlaczego tu wrócił. Nie chciał tu być. Zabrakło mu jednak sił. Opadł powoli na kolana. Wpatrywał się w ziemie. Powoli przejechał po niej dłonią. Gdy ją podniósł, była cała we krwi. Zaczął się delikatnie trząść. Łzy cały czas nadpływały. Oddychał coraz ciężej. W końcu nie wytrzymał. Ostatkami sił przemówił po cichu:
- Cześć mamo, cześć tato. Brakuje mi was. Tęsknię za wami. Bardzo. Gdybyście tu byli. Po prostu byli, wszystko byłoby prostsze. Ja zapewne nie byłbym wrakiem samego siebie. Byłbym kimś zupełnie innym. Kimś lepszym. Mogliśmy zrobić jeszcze tyle wspaniałych rzeczy. Razem. A on mi was odebrał. Brutalnie mi was zabrał. Nie wiem gdzie teraz jesteście, ale proszę, pamiętajcie, że nie udało mu się zabrać was z mojego serca. Nigdy nikomu się nie uda. Kocham was. Zawsze będę was kochał. Gdybyście tylko tu byli. Tak bardzo chciałbym znów was zobaczyć. A tak muszę cały czas walczyć. Nie tylko ze złem. Ale też ze swoim własnym czarnym sercem.
Potem skończyły mu się już siły. Bruce, zalany łzami, klęczał na ziemi. Tak jak wtedy. Gdy jako dziecko nie mógł pogodzić się z tą stratą. I mimo, że od tamtego czasu minęło już tyle lat, nadal nie udało mu się pogodzić z tym, że już ich nie ma. Nie umiał pogodzić się z tym, że nie poczuje ciepła miłości matki i dobrego serca swojego ojca. Wayne był pewien, że nigdy mu się to nie uda. Wiedział, że ilekroć pójdzie, nawet mimowolnie, w to miejsce, wszystko wróci. Ból, strach. Wszystko. ale tym razem, był już zupełnie sam.

Alfred Pennyworth był w trakcie odkurzania podłóg i dywanów, gdy do rezydencji zawitał jej właściciel. Przywitali się ze sobą, po czym Bruce skierował się w stronę dużej szafy. Szarpnął ją mocniej w prawo, po czym mebel sam się odsunął zostawiając otwarte już drzwi do ukrytej windy. Miliarder wsiadł do niej, po czym nacisnął przycisk ze znakiem strzałki w dół. Drzwi windy zamknęły się, a już po chwili, młody Wayne znalazł się w swojej Batjaskini. Na swój sposób było tu całkiem przytulnie. Bruce i Alfred naprawdę świetnie zajęli się oswietleniem jaskini. Później włożyli wszystko pewnego rodzaju metalowymi platformami, co zapewniało możliwość swobodnego poruszania się po całym terenie jaskini. Z czasem, najczęściej przez przypadek, domownicy odkrywali nowe zakamarki, co pozwoliło Bruce'owi dobudować nowe pokoje, takie jak laboratorium czy specjalną pracownię, gdzie tworzone były nowe wynalazki. W Batjaskini czekały zaparkowane pojazdy Batmana. Oprócz tego, Wayne, trzymał tu swoją kolekcję strojów Nietoperza, oraz trofeów jakie udało mu sie nazbierać działając jako Mroczny Rycerz.

Bruce zaczął rozglądać się wokół siebie. Nie było go tu bowiem od jakiegoś czasu. Szybko jednak zorientował się, że nie jest w jaskini sam.

Batman: Czarne SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz