ROZDZIAŁ IV

66 6 0
                                    

- Pozwól, że powtórzę. To nie ma sensu. Naprawdę.
Bruce nie odpowiedział. Minęły trzy dni od znalezienia tajemniczej kartki. Od tamtej chwili, Batman ogłosił pełną mobilizację w zespole. Zgłosił to również komisarzowi Gordonowi, który wysłał na miasto większą ilość patroli niż zwykle. Mroczny Rycerz i Robin na zmianę wyruszali do Gotham. Rozglądali się za czymś co może wzbudzić niepokój, lub przynieść na myśl Harveya Denta zwanego też Dwie Twarze. Nic jednak nie udało im się takiego znaleźć. Jedynie Tim zapobiegł kradzieży torebki. W pewnym momencie stracił motywację do dalszych poszukiwań i starał się uzmysłowić Batmanowi, że nie ma to większego sensu. Ten jednak nie słuchał przyjaciela.
Zbliżała się godzina trzynasta. Miasto zalane było ciepłem, ponieważ królowało akurat lato. Nietoperz podczas patrolu coraz bardziej opadał z sił. Czarny kostium szybko się nagrzewał, co utrudniało mu pracę. W końcu, bardzo niepocieszony, podjął decyzję.
- W porządku, Tim - zaczął - Wygrałeś. Za godzinę wracam do jaskini.
- Rozsądne wyjście panie Wayne - powiedział przez radio Alfred - nie mam pojęcia kto by pana ratował na wypadek gdyby panicz zasłabł.
Po godzinie czternastej, Mroczny Rycerz w końcu wrócił do jaskini. Szybko zdjął opalający go kostium by zaczerpnąć trochę oddechu. Był cały czerwony i spocony. Kamerdyner szybko przyniósł mu butelkę wody. Wayne część wypił, a tym co zostało oblał sobie twarz.
Następnie poszedł szybko do Robina. Był zły.
- Tim, ja tak tego nie zostawie - powiedział nieco agresywnie.
- Przecież widzisz, że jest spokojnie. Być może to tylko prowokacja - starał się uspokoić towarzysza Robin.
- Prowokacja? Ktoś zadał sobie tyle trudu żeby zakraść się do mojej rezydencji i podrzucić ten pieprzony papierek dla żartu?
Wayne nie odpuszczał. W jego głosie było coraz więcej złości.
- Tu masz racje, Bruce. Ale proszę zastanów się nad tym. Co jeśli on wie, że cały czas obserwujemy miasto. Może dlatego jest tak spokojnie. Nic nie znajdziemy. To pewne. Jego szpiegiem może być ktoś, kto wygląda jak zwyczajny przechodzień. Niestety ale musimy poczekać, aż Dent uderzy.
- Obawiam się, że musze zgodzić się z paniczem Dreakiem - wtrącił się Alfred - to co panicz mówi jest całkiem prawdopodobne.
Tim spojrzał na kamerdynera i uśmiechnął się ciepło. Wayne uspokoił się. Wziął głęboki oddech i powiedział:
- W porządku. Wygraliście. Musimy być jednak w pełni gotowi. Ten psychol może zaatakować w każdej chwili. Pełna mobilizacja aż do odwołania.
Tymczasem, Lucas siedział sobie koło Batkomputera i przeglądał jedną z gazet. Miał on dziewiętnaście lat. Był młodym, dobrze zbudowanym chłopakiem, o bardzo dużej inteligencji. Włosy miał krótkie, czarne, a co ciekawe, naturalnie układały mu się do góry. Praktycznie zawsze chodził uśmiechnięty.
Bruce podszedł do młodego przyjaciela.
- Słuchaj - zaczął - Batmobil musi być w pełni sprawny. Jeżeli coś się stanie, muszę po prostu do niego wsiąść i odjechać. Zrozumiano?
Lucas uśmiechnął się, pokiwał głową i szybko ruszył w kierunku pojazdu, zabierając ze sobą skrzynkę z narzędziami.

Godzina leciała za godziną. Nic się nie działo. Bruce coraz bardziej zaczynał wierzyć w wersję z prowokacją. Tim, który cały czas śledził sytuacje w mieście, również coraz bardziej się nudził. Pan Pennyworth zajął się sprzątaniem i przygotowywaniem kolacji, a Lucas, z nudów zaczął naprawiać uszkodzone gadżety Batmana.
Wayne nie wytrzymał i poinformował towarzyszy o tym, że wychodzi na spacer. I tak oto Bruce Wayne, miliarder, filantrop przechadzał się po Gotham City, podziwiając to niesamowite miasto. Całkiem dobrze się bawił zaczepiając napotkane po drodze panienki. Naszło go jednak bardzo dziwne przeczucie. Zaczął rozmyślać.
"Nie. To niemożliwe. Jest zbyt spokojnie. Spaceruje sobie wieczorem po mieście i nic się nie dzieje? Coś się za chwilę wydarzy złego. Już za chwilę."
Nie miał racji. Jego przeczucie było błędne.

Zbliżała się godzina dwudziesta-pierwsza. W końcu wrócił do swej posiadłości i zjechał na dół, do Batjaskini, by ostatecznie odwołać alarm. Nagle jednak zdarzyło się coś nie oczekiwanego. Uruchomił się alarm, co oznaczało, że dzieje się coś niedobrego. Okazało się, że do każdego radia czy telewizora w Gotham wysyłana była jedna transmisja. Tim, szybko ją odtworzył. Niestety stało się. Na ekranie widniał Harvey Dent.
- Mieszkańcy Gotham - rozpoczął swoje złowrogie przemówienie - nie muszę się wam raczej przedstawiać. Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że ani ta wasza marna policja, ani tym bardziej Batman nie jest w stanie mnie powstrzymać. Zająłem Bank Gotham wraz z moją armią. W tej chwili na jego terenie jest około stu uzbrojonych ludzi podległych tylko mnie. Oprócz tego mam też około pięćdziesięciu zakładników. Więc jeżeli zobaczę, że wasi "wybawcy" próbują mi przeszkodzić, o życiu tych ludzi będzie decydował rzut monetą. Do jutra pozbędziemy się wszelkich pieniędzy zalegających w tym gnoju. I tak oto przed wami, mieszkańcy Gotham, powstaje nowy król przestępców. Harvey Dent!
Nagle transmisja została przerwana. Batman bez zastanowienia założył swój strój nietoperza i wskoczył do Batmobilu. Odpalił silnik i dodał gazu. Wydał on jedynie dziwny dźwięk po czym... wybuchł. Wayne szybko wyskoczył z wozu.
- Lucas! Co to ma być? - krzyknął zachrypłym głosem.
- Ale... ale ja nie rozumiem. Wszystko...
- Później z tobą skończę, młody! Teraz mam ważniejsze sprawy! - krzyknął wściekły Batman, po czym wybiegł z jaskini by ponownie uratować Gotham City.

Batman: Czarne SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz