your destiny

68 11 3
                                    

Większość walizek miałem już spakowanych. Starałem się przygotować wszystko wcześniej, żeby chociaż raz nie czekać ze wszystkim na ostatnią chwilę. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wszystko zrobiłem sam. Prawda była taka, że przez ostatni tydzień Asha pomagała mi składać, układać i chować moje rzeczy. Gdybym został z tym sam, prawdopodobnie jeszcze nawet bym nie zaczął. 
Jednak najważniejszy był sam fakt, że wszystko było już gotowe i jakby czekało na mój wyjazd. 

Nie czułem się przytłoczony tym, że już tylko dzień dzieli mnie od momentu, w którym rozdzielę się z przyjaciółmi i zacznę nowe życie. 
Cóż.. przynajmniej tak piszą w tych wszystkich kolorowych czasopismach dla nastolatek, które je kupują, żeby dowiedzieć się jaką radę w związku z chłopakiem, czy przyjaciółką ma dla nich jakiś dziennikarz. Taki, który prawdopodobnie nie cierpi swojej pracy, a każdy kolejny artykuł pisze, pijąc kilkanaście kaw ze Starbucksa, bo to takie młodzieżowe
Ale próbując to wyprzeć osoba, która kupi czasopismo dostaje jakiś brelok, plakat z aktorem, który akurat miał sesję bez koszulki, czy kolczyki, które rozpadną się po conajmniej dwóch dniach. 

Wiem to wszystko, bo Asha jest wielką fanką wspomnianych wcześniej pisemek. No.. i zostawiła u mnie jedno z nich. Coś wewnątrz zmusiło mnie, żeby zajrzeć do środka.
Pożałowałem niemal natychmiast.

Nie chciałbym być dziennikarzem.
To wiedziałem na pewno.

-Wyśpij się, bo rano spotykamy się w kawiarni, a o czternastej masz pociąg - powiedziała Asha, zakładając na ramiona czarny, długi płaszcz.
Odprowadziłem czarnowłosą dziewczynę do wyjścia, międzyczasie chwyciłem należący do niej różowy beret i założyłem jej na głowę.

-Jakbym się jutro spóźnił..-

-Nie możesz tego zrobić, bo Kyle ma samolot o dziesiątej, więc jak się spóźnisz, to już go nie zobaczysz - poklepała mnie po policzku, uśmiechając się z wyższością. - Bądź na czas! - krzyknęła jeszcze, kiedy znalazła się na korytarzu.

Pokręciłem głową, śmiejąc się cicho pod nosem i zamknąłem drzwi.
Oparłem się plecami o drewnianą powłokę i odetchnąłem, jednocześnie patrząc z pewnego rodzaju sentymentem na mieszkanie, w którym spędziłem ostatnie lata.

To tutaj prowadziłem swoje lepsze życie, odciąłem się od złych wspomnień i przeszłości. Tak, jak chciałem.
Odkąd przeprowadziłem się do Stanów wszystko zmieniło się na lepsze. Dlatego obawiałem się wyjazdu do Japonii.
To prawda, marzyłem o tym odkąd tylko sięgam pamięcią, ale miało to być coś zupełnie nowego.

Jednocześnie, z drugiej strony, było to trochę przybijające. Dosłownie każdy z moich przyjaciół znajdzie się bardzo daleko ode mnie.
Asha planowała wyjechać do Nevady, Aiden wspominał coś o powrocie do rodziny na jakiś czas, a więc leciał do Francji.
Co do Kyle'a, to kiedyś mówił, że chce odwiedzić jakieś państwo w Ameryce Południowej.

Wiedziałem, że wieloletnia przyjaźń wystawiona na taką próbę, jest w stanie trwać jeszcze wiele lat, jednak nie zmieniało to faktu, że miałem obawy.

Tego wieczoru położyłem się bardzo wcześnie. Miałem na uwadze jedynie fakt, że jutrzejszego poranka mam ostatnią okazję, żeby zobaczyć się z przyjaciółmi.
Zasnąłem równie szybko, zupełnie jakby cały wszechświat mi sprzyjał.
Wszystko szło dokładnie po mojej myśli.

Kiedy w środku nocy sen przerwał mi niezidentyfikowany dźwięk za oknem, początkowo całkowicie go zignorowałem.
Wywołał on mój wewnętrzny niepokój dopiero, gdy zaczął przybierać na sile.
Przewróciłem się na drugi bok i mocniej wtuliłem twarz w poduszkę. 

Zaczynalam wpadać w paranoję, jej powodem był wiatr, który nagle jakby zaczął wołać mnie po imieniu.
Nie bałem się, jedynie obrazy sprzed lat ukazywały się w mojej głowie. Przynosiły ze sobą ból, ale też pewnego rodzaju tęsknotę.

Za tymi, których już nie ma.

-Musisz wrócić - zacisnąłem szczękę, która zaczęła drżeć. Nie bałem się, wiedziałem, że strach to najgorsze, co mógłbym czuć. -On wrócił, ty także musisz wrócić - głos z każdą sekundą stawał się coraz bardziej mi znany. Jakby bliższy.. Mniej zimny, a właściwie nawet mimo słów, które słyszałem, był zadziwiająco przyjemny dla ucha. - Wiesz, że cię odnajdzie, nieważne jak daleko uciekniesz. Będzie szedł po twoich śladach, niezależnie dokąd tym razem się udasz.

Gwałtownie podniosłem się do siadu. Mój wzrok mimowolnie zaczął skanować każdy kąt pokoju. Przestałem czuć się bezpiecznie.

-Proszę Lou, on wrócił. Sam sobie nie poradzę - w oczach zebrały mi się łzy, kiedy zobaczyłem przed sobą jego twarz. - Umrę, jeśli nie wrócisz. Musisz mi pomóc, nie chcę umierać - chłopak był roztrzęsiony, nie panował nad sobą, a słowa, które wypowiadał, już dawno przestały być wyraźne. - Nie uciekniesz przed przeznaczeniem Louis - jego oczy nagle zmieniły kolor, jakby dobrze znana zieleń wyblakła, żeby zaraz później stać się zupełnie czarna. Twarz stała się bardziej pociągła, a skóra blada.
I zaczął się kręcić najpierw powoli, a później coraz szybciej zmieniając się w wielką dziurę.
Straciłem kontrolę nad swoim ciałem, w głowie ciągle słysząc słowa Nie uciekniesz przed przeznaczeniem.
I czułem, że spadam coraz niżej, coraz głębiej, gubiąc się w otchłani.

Zacisnąłem powieki, a kiedy je otworzyłem stałem na peronie, w dłoniach trzymałem dwie walizki.
Nie wiedziałem, gdzie się znajduję.

Ale wiedziałem, że to dopiero początek..

od autorki: Wiem, że z powodu w szkoły, wstawiam około raz na tydzień.
Bardzo się staram, ale naprawdę jest ciężko.
Nie bójcie się, naprawdę o was pamiętam.
Będę się starała chociaż w weekendy dodawać więcej.

Wiem, że wy na pewno też macie trudności związane ze szkołą, więc łatwiej wam mnie zrozumieć.
Jednak mimo wszystko jeszcze raz przepraszam❤️

Dziękuję za waszą cierpliwość x
Natalie xx

silence • larry • soonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz