Now

41 2 0
                                    

Był sobotni wieczór. Cały dzień w pracy miałam nastrój na zabawę. Aż dziwne, że w pracy myślałam o zabawie, ale dzisiaj coś znacznie wpłynęło na mój humor. Nie wiem czy była to ładna pogoda czy dzisiejsze napiwki. Gdy przyszłam do mojego małego mieszkanka poszłam się odświeżyć, zrobiłam sobie drinka z whisky i zabrałam go ze sobą do łazienki. Włączyłam playlistę The Neighbourhood i zapaliłam świeczkę. Leżąc w wannie zastanawiałam się co będę dziś robić, muszę gdzieś wyjść. Czułam, że ten dzień jest wyjątkowy i że coś się wydarzy. Że to właśnie dzisiaj, właśnie teraz. Chwilę później zawinęłam się w ręcznik, udałam się do salonu i włączyłam kanał z muzyką. Akurat leciał starszy hit Rihanny, który wprawił mnie w taneczny nastrój. Dzisiejszego wieczoru stawiam na imprezę - powiedziałam sobie w myślach.  Nie przepadałam za sukienkami, a szczególnie za zakładaniem ich do klubów. Nie byłam święta, ale nie chciałam zostać uznana za łatwy cel albo "przypadkiem" zmacana przez pijanego gościa. Zastanawiałam się chwilę co założyć. Postawiłam na mój ulubiony t-shirt, którego nie nosiłam zbyt często. Pisało na nim coś o muzyce i na końcu zdanie, które było prawdą - "I prefer the drummer". Kochałam koncerty, festiwale i każdego członka danego zespołu, jednak perkusista był najwyżej w mojej hierarchii, odrobinkę nad gitarzystą. Do koszulki założyłam czarne obcisłe rurki, w które ją wpuściłam. Na koniec czarną skórzaną ramoneskę i czarne botki na wysokim obcasie. Nie wzięłam torebki, ponieważ zawsze bałam się, że ktoś mi ją ukradnie lub sama w wirze dobrej zabawy o niej zapomnę. Zrobiłam perfekcyjny makijaż, podkręciłam lekko moje krótkie jasno-brązowe włosy z jaśniejszymi końcówkami i patrząc w lustro puściłam do siebie oczko, jako oznakę gotowości na wyjście. Zgasiłam lampę w pokoju i poświęciłam sekundę aby podziwiać widok z okna. Zawsze miałam słabość do miast, a widok wieżowców w Nowym Jorku nigdy mi się nie nudził mimo, że mieszkam tu już 3 lata. Wyszłam z domu i wsiadłam do windy. Pech chciał, że jechałam nią z moim dziwnym sąsiadem. Był miły ale trochę dziwny. Gdy zobaczył mnie zapytał:

- A dokąd to się piękna panienka wybiera?

- Gdzieś na miasto - odpowiedziałam z niechęcią.

- Pewno się jakiś obejrzy za takimi zgrabnymi nóżkami - powiedział śmiesznym tonem.

Znałam go dobrze, więc ukradkiem wywróciłam tylko oczami. Mówił dziwne rzeczy, ale nie było się czego bać. Trzeba było to tylko znieść. Poza tym był całkiem w porządku, jak się wprowadzałam pomagał mi z pudłami. Mówi takie rzeczy, bo pewnie mu kogoś brakuje. Jego żona wcześnie zmarła. Mimo takich tekstów da się z nim porozmawiać. Wychodząc z windy rzucił w moją stronę "miłego wieczoru", a ja odpowiedziałam to samo z uśmiechem.

*

Wysiadłam z taksówki pod klubem "23". Lubiłam go, bo liczba ta była taka sama jak mój wiek. Poza tym podobało mi się jego wnętrze. Neony, róż, czerwień, fiolet, granat, wystrój w stylu lat osiemdziesiątych. To były moje klimaty. Weszłam do środka i powędrowałam w kierunku baru. Zamówiłam drinka z whisky i tequillą. W klubie było naprawdę dużo ludzi. Sporo grup znajomych siedziało w lożach, lekko podpici szaleli na parkiecie, a przy barze kilka par nawiązywało nowe poalkoholowe znajomości. Nic nie miałam do tego, bo przez większość życia właśnie w taki sposób poznawałam ludzi, ale stwierdziłam, że muszę bardziej myśleć nad tym co robię. Mniej alkoholu, a więcej poznawania. Było to trudne, bo byłam dość zamkniętą osobą. Stałam sama i patrzyłam na zabawę innych czekając aż trzy drinki trochę na mnie zadziałają. Po głębokich refleksjach przy szklankach udałam się do łazienki. Nie usłyszałam tam typowych dźwięków, które zazwyczaj słychać w takim pomieszczeniu. Usłyszałam pstrykanie zapalniczki, po czym można było poczuć charakterystyczny zapach, uderzanie w drzwi od jednej z toalet i rozmowę jakichś typów, którzy znajomo szurali kartą usypując kreskę na umywalce. Nikt tutaj sobie nie przeszkadzał. Ja chciałam się tylko załatwić, ale widząc zajęte kabiny wyszłam lekko zdenerwowana. Czekałam pół godziny, a jedyne co mi to dało to lekką karuzelę w głowie. Podziękowałam w myślach typowi z blantem. Wystrzeliłam stamtąd jak petarda. Pewnie przez podniesione ciśnienie. Nie zauważyłam, że wpadłam na kogoś prawie wylewając mu drinka.

- Przepraszam, nie chciałam - powiedziałam ze skruchą nie patrząc w twarz mężczyźnie. Że był mężczyzną zauważyłam po ubiorze. Czarne spodnie z niewielkimi dziurami, czarne buty chyba z Adidasa, biała koszulka opinająca ciało i widoczny sześciopak i jeansowa oversizowa kurtka. Pomyślałam tylko, że umie się facet ubrać.

- Nic się nie stało, to ja przepraszam. Powinienem Cię przepuścić, ale śpieszyło mi się - powiedział bardzo przyjemnym głosem. Uwielbiałam jak ktoś miał miły dla ucha głos.

Musiałam odpuścić stres i wreszcie spojrzeć na mężczyznę, bo głupio rozmawiać nie patrząc na kogoś. Chociaż często tak robiłam. Tym razem nie chciałam być niegrzeczna i wypite drinki plus opary z łazienki trochę mnie ośmieliły.

- Może lepiej będzie, jeśli Cię uprzedzę. Nie trać swojego czasu tak jak ja. Wszystko zajęte - odparłam patrząc na niego i zaśmiałam się, bo nie ma to jak rozmowa o toalecie. Miałam chwilę żeby mu się przyjrzeć. Był szatynem z dłuższymi włosami o ciemnych brązowych oczach i niewielkim zaroście. Dawno nie widziałam tak przystojnego mężczyzny.

- Dzięki za ostrzeżenie, szybciej będzie chyba za klubem - zaśmiał się. - Czemu rozmawiamy o toalecie? Chyba to nie jest najlepszy temat zapoznawczy - zapodał mi śnieżnobiały uśmiech i dodał - Jestem Jesse, miło mi Cię poznać.

- Mam na imię Ronnie, również mi miło.

- Mam pomysł Ronnie. Możne zmienimy miejsce i porozmawiamy przy barze z drinkiem? - spytał z pewnością w głosie

- Pewnie, z przyjemnością - poszłam pierwsza w stronę baru i znalazłam dla nas dwa wolne krzesła.

Jesse uśmiechnął się i zwrócił się do barmana z zamiarem zamówienia dla nas dwóch drinków z rumem. Ale dzisiaj namieszam - pomyślałam. Gdy chłopak rozmawiał z barmanem miałam chwilę aby mu się przyjrzeć. Znałam go może z 10 minut ale nigdy nikt nie wpadł mi tak w oko. Był 100% w moim typie. Tłumaczyłam to sobie alkoholem, ale dobrze wiedziałam, że to nie prawda. Chciałam jakoś wyprzeć myśli o mężczyźnie, żeby nie zrobić sobie nadziei, bo jutro pewnie go już nie zobaczę, ale było mi cholernie trudno. Rozmarzona posłałam mu uśmiech i byłam nim tak zaciekawiona, że nigdy nie czekałam na rozmowę z kimś aż tak bardzo.

"23" | Jesse BoyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz