piknik. |o4|

122 10 4
                                    

 George przyszedł pod wejście do pokoju wspólnego krukonów i delikatnie odłożył liścik na ziemię. Jego serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. W końcu postanowił się oddalić i przygotowywać na jeden z ważniejszych dni w jego życiu.

∞∞∞

Możemy spotkać się o 18.00 na boisku? Chciałbym pogadać. To dla mnie bardzo ważne! Mam nadzieję, że przyjdziesz.
Twój George
„Twój George"... – myślała Alice, zalewając się rumieńcem.
– Cóż się stało? – zapytała ze śmiechem Kate. – Czyżby liścik miłosny?
– Nie! Po prostu PRZYJACIELSKI liścik. Nic więcej, naprawdę.
– Ty przekonujesz siebie czy mnie, bo już się pogubiłam hahaha
Pogrążona w swoich myślach krukonka, zdała sobie sprawę, że jest już 17.50, więc wybiegła z dormitorium, słysząc za sobą zdenerwowaną Annabeth.
– Gdzie pani tak pędzi? – usłyszała znany przez siebie głos. – Jeszcze potkniesz się o szatę!
– Fred... – odpowiedziała mu, wpatrując się w podłogę. – Czy ty i twój brat mnie śledzicie?
– Nie, nie śledzimy cię. Teraz czas na moje pytanie. Skąd wiesz, że jestem Fred?
– Tajemnica – odpowiedziała i położyła palec na ustach. – Tymczasem muszę lecieć. Do zobaczenia!
Wybiegła na zewnątrz zdyszana. Oparła się o kolumnę i zerknęła przed siebie. Na samym środku boiska lewitowały świece, a wokół nich leżał koc piknikowy pełen jedzenia. Alice rozejrzała się wokół, nie wiedząc co się dzieje. Nagle poczuła na plecach czyjeś ręce. Szybko wyciągnęła różdżkę, obróciła się i wycelowała w 'napastnika', którym okazał się George.
– Oh, cóż za refleks. Niestety nie mam zamiaru cię atakować. Chciałem tylko wziąć od ciebie szatę. Zapraszam – wskazał ręką środek boiska.
Chciał zaprosić czarodziejkę dopiero o 20.00, gdy się ściemni, a ona nie zobaczy jego wypieków, jednak był zbyt niecierpliwy. Krukonka była niesamowicie zakłopotana całą sytuacją.
Kiedy usiedli na kocu, George chwycił Alice za rękę. Przez sekundę milczał, aż w końcu wydusił z siebie krótką przemowę napisaną już dawno.
– Alice, jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą i najpomocniejszą czarodziejką, jaką znam. To, co teraz powiem, chciałem zrobić już dawno... Alice, kocham cię – spojrzał na nią, oczekując odpowiedzi, jednak dziewczyna siedziała naprzeciwko niego z lekko rozdziawionymi ustami. To było oczywiste, ale nie spodziewała się, że powie to AŻ TAK wcześnie. Chłopak puścił jej dłoń.
– Mogłem się tego spodziewać... Co ja sobie wyobrażałem?! Alice Chase z Weasleyem?! Na razie – zaczął biec w stronę zamku. Blond włosa wstała, choć nie miała pojęcia co zrobić. Pobiegła za Georgem, choć nadal nie wiedziała, co mu powie.
Zgubiła go, więc spytała pierwszego napotkanego ducha, czy nie widział Weasleya. Był nim Irytek.
– Nie widziałem... A może... Naprawdę myślisz, że ci pomogę? – wyminął ją, śmiejąc się.
Następny był Nick, który od razu powiedział jej, że słyszał męski szloch dobiegający z łazienki. Nie wahając się ani chwili, weszła do męskiej toalety, gdzie rzeczywiście znajdował się czarodziej.
– George... – zaczęła, zbliżając się do niego.
– Odejdź! Żaden lew nie płacze... nie powinien.
Alice chwyciło za serce jego zdanie. „Żaden lew nie płacze", ale gdy już zaczyna, każdy mu pomoże.
– Ja ciebie też – skłamała. Nie wiedziała, jak mu pomóc, więc popełniła jeszcze gorszy błąd - dała mu nadzieję.
George spojrzał na nią z niedowierzaniem i pocałował. Czarodziejka starała się nie uronić łzy z całej siły. Zawaliła i teraz całuje się z przyjacielem. Z przyjacielem, którego NIE KOCHA. Kiedy nareszcie skończył, uśmiechnął się do niej promiennie.
– Muszę już iść, do zobaczenia – powiedziała i wręcz wybiegła z łazienki. 

– A co z piknikiem? – zapytał, ale Alice już nie było w zasięgu jego wzroku. Mogła się rozpłakać. Łkała jak nigdy dotąd. Wzięła szatę z boiska i udała się do dormitorium, gdzie czekały na nią podekscytowane przyjaciółki, które domyśliły się, że był to liścik od niejakiego George'a.

– Czy ty płaczesz...? – zapytała Beatrycze, która zdążyła już wrócić od Drake'a i zapoznać się z sytuacją. – Co się stało?
– George powiedział, że mnie kocha – czarodziejki wstrzymały pisk radości, bo wiedziały, że w tej historii nie będzie dobrego zakończenia. – Ja milczałam, co uznał, dodam, że prawidłowo, za odpowiedź „a ja ciebie nie". Wybiegł z boiska, a ja za nim. Popłakał się, więc w desperacji powiedziałam mu, że też go kocham i... – przełknęła ślinę – pocałował mnie – znowu się rozpłakała. – Nie chcę wam opowiadać szczegółów bez El...
– Oh, biedaczku... Jesteś za dobra na ten świat – odparła Ann.
– Ale żeby wyznawać takie rzeczy w pierwszy dzień roku szkolnego? – spytała Kate.
– Chciał to powiedzieć już dawno... – odpowiedziała, przecierając oczy Alice. – Tymczasem idę skoczyć z wieży astronomicznej, zw.
– Zw?
– Mugolski skrót oznaczający zaraz wracam. No tak, panna Dachley jest czystej krwi!
– Ee tam, akurat to mnie w ogóle nie obchodzi.
Alice przez chwilę zapomniała o problemie, który miał jej przeszkadzać jeszcze przez długi czas.

∞∞∞

Ohh, nie lubię tej części. Bolało mnie serce, gdy krzywdziłam te postacie, ale musiałam, bo taką właśnie beznadziejną fabułę wymyśliłam. Co uważacie?

Gdy Lew zaczyna płakać | George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz