Pov. Katherine
Mijały kolejne dni.
Trzeci
Czwarty
TydzieńRaven dzięki Jack'owi jest chyba szczęśliwa.
A ja? Ja jestem zapatrzona w chorym psychicznie chłopaku, który odzywa się raz na ruski rok.Nie no zajebiście.
Dzwony. Znów ktoś się zabił.
Sięgnęłam po gitarę i zaczęłam grać.
- Uwielbiam gitarę, ale mogłabyś przestać denerwuje mnie już to. Grasz codziennie - powiedział bez uczuć Mikey.
- Jesteś mega przystojny, ale mógłbyś przestać istnieć, denerwuje mnie to. Widuje cię codziennie - odpowiedziałam.
- Jestem przystojny? - uśmiechnął się cwanie.
- Jak końskie gówno - westchnęłam.
Wstałam i już chciałam znowu go obrazić, lecz ten zaczął wyrywać mi gitarę z ręki.
- Co robisz idioto?! Zostaw ją! - szarpałam się.
Niestety chłopak był silniejszy i zdobył, upuszczając ją zarazem. Gryf połamał się na pół.
- Co... coś ty zrobił?! - zaszlochałam będąc już zalana łzami.
- Sory - odpowiedział i położył się na łóżku.
- Jak.. jak... jak mogłeś?! Zbierałam na nią całe życie! Ona była warta więcej niż ty!
- Jakoś nie wiem. Kaucja na mnie wynosi 4000, wiec wątpię.
-Zapłaciłam za nią 5500! Cała rodzina pomagała mi uzbierać na nią! To było moje życie! Nie cierpię cię. Mam nadzieję, że to ty zginiesz w następny wtorek! - z płaczem pobiegłam do łazienki.
Raven dobijała się do mnie. Niestety na marne.
- Kat! Proszę cię otwórz! - krzyczała blondynka waląc w drzwi.
- Zostaw mnie!
- Kat!
- Powiedziałam zostaw! - wrzasnęłam a dziewczyna chyba odpuściła.
- Mikey! Powaliło cię?! - słyszałam wrzask Jack'a.
- Histeryzuje, to tylko gitara.
- Ale to nie zmienia faktu, że JEJ gitara!
- Mogła na niej tyle nie grać!
- A ty się mogłeś ogarnąć!
- Dosyć! - krzyknęła Raven.
Potem już nic nie słyszałam, chyba postanowili się po prostu nie odzywać i teraz każdy siedzi na fochu. A ja siedziałam pod ścianą w łazience usiłując jakoś dojść po tym wszystkim do siebie. Słone łzy spływały po moich policzkach a z moich ust wydobywał się cichy szloch. Ten instrument to było dla mnie wszystko, traktowałam go niczym swoje dziecko, a teraz jest zniszczone przez jakiegoś zadufanego w sobie idiotę.
- Kat, nie możesz wiecznie za tym płakać, to jest tak samo jak z ludźmi, oni przychodzą i odchodzą, czasem szybciej niż nam się może zdawać, ale trzeba się z tym pogodzić, że ich już nie ma i nigdy nie wrócą, dlatego proszę cię, doceń to co w tej chwili masz i nie płacz za czymś czego mieć nie możesz - usłyszałam uspokajający głos dziewczyny dochodzący zza powłoki drzwi.
- Przychodzą i odchodzą?! Kurwa jakbyś nie zauważyła, to gitara nie ma nóg i nie może sobie odejść! I mogłabym ją mieć, gdyby nie ten dupek, który widzi tylko czubek własnego nosa! - krzyknęłam.
- Katerina! Wstań, wyjdź z łazienki, ogarnij się i chodź z nami na obiad. - nakazała.
- Nie mów do mnie Katerina. Nie lubię jak mnie tak nazywasz. - powiedziałam wychodząc z łazienki.
- Przynajmniej wyszłaś. Ale to pewnie pod pretekstem jedzenia - zaśmiała się i otarła moje policzki z łez.
- Dobrze ci zrobi - powiedział Jack podając mi czekoladę.
- Dziękuje
Mikey stał oparty o drabinkę od łóżka. Podeszłam do niego, a on spojrzał na mnie.
- Co dasz mi teraz z liścia jak ostatnia ciota? - zapytał z udawanym głosem.
Chyba go zaskoczyłam, bo uderzyłam go z pięści. Z nosa zaczęła lecieć mu krew.
- Pracuje w mafii. Tak dla przypomnienia.
- Kurwa - usłyszałam jak chłopak szepcze łapiąc się za krwawiący nos.
- Kurwa to jest z ciebie - parsknęłam i odsunęłam się od ciemnowłosego.
- Kat! Myśle, że wystarczy! - skarciła mnie Ravs.
- Też tak myśle - burknęłam.
- Ciekawe co dzisiaj obrzydliwego przyjedzie mi zjeść na obiadek - westchnęła udając szczęśliwą Raven w drodze na stołówkę.
- Pewnie gluty z nosa naszej kucharki, paznokieć jakiegoś nieszczęśnika, który został skopany, kłaki z klaty największego oblecha na sali i krew Mikey'go na deser - parsknął Jack a drugi chłopak spiorunował go wzrokiem.
- A ja kiedyś jadałam lasagne, spaghetti... - wyjęczała blondynka.
- Nie płacz za czymś czego nie możesz mieć tylko doceniaj to co masz - parsknęłam.
- Kat! - pisnęła starsza.
- No co? Twoje słowa.
Dzisiaj był jakiś chleb, bułki i rosół. Na szczęście jestem kobietą, wiec mam wszystko w kosmetyczkach. Nawet takie rzeczy jak mini opakowania soli. Cukier pewnie tez gdzieś jest.
Popołudnie minęło wyjątkowo spokojnie. Jack i Ravs oglądali serial na moim telefonie, ja czytałam książkę, a Mikey... w sumie chuj mnie to obchodzi.
Wyciągnęłam z kieszeni dwie żyletki. Ravs siedziała nade mną, wiec nic nie widziała.
Nie używała ich. Przestałam się ciąć, ale lubię je mieć przy sobie.- Uważaj, bo jeszcze się nie chcący przetniesz - zakpił czarnowłosy, a ja schowałam ostre narzędzie.
- Uważaj, żebym przez przypadek nie trafiła ci w szyję.
- Uuu boje się - powiedział z sarkazmem.
Po chwili ujrzałam zwisające z góry włosy Raven i zaraz potem jej twarz, która uważnie mi się przyglądała. Później się odwróciła w stronę tego idioty.
- Czego? - fuknął do niej chłopak.
- Czy wy możecie się przestać zachowywać jak dzieci? - westchnęła.
- A czy ty możesz się przestać zachowywać jak durna mamuśka? - syknął do niej ciemnowłosy.
- Nie? Przynajmniej dopóki się nie ogarniecie. Wiem, że jesteśmy w więzieniu, ale wolałabym żeby przynajmniej w naszej celi panowało peace and love - wyszczerzyła się blondynka a ja myślałam, że ją walnę.
- Peace and love? Peace and love spędzając praktycznie 24/7 z tym gnojkiem? - powiedziałam z niedowierzaniem.
Naprawdę ona jest aż tak tępa, że myśli, że będziemy razem z Mikey'm niczym nierozłączne psiapsi czy przesłodzona para?
========================
sorki, że tak późno. chciałam dodać jutro ale uznałam ze dodam teraz xd
ej tez mi przykro ze książka nie jest o tematyce homo xdd
wiem ze nudny rozdział, przykro mi
do zobaczenia ❤️
CZYTASZ
Prison with my angel
Teen FictionRaven i Katherine pracowały dla mafii. Niestety pewnego dnia przy dostarczaniu narkotyków i broni zostały złapane przez policję. W więzieniu spotykają tajemniczego Mikey'go i dziwnie optymistycznego Jack'a. książka nie jest opowiadaniem homoseksualn...