Lily Evans stała w progu rodzinnego domu. W mokrej, trzęsącej się z zimna dłoni ściskała dziurawą parasolkę Remusa. Jeden z jej ubłoconych kaloszy leżał na progu, drugi wciąż miała na nodze. Zdawała się nie dostrzegać tego faktu, tak jak i tego, że zostawiła za sobą otwarte na oścież drzwi. Wiatr i deszcz hulały w najlepsze. Dodatkowo wpraszały się teraz do przedpokoju Evansów i moczyły wyświechtany dywanik w indiańskie wzory.
— Li-... — Severus, nadal trzymany na ostrzu noża Petunii, zdążył wydać z siebie tylko zaskoczoną sylabę, zanim Lily sięgnęła po różdżkę i rozsądnie miotnęła w niego Petrificus Totalus. Urok poszedł nieco bokiem i prawie trafił w jej siostrę, która na szczęście pchnęła młodszego Ślizgona w strumień zaklęcia. Miała do wyboru albo to, albo dźgniętego w nerkę Severusa, a diabli wiedzieli, że nie czuła dzisiejszej nocy ochoty na więcej szwów. Gdy Snape padł bezwładnie na podłogę, Lily zatrzasnęła kopniakiem drzwi frontowe, rzuciła parasol na podłogę i ruszyła w stronę Petunii z wyciągniętą przed siebie różdżką.
— Co ty, u diabła, wyrabiasz?!
Niewzruszona tym Petunia stała dalej w miejscu i tylko unosiła brew, dając do zrozumienia, że gniew siostry nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia.
— Mogłabym cię zapytać o to samo.
— Nie pogrywaj sobie ze mną, siostro! — Lily przyglądała się bacznie jej twarzy, ale gdy najwyraźniej nie wyczytała z niej objawów Imperiusa, schowała różdżkę do kieszeni swetra. — Co to miało być? Co on tu w ogóle robi?
Petunia odsunęła obutą w różowy kapeć stopę spod nieprzytomnego neo-Śmierciojada i z niechęcią odgarnęła tłuste włosy z jego twarzy.
— Drzemie sobie — skonstatowała z przekonaniem.
Lily nie wydała się być tym przekonana.
— Co tu się stało? — szepnęła.
— Gdzie byłaś? — odparła zadziornie Petunia.
Siostry patrzyły na siebie chwilę, zanim doszły do niemego porozumienia, że żadna nie zdoła tej nocy zachować swoich sekretów dla siebie. Gdy Petunia zaryglowała drzwi i zaklęciami pozbywała się powodzi z przedpokoju, Lily wpakowała bezwładnego Severusa do spiżarni w kuchni. Zostawiła go na podłodze między szafką z konfiturami a paczkami mąki. Chociaż światło w ciasnym pomieszczeniu było mdłe, Mroczny Znak na jego przedramieniu zdawał się lśnić w ciemności złowrogo. Pokręciła bezradnie głową.
— Coś ty z siebie zrobił, kretynie?
Na te słowa zza jej pleców wychyliła się Petunia, ściskając w dłoni stary szalik ojca.
— Może lepiej sweter...? — Lily przygryzła dolną wargę, gdy tymczasem jej starsza siostra parsknęła i związała Snape'owi ręce za plecami.
— Też coś. Robisz się miękka na starość.
— Wybacz! — Lily zacisnęła pięści. — To nie ja trzymam sobie sługusów ciemności na ostrzu noża, jakbyśmy grały w starym filmie szpiegowskim!
— Sługusów ciemności? — Petunia wzięła głęboki wdech, by powstrzymać śmiech. Zaklęciem zmusiła nici do posłusznego ułożenia się w koszyku na robótki ręczne. Dopiero teraz Lily zauważyła dość sporą kałużę krwi na podłodze i oparciu krzesła. Złapała siostrę za nadgarstek i usadziła ją przy stole.
— Hej!
— Petunio Evans, jak pragnę zdrowia!
— Chło-...!
CZYTASZ
Regencja
FanfictionZapraszam na kolejny fanfik, który przewraca Londyn do góry nogami. Będą Śmierciożercy, elitarny zastęp aurorski Moody'ego, osobiste porachunki Huncwoci vs. Snape, a wszystko spryskane szczególnym eliksirem "Kanon Precz!". Londyn płonie, Regulus Bla...