Lato, 1943
Rosyjski frontRoderich starał się skupić na talerzu z jedzeniem, które leżało naprzeciw niego. Cóż, to miało być jedzenie. Tak naprawdę to wyglądało jak jakiś zwykły szary szlam, jakaś odrażająca mieszanka trzymiesięcznego kawioru i lodowatego błota, które zbierało się w Wiedeńskich rynienkach przez dobre lata. Zrobiło mu się aż niedobrze na ten widok, więc zamiast tego zerknął ukradkiem na długi, poobijany, zatłoczony ratusz. Widok był przerażający. Okna były zmiażdżone, wszystkie meble połamane i poprzewracane, na ścianach odciśnięte dziury po kulach. Potężna, krzycząca masa żołnierzy wypełniła tymczasową ciszę. Większość z nich skończyła jeść i rozmawiać między sobą, ale kiedy pobliski żołnierz spojrzał na Austriaka i zaśmiał się, reszta jego małej grupy szybko zrobiła to samo. Roderich natychmiast spojrzał się w dół, jego policzki zapłonęły dorodną czerwienią, a zimny i mdlący odgłos w żołądku nie ustępował. Znów postanowił się skupić na paćce, która leżała w jego misce.
To był dopiero drugi dzień Rodericha. Jego drugi dzień w tym odrażającym prowizorycznym obozowisku w tej brudnej opuszczonej wiosce. W drugim dniu, chłopak otoczony był nieznanymi czołgami, ciężarówkami i bronią oraz przez głośnych, brudnych żołnierzy niemieckich, którzy od lat walczyli na tym froncie i którzy nie mogli przestać gapić się i śmiać z nowego rekruta, którym był właśnie Austriak. Oczywiście inni ludzie byli często odrzucani na rosyjski front - karą było utrzymywanie pustych więzień. Nikt nie zadawał żadnych pytań, nikt nie przeprowadzał żadnych szkoleń, nikt nie przedstawiał odprawy ani przyczyny, ani wyjaśnienia.
Roderich otrzymał jedynie mundur i pistolet, który wyrzucił wilkom. Przesunął niezręcznie dłonią po jego okropnie brzydkim, szarym mundurze, czując nieznany mu, szorstki materiał. Mężczyźni wokół niego byli ubrani praktycznie identycznie, chociaż Roderich powoli zaczynał uczyć się subtelnych znaczeń takich rzeczy jak różne stopnie i znaki odwagi. Wydawało się, że w końcu nikt mu tego nie wyjaśni.
Ciarki przeszły mu po plecach, gdy uświadomił sobie, że pobliska grupa żołnierzy wciąż wpatruje się w niego, rozmawiając o nim, nie zadawając sobie nawet trudu, by ściszyć głos.
- Widziałeś nowego rekruta? To żart, ta jednostka staje się zrozpaczona, mówię ci ... Następna rzecz, w której wpuszczymy Żydów.
Roderichowi włosy stanęły dęba i przełknął ciężko ślinę. Jeśli kiedykolwiek się wydostanie... Jeśli ktoś się o tym dowie... Westchnął głęboko i zaczął próbować wmówić sobie, że ma na pewno jeszcze szansę. Chociaż, wydawało się to bez sensu, jednak by miał jakąś na przeżycie. Niezbyt duża, ale prawdziwa. Cóż, mimo wszystko, nawet rosyjski front był o wiele lepszy od Auschwitz.
- Mówi się, że jego muzyka była ulubieńcem Führera, ale potem wkurzył niewłaściwych ludzi. Cóż, Kara - Front. - Odparł jeden z żołnierzy.
- Muzyk, huh? Ten uroczy chłoptaś nawet tygodnia nie przetrwa. - Zaśmiał się cicho drugi.
Twarz Rodericha zarumieniła się gniewnie. Jak to się działo? Czemu tu był? Minęły dopiero dwa dni, a przecież jeszcze tydzień temu miał spokojne życie. Od swojej udanej kariery kompozytora, jego pięknego domu we Wiedniu, jego wspaniałej muzyki i białego fortepianu oraz koncertów i tych wszystkich kolacji... Jak to wszystko poszło do takiego piekła? Za co?
Odpowiedział mu cichy głos ... Za twoje głupie zasady. (Tutaj bardzo was przepraszam, ale nie wiedział jak to przetłumaczyć) Widowiska Rodericha zaczęły zamykać się i nagle był wściekły. Nie zrobił nic złego. Nie zasłużył na to. Jego ręce zaczęły się trząść. Chciał krzyczeć, walczyć, rzucić tę odpychającą miskę szarej brei na ścianę... Przeraził się, gdy ktoś nagle usiadł ciężko przy ścianie obok niego.
CZYTASZ
~ℓιℓια z ℓαмρү~ |ρяυαυs|
Fanfictionроʟsᴋɪᴇ ᴛłᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ "Lily of the lamplight" Mam nadzieję że się spodoba!