Kilka słów o stracie

15 0 0
                                    

Nie ma takiego życia, które by choć przez chwilę nie było nieśmiertelne.
Wisława Szymborska

Od kiedy żyję, na świecie zginęło zapewne mnóstwo osób. Dla mnie tylko, być może aż: dwie. Mogę mieć im za złe, że odeszły w złym czasie. Można by zadać pytanie: jaki czas jest dobry, aby umierać? Ludzie są samolubni do ostatniej chwili życia, kiedy zostawiają w nim kogoś; później samotnego i zagubionego przez parę lat, albo chociaż parę chwil. Dlatego boję się umierać i boję się, że ktoś ważny znowu mi to zrobi. Bardzo trudno jest potem poukładać wszystkie przedmioty i myśli w głowie; odnoszę wrażenie, że Marcin Wicha w swojej książce Rzeczy których nie wyrzuciłem podjął próbę takich porządków. Pożegnał się ze swoją matką, natomiast czytelnik miał dla niego znaczenie drugoplanowe.
Aby pogodzić się ze stratą i zapomnieć, potrzeba czasu. O odległych członkach rodziny, których ciała znajdują się już pod ziemią, pamiętamy raz do roku- w dniu Wszystkich Świętych. Bardzo nie lubię tego święta, bo przeszkadza mi takie „pamiętanie" o kimś, kogo nie zdążyliśmy nawet poznać. Wydaje się to... takie wymuszone i nieszczere, bo przecież zostają jeszcze 364 dni „niepamięci".
Chciałabym nie musieć pamiętać w ogóle, mieć każdego przy sobie. Niestety, dwie piękne dusze noszę w sercu i zastanawiam się „co by było gdyby", a że jestem dość emocjonalną osobą, zwyczajnie mam swoje sentymenty. Ale to dobrze. Jestem dumna z mojej celebracji tej tradycji. Nie trwa ona jednak pierwszego dnia listopada. Przywołuje ją na co dzień to, co zostaje po drugiej osobie.
A co zostaje? Książkę o tym, co można porządkować napisał już ktoś inny- wiem. Ale ta właśnie książka (wymuszając przy tym morze łez) skłoniła mnie do refleksji.
Już wiem. Pozostają przedmioty, miejsca, słowa, a nawet zdania.Wyłącznie te szczególne.
Może podzielę się tym, co we mnie siedziało, a do tej pory zapisywałam na akapitach podczas lektury.
W maju 2015 roku nie zdążyłam pożegnać mojego dziadka, a on bez pytania odszedł. Jakkolwiek dziecinnie to nie brzmi, tak właśnie myślałam w tamtym momencie. Wtedy nie wspominałam dobrych, ani tym bardziej złych momentów- nie miałam na to miejsca. Byłam zajęta odpowiedzią na pytanie: dlaczego? Tu przyszedł mi na myśl fragment dialogu (w Rzeczach...) między umierającą matką, a synem. Matka nie rozumie dlaczego w ostatnich chwilach życia nie towarzyszy jej martwy od dłuższego czasu mąż.
Gdzie jest Piotrek? - pyta matka.
Przecież nie żyje.
Ale w takim momencie powinien być - mówi.
Nadal nie przyjmuje łatwych usprawiedliwień. Nadal nie uznaje działania siły wyższej. Gdyby chciał, toby przyszedł. Śmierć to nie powód.
Niektórzy dorośli mieli odwagę komentować to, co mój dziadek Andrzej zrobił dobrze, a co źle za życia. Inni z tym drugim mieli problem. Coś w tym jest. Mamy (chyba słuszny) problem z mówieniem o zmarłych w negatywny sposób, z wygrzebywaniem rzeczy z przeszłości. Przypomniała mi to sytuacja opisana w Rzeczach...- historia ciotki Żydówki, umiejętnie zacierającej ślady swojego pochodzenia po wojnie, po opowiedzeniu której sam autor niejako skarcił się w taki oto sposób:
Nie wiem, ale nawet teraz mam poczucie, że mówię za dużo, popełniam niewybaczalną zdradę"
Wtedy o tym nie myślałam.
Teraz za to wspominam, bo mogę spojrzeć na sytuację z innej perspektywy. Po tym dobrym człowieku o ciepłym sercu i pięknym umyśle pozostało mi naprawdę wiele rzeczy. Nie zamierzam mówić o wszystkim, większość zostaje po mojej stronie. Częścią, mimo wszystko, mam ochotę się podzielić.
Pozostają przedmioty.
Radio Sharp GF-9494. Dostała je moja mama, zostało przywiezione z Iraku, gdzie dziadek miał okazję pracować. Teraz stoi na mojej szafce i jest prawie-działające.
Szydełko. Nigdy nie nauczyłam się szydełkować, ale robiłam przy jego pomocy bransoletki z włóczki, w czasie kiedy dziadek obierał mi jabłka (najostrzejszym nożem świata, więc dzieci nie mogły go używać).
Pozostają miejsca.
Plac zabaw przy cmentarzu. Dziadek huśtał się ze mną na huśtawce, a na cmentarzu rozmawialiśmy o rzeczach najróżniejszych. Plac zabaw został zlikwidowany, co ciekawe, zaraz po śmierci dziadka. Cmentarz ma się dobrze.
Pozostają niespełnione obietnice.
Słowa łączące się w zdania. Obiecał mi, że kiedy będę już duża i wezmę ślub, on będzie przygrywał na grzebieniu...
Wiedziałam, że w końcu się rozkleję.
Już wystarczy. Chcę jeszcze wspomnieć o jednej osobie, której miejsce w tej wypowiedzi należy się z całą pewnością, ponieważ nie pomyślałabym, że będę tęsknić za nią tak silnie i choćby wspomnienie tej postaci wywoła u mnie tak potężne emocje.
Dlaczego? Ponieważ nie jest nawet człowiekiem, jednak uważam, że zasługuje na bycie osobą. Mój pies Maks.
Właściciel - Pies
Zastanawiałam się nad powodem tej tęsknoty, ponieważ za jego życia nasza relacja nie wydawała się tak głęboka, był moją ukochaną psiną, ale dorastaliśmy w podobnym czasie i nie mógł być mi wtedy za nic wdzięczny. Dopiero potem- gdy on w psich latach był już dorosły- jeździłam z nim rowerem, dawałam smaczne kąski i tuliłam. On odwdzięczał mi się wtedy merdającym ogonem i służył jako poducha.
Siostra - Brat
Po tym jak Maks zachorował, a krótko potem zmarł, nie mówiłam o nim wiele. Gdy moją głowę dręczyły myśli, zachowywałam je dla siebie, a potem pozwalałam im upłynąć razem ze łzami. Nie pokazywałam emocji na zewnątrz i nawet teraz nie jestem w stanie powiedzieć z jakiego powodu. Być może dlatego, że pies do końca swoich dni pozostaje dzieckiem, jest niewinną istotą, znacznie różni się tym od człowieka. Ludzi bardziej boli śmierć dziecka niż doświadczonego przez życie starca.
Przecież wiedziałam, że duży pies dożywa 8-10 lat, Maks miał 9. Nie powinno być to dla mnie zaskoczeniem.
A jednak. Śmierć zawsze przychodzi niespodziewanie.
Matka pisała długopisem. Ojciec wiecznym piórem. Absurdalne nazwy- myślę, porządkując papiery. Nic nie trwa wiecznie. Ani nawet długo.
Zawsze przychodzi.

Kilka słówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz