ROZDZIAŁ 2

159 14 19
                                    

Czy to ma być jakiś żart? Przecież to jest jeden z najsilniejszych żołnierzy ludzkości. Co niby takiego przyciągnęło zainteresowanie słynnego wojskowego?
Ze spokojem zebrałam ze sceny resztę monet podczas gdy większość zwróciła swoją uwagę na osobę, która stała przy drzwiach. Nie rozumiem za co inni go podziwiają. To przecież człowiek tak samo jak inni, nie jest żadnym bóstwem czy coś.
Schowałam monety do sakiewki, która leżała pod ladą. Specjalnie ją tam schowałam, aby nikt nie dorwał się do pieniędzy.
Słyszałam jak Hank pytał Ackermana czy czegoś sobie życzy w jego "skromnych progach". Też mi coś...skromne progi. Prędzej pozwolę zjeść się tytanowi niż podać kapitanowi zamówienie. Wywróciłam tylko oczami nic nie mówiąc.
- Nie chcę niczego do picia ani do jedzenia. Chcę pogadać z tą dziewczyną. - Doskonale słyszałam co mówi wojskowy i uderzyłam głową w blat, kiedy chciałam się podnieść.
- Cholerny blat... - Mruknęłam pod nosem i delikatnie masowałam miejsce uderzenia. Dopiero teraz zauważyłam, że on usiadł naprzeciwko mnie.
- Niezły głos...może jeszcze raz zaśpiewaj. - Usłyszałam głos tego mężczyzny. Prosty...poważny...a mówił okropnie lakonicznie.
- Może kiedyś zaśpiewam... - Wzruszyłam ramionami i między nami zapadła cisza, a w barze życie wróciło do normy. Głośne śmiechy...szczęk kufli...czasami ktoś zerkał w naszym kierunku.
- Nie żeby coś...ale jestem w pracy, więc nie mam czasu na rozmowy. - Chciałam jakoś zakończyć tą ciszę, a przy okazji zająć się czymś innym. Nie zniosę tych spojrzeń innych ani chwili dłużej!
- Jasne. Ale masz zaśpiewać dla mnie. - Po tych słowach moje oczy przypominały monety. Ale...że co proszę?! Czy ja jestem jakąś prywatną rozrywką?! - Zapłacę ci za to.
- Nie chcę żadnych pieniędzy. Wogóle nie zapytałeś mnie o zdanie. - Powiedziałam jak najspokojniej i wyszłam z lokalu na ulicę.
Mam już dosyć tego miejsca! Tutaj jestem tylko tanią rozrywką dla innych i nie mam prawa do podejmowania decyzji.
Chłopy! Szlag by ich trafił!
Przeszłam przez rynek aż do mostu. Jest tu tyle wspomnień...tyle dobrego...
Słabo się uśmiechnęłam, aby powstrzymać płacz. Nie...obiecałam sobie, że od śmierci matki nie będę płakać.
Wzięłam drżący wdech i się już opanowałam.
Rynek powoli już pustoszał, ponieważ pierwsze krople deszczu spadały na ziemie. Wszyscy chowali się do swoich domów...
A ja? Czy ja mam dom? Czy będę miała dom? A jeśli go będę miała to czy będę miała męża i dzieci?
Bzdura. Jestem zbyt pyskata i buntownicza, aby się z kimś związać.
- Ej. A ty czego tu się błąkasz...cyganko? - Zauważyła mnie kilkuosobowa grupa żołnierzy z Żandarmerii.
- Panowie wybaczą...już idę do domu. I nie jestem cyganką. - Odpowiedziałam i nie spojrzałam na ani jednego z nich.
- A czy ktoś powiedział, że możesz iść? Pewnie ci zimno w tej...bluzeczce. - Poczułam z tyłu jakieś dłonie i się wzdrygnęłam. Jeśli zacznę atakować to mogę nie wyjść z tego cało. Ale czy wolę być skopana czy pohańbiona?
- Istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista. - Zrobiłam krok do przodu i wpadłam w ramiona innego mężczyzny.
- Oh...czyli mnie wolisz? Cieszę się cyganeczko. - Tego już za wiele. Nadepnęłam jemu na stopę i natychmiast mnie puścił, a do moich uszu dotarł jego krzyk i wyzwiska w moim kierunku.
Tylko co mi to dało skoro trójka innych zaczęła się do mnie dobierać?
Nie dotykajcie mnie! Zostawcie mnie!
Wyrywałam się jak mogłam, ale szanse na ucieczkę malały z każdą chwilą. To koniec...nie ma sensu uciekać.

Przepaska | Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz