Od wczorajszej nocy wiele się zmieniło, zaraz po zgarnięciu kartki z strzały obudziłam resztę, ja wraz z Clarke i Montym próbowaliśmy rozszyfrować wiadomość a starszy Blake zorganizował nocne straże. Może i Bellamy jest dupkiem ale jeśli chodzi o organizacje obozu jest dobrym przywódcą.
***
-Kurwa zaraz mnie coś trafi!-krzyknęłam i kopnęłam w najbliższą mnie rzecz-Co to może znaczyć?!
-Praktycznie wszystko-westchnął Monty i przyglądał się dalej wiadomości na kartce-Jesteś pewna, że nic więcej nie powiedział lub zrobił jakiś gest w twoją stronę?
-Już mówiłam, gdy tylko mnie zobaczył zaczął uciekać a kiedy go, lub ją zawołałam rzuciła w moją stronę strzałą, nic więcej.- zaczęłam drapać się po głowie.-Muszę się przejść.-Wyszłam ze statku i zaczęłam iść w stronę namiotu Blake sprawdzić jak sobie radzi z organizacją kolejnego patrolu.
-Hej Audrey.-odparł Toby i uśmiechnął się w moja stronę-Jak się czujesz?
-Dobrze-westchnęłam-Toby możemy pogadać później? Mam sprawę do królewicza.
-Lepiej tam nie wchodź-przytrzymał mnie-poczekaj tu, dla twojego dobra.
-Nie rozumiem?-spojrzałam na niego-Z środka usłyszałam głośny trzask na co zmarszczyłam brwi, rzuciłam pytające spojrzenie w stronę chłopaka na co mruknął pod nosem „Murphy" bez zawahania weszłam do środka, John i Bellamy przyciskali do ściany Wellsa, który cały czas się wiercił.
-Hej!-krzyknęłam.-Co się tu dzieje?
John podszedł do mnie na tyle blisko, że musiałam podnieść lekko do góry głowę zasłaniając mi przy tym cały widok.
-Toby do jasnej cholery miałeś pilnować, żeby nikt tu nie wchodził póki nie skończymy!-
-Póki nie skończycie czego?-przerwałam mu.
-Kochanie nie twoja sprawa.- złapał mnie za ramie i zaczął prowadzić w stronę wyjścia lecz wyślizgnęłam mu się w ostatnim momencie. Wywróciłam oczami i podbiegłam do Wellsa i Blake rozdzielając ich. Wells był cały w siniakach a z jego prawego ramienia sączyła się krew.
-Idioci-rzuciłam w stronę Blake i wzięłam Wellsa pod ramie-siedź cicho, nie dla ciebie to robie-zwróciłam się tym razem do syna kanclerza.
Kierowałam się w stronę wyjścia gdy zatrzymał mnie Bellamy.
-Dlaczego to robisz?-zaczął-Dobrze wiem co się stało na arce, zniszczył ci życie a ty mu nadal pomagasz. Dlaczego nie dasz nam tego dokończyć?-
-Robię to dla Clarke-rzuciłam szybko i wyszłam przytrzymując rannego chłopaka.-Audrey!-krzyknął Finn-Daj pomogę, nie powinnaś jeszcze tak nadwyrężać tej kostki-uśmiechnął się i wziął ode mnie chłopaka-Co się stało?
-Bellamy i Murphy, ta dwójka się stała-mruknęłam-Chcieli go zabić.-
-Nie do końca-szepnął Wells-Chcieli informacji.
-Informacji dotyczących czego?-spytał Finn.
-Dalszych planów mojego ojca..i-przerwał-.
-I?-ciągnęłam dalej-
-Informacji o Clarke...Audrey oni coś planują, coś większego..-Przez resztę drogi nie gadałam z Wellsem, cały czas myślałam nad jego słowami co oni mogą planować? Tą dwójkę stać na wszystko, i chyba właśnie tego się boje.
Razem z Finem położyliśmy go na łóżku a Clarke zajęła się jego ramieniem rzucając mi ciche „dziękuje" na co się uśmiechnęłam.
Wyszliśmy ze statku i usiedliśmy przy pobliskim drzewie.
-Jak myślisz co planują?-spytał Finn.
-Nie mam pojęcia-mruknęłam i popatrzyłam w chmury-Ale na pewno nic dobrego.
-To wiem-westchnął Finn i przymknął oczy kładąc głowę na moim ramieniu.-Mam!-krzyknęłam i podniosłam się do góry.
-Co?-spytał otrzepując włosy z ziemi.
-Toby-zaczęłam-Ten jasny blondyn z którym gadałam on coś może wiedzieć.
-No to chodźmy, złożymy mu wizytę-uśmiechnął się i wziął mnie pod ramię.
***
Ukryliśmy się za leżącą przed nami kłodą by żaden z sługusów Blake nas nie zobaczył, oczywiście wtedy kiedy Toby jest mi potrzebny znika.
-Co teraz?-szepnął Finn.