6. "Wyznania"

3K 169 22
                                    

Wiatrak klimatyzatora pracował bezgłośnie. Siedzący naprzeciwko siebie chłopak i dziewczyna, trwali w przeciągającym się milczeniu. Nie zamierzał jej poganiać, widział jak co kilka chwil szatynka sięga po stojącą na stoliku szklankę z zimną wodą. Wydawało mu się, że na jej twarzy widniał smutek, większy niż dotychczas, ale nie mógł być tego pewny. Spojrzenie jej brązowych oczu utkwione było w szklanej karafce, lub czymś czego on nie potrafił dostrzec. Wspomnieniach, które próbowała ubrać w słowa. Chciał dać jej do zrozumienia że nie musi tego robić. Niczego nie musi mu wyjaśniać, ani tłumaczyć. Jednocześnie pragnął odpowiedzi na swoje nieme pytania. Dlaczego odeszła z magicznego świata? Co się wydarzyło pomiędzy Złotą Trójką i dlaczego złamała swoją własną różdżkę? Była przecież o stokroć lepsza od niego, bardziej szlachetna, uczciwa i prawa. Walczyła za dobro, i narażała życie dla sprawy. A jednak świat czarodziejów stał się dla niej ohydą. Czymś, od czego uciekła. 

Patrzył na nią cierpliwie i po raz pierwszy w życiu miał wrażenie, że ktoś cierpi bardziej od niego. To wewnętrzne przemyślenie bardzo go zdziwiło, gdyż w byciu egocentrykiem nie miał sobie równych. Nigdy nie obchodziło go to, co czują inni. Miał w głębokim poważaniu ich doświadczenia, przeżycia i udręki, jednak teraz... Teraz chciał wysłuchać kogoś innego. Gdy w końcu jej usta drgnęły, a zza malinowych warg popłynęły pierwsze słowa, zamienił się w słuch. 

~

Wpatrując się w szklane naczynie, zaczynała rozmowę we własnej głowie już kilkanaście razy. Znalezienie odpowiednich słów, o dziwo, tym razem nie przychodziło jej z łatwością. Gdyby obok stała myślodsiewnia, skorzystałaby z niej. Pokazanie własnych doświadczeń mogłoby się okazać o wiele prostsze, niż ubranie ich w słowa. Dziękowała mu w duchu za cierpliwość. Kilka razy chciała odpuścić, przeprosić za zamieszanie i wyjść z pokoju czym prędzej, jednak czuła, że potrzebuje tego, bardziej niż kiedykolwiek. Swoistej spowiedzi która, być może, zmyje z niej choć część poczucia winy. Skoro miała opowiedzieć mu o tym co ją spotkało, stwierdziła że najlepiej będzie zacząć od początku. 

- Pamiętam dzień - zaczęła wpatrując się w karafkę. - Gdy do mojego domu przybył Albus Dumbledore i oświadczył moim zdziwionym rodzicom, że należę do magicznego świata - powiedziała i spojrzała na Dracona, który słuchał jej uważnie. - Było to na początku lipca - kontynuowała. - Moi rodzicie, jak wiesz, są mugolami. Z zawodu są dentystami, leczą ludziom zęby - wyjaśniła. - Już w trakcie trwania roku szkolnego, zastanawiali się nad nową szkołą dla mnie. Uważali że w dotychczasowej się marnuję. Widzieli we mnie wielki potencjał i nie chcieli by się zmarnował. Rozważali posłanie mnie do St Paul's Girls' School i choć wiedzieli że będą musieli wydać na to krocie, nie chcieli bym dalej uczęszczała do zwykłej państwówki - powiedziała i przerwała na moment. - I wtedy, pewnego pięknego, słonecznego popołudnia, do naszych drzwi zapukał niezwykły gość. Był wysoki i choć jego ciemnofioletowa szata nie była typowym ubraniem, wszystko w nim krzyczało "jestem elegancki". Długą, siwą brodę spiął srebrnym wisiorkiem, z którego końców zwisały dwa, małe dzwoneczki. Matka spojrzała na niego nieufnie, lecz gdy przedstawił się jako dyrektor prestiżowej placówki, ojciec wpuścił go do środka. Dumbledore z niczym się nie śpieszył. Wypił herbatę, poczęstował się bezcukrowym ciastem i dopiero gdy skończył wręczył mi dużą, kremową kopertę zaadresowaną bezpośrednio do mnie. Przejechałam palcem po namalowanym na niej herbie. Lew, wąż, borsuk i kruk w jednej tarczy...

- Gryffindor, Slytherin, Hufflepuff i Ravenclaw - powiedział Dumbledore, jakby czytał mi w myślach. - To symbole czterech domów Hogwartu, szkoły do której będziesz uczęszczała.

- Tak powiedział, lecz moi rodzice zaoponowali, tłumacząc że nie słyszeli o żadnym Hogwarcie, i zaczęli wątpić w tożsamość przybysza. Byłam przekonana, że niezwykły gość za chwilę opuści nasz dom i już nigdy więcej go nie zobaczę, ale wtedy on wyciągnął z kieszeni szaty swoją różdżkę i spokojnym, opanowanym tonem poprosił moich rodziców, by pozwolili udowodnić mu to, kim jest. Nigdy tego nie zapomnę... Tego pierwszego razu gdy zobaczyłam czary... - Hermiona uniosła głowę i spojrzała w górę. W jej oczach odbił się blask słońca. - W całym pokoju zaroiło się od kolorowych kwiatów, trzepoczących skrzydłami kolibrów i bzyczących wesoło pszczół. Salon zamienił się w środek tętniącej życiem dżungli, tak wspaniałej i realnej, że byłam przekonana że naprawdę przeniosłam się do tropikalnego lasu i już nie siedzę na kanapie, w salonie - na twarzy kasztanowłosej zamajaczył blady uśmiech. Dla Dracona czary były czymś na wzór oddechu. Znał to od urodzenia. Magia była częścią jego życia od zawsze. Patrzył na nią jak na coś wspaniałego, ale jednak całkowicie codziennego. Gdy przyglądał się twarzy byłej Gryfonki, opowiadającej o swoich pierwszych doświadczeniach z magią i związanych z nią przeżyciach, czuł się tak, jakby i on sam doświadczał jej pierwszy raz. Zaraz potem uśmiech dziewczyny zgasł, tak samo szybko jak się pojawił. 

SMOK I GWIAZDA ~Dramione ~ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz