Rozdział 7

249 21 10
                                    

Noc była ciepła, w gęstwinie leśnej odzywały się sowy, księżyc oblał nikłym światłem mały strumyk, woda odbijała jego blask wydając przy tym, przyjemny odgłos. To wszystko pozwoliło Astarte rozluźnić się do tego stopnia, że nim Gardian zapalił ognisko ona spała już w najlepsze.

Co ja będę z nią miał

Pomyślał chłopak i przetarł oczy. Gdy upewnił się, że dziewczyna śpi naprawdę głęboko, zdjął chustę, kaptur, buty, podkoszulek i ruszył w stronę strumyka.

Lodowata woda orzeźwiła każdą komórkę w jego organizmie gdy z siorbał ją z ręki. Wszedł nieco głębiej brodząc delikatnie nogami i badając teren. Obmył twarz, błądząc po niej rękoma, w niektórych miejscach przytrzymując palce nieco dłużej, następnie opłukał tors, kark i plecy. Potrzebował tego. Stojąc tak i pijąc czystą wodę wpatrywał się w polanę oblaną zimnym światłem, w ciało młodej dziewczyny, przykryte kocem, unoszące się i opadające pod wpływem miarowych oddechów.
Ognisko dawało przyjemne ciepło, śpiące ciało bezwiednie przysunęło się bliżej niego. Gardian odetchnął ciężko.

Sam nie wiedział dlaczego się na to wszystko zgodził, na powrót do miejsca z którego uciekł, na niańczenie tej twardej ale jeszcze nie doświadczonej przez życie dziewczyny. Wiedział, że to przyniesie mu tylko więcej kłopotów. Jednak musiał. Musiał dowiedzieć się czym są wizje, kim jest dziewczyna. Musiał jej pomóc.

Tak, coś w środku niego nie pozwalało mu zostawić jej samej sobie. Przypominała mu dawnego siebie. Naiwnego i ciekawego świata, zawadiackiego i pewnego siebie, małego chłopca którym już dawno przestał być.

Za każdym razem gdy zamykał oczy widział je, widział te szare tęczówki, kryształy wirujące w nich, fioletowe, pełne życia i ciekawości. Chciał taki być, lecz wiedział, że już nigdy do tego nie wróci, nie odzyska tej...niewinności.

Kiedy zaczęło mu się robić już nieco chłodno wrócił z powrotem do ogniska, założył podkoszulek a chusta i kaptur z powrotem znalazły się na jego głowie.

Usiadł przy ognisku, przypatrując się śpiącej dziewczynie. Było spokojnie, naprawdę spokojnie, już dawno nie doznał tego uczucia, błogości. Czuł jak wiecznie naprężone mięśnie jego ciała się rozluźniają. Pozwolił sobie na to. Ten odcinek lasu był bowiem dość spokojny, idealne miejsce na przenocowanie.

Astarte zaczęła się nagle niespokojnie poruszać, na jej czole pojawiło się pare kropel potu, usta rozchyliły się, a oddech przyspieszył. Gardian podszedł i potrząsnął jej ramieniem. Raz...drugi...trzeci...

Nic to jednak nie dało, więc chcąc wybudzić dziewczynę z koszmaru nachylił się nad nią i obiema rękami chwytając jej ramiona potrząsnął całym jej ciałem.

Dziewczyna otworzyła oczy i gwałtownie nabrała powietrza, po czym podniosła się i wczepiła w ramiona kucającego nad nią chłopaka.

Gwiazdy nad nimi świeciły jasno na tle czarnego niemal nieba. W trawie nieopodal konik polny wygrywał swoją nocną symfonię, a żaby przy strumyku rechotały w wesołej, nocnej rozmowie. Gdzieś w głuszy usłyszeć można było ciche pohukiwanie sowy.

Zszokowany Gardian jednak nie słyszał w tej chwili nic prócz swojego mocno bijącego serca, znieruchomiał, nigdy nie był w takiej sytuacji, nikt nigdy go nie przytulił, nikt nie był tak blisko niego. Nagle poczuł ruch. Dziewczyna łkała a jej ciałem wstrząsały dreszcze, pociągała nosem coraz mocniej wczepiając się w silne ramiona chłopaka.

Bezwiednie, ręka Gardiana powędrowała na drobne plecy dziewczyny, wolnymi, delikatnymi ruchami gładził je i poklepywał aż nieco się uspokoiła.

Dwór Zagubionych NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz