Rozdział 3

116 6 0
                                    

-Złociutka, jesteś zmęczona, ale musisz wstać na śniadanie, mamy 9!
      Otworzyłam niechętnie oczy, naprawdę chciałam jeszcze poleżeć w łóżku, ciepłym i wygodnym łóżku, nie w tym szpitalnym... Głośno ziewnęłam i zaczęłam się przeciągać. Pani Meredith spojrzała na mnie z dezaprobatą, a ja w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.
-Ah. Wy młodzi lubicie sobie pospać, jesteś już ósmą osobą, którą obudziłam. Proszę Kochana. - podała mi tacę z kanapkami, wyglądały apetycznie. Całości uroku dodawał kubek gorącej herbaty. Szybkim i płynnym ruchem Meredith podsunęła mi moje karmidełko. - Muszę jednak przyznać, że jako jedyna się do mnie uśmiechnęłaś... Zjedz wszystko, a potem weź te tabletki. Masz też swoją wodę niegazowaną, ja też nie lubię bąbelków. Jak się spało?
-Ym, całkiem dobrze, dziękuję. Śnił mi się sen i..
-Sen mówisz? - przerwała mi. - To bardzo ważne. Najprawdopodobniej są to twoje wspomnienia. Musisz je zapisywać, z nich wiele się dowiesz. Niejeden tak miał. Załatwię Ci jakiś notes. No i mam dla Ciebie niespodziankę. - Meredith podała mi czarny telefon o pokaźnych rozdziałach. - Jest twój, to znaczy zawsze był twój. Pozwoliłam go wziąść sobie i naładować, ładowarka pasowała dzięki Bogu. Może będziesz mogła jakoś dotrzeć do swojej rodziny. Nie jest włączony, bałam się tysiąca wiadomości z jakichś portali społecznościowych. Zapewne należysz do internetowego świata...
-Bardzo Pani dziękuję... - Powiedziałam zachwycona możliwością skontaktowania się z kimś. - Jest pani aniołem.
-Każdy ma swojego anioła stróża, może ja jestem twoim nowym ? Twój stary jest pewnie na zwolnieniu chorobowym...
     Obie wybuchnęłyśmy serdecznym śmiechem. Muszę przyznać, że Meredith ma całkiem fajne poczucie humoru. Meredith zaczęła krzatać się po sali, a ja w spokoju jadłam śniadanie i obserwowałam ją ukradkiem. Meredith uchyliła okno.
-Musisz mieć czym oddychać. A tu jest tak duszno, że można siekierę powiesić.
     W duchu zaśmiałam się, przecież moja babcia mówiła tak samo... Zresztą z tego co wiem kiedyś było to bardzo popularne powiedzenie.. Zaraz, zaraz. Ona mówiła tak samo. Coś sobie przypomniałam!! Uradowana krzyknęłam.
-Na Boga, dziecko, co się stało?
     Spanikowana Meredith pobiegła w moją stronę. A ja się tylko śmiałam. Szybko sobie jednak uświadomiłam, że muszę uspokoić Panią Meredith. Zrobiło mi się głupio.
-Przepraszam. Wszystko w porządku. Właśnie sobie uświadomiłam, że moja babcia też tak mówiła. Powiesić siekierę. Przypomniałam sobie.
-Cudownie Kochana, oby tak dalej. Cieszę się, że to ja wpływam pozytywnie na twoje zdrowie. To mnie utwierdza w tym, że jestem dobrą pielęgniarką. Wiesz, taką z prawdziwego zdarzenia...
    Meredith zaśmiała się, a ja pokiwałam głową z uznaniem. Miałam wrażenie, że była stworzona do tej pracy. W jakiś sposób pokrywalo się to z jej potrzebami i talentem. Meredith wyciągnęła taboret i na nim usiadła. Miałam nadzieję, że znowu mi coś opowie...
- Wiesz, Złociutka, kiedyś poznałam pewną uroczą parę. Miało to miejsce jakieś 10 lat temu. On miał na imię Steven a ona Edna. Bardzo się od siebie różnili, ale pasowali do siebie jak nikt inny... Kolejny paradoks. Poznałam ich na bingo. Widywalismy się tam w każdy piątek, aż wreszcie zaprzyjaźniliśmy się. Parę miesięcy później Steven i Edna wyjechali odpocząć od zgiełku miasta do swojej chatki w lesie. Nie wiedzieli od czego zacząć, to znaczy od czego zacząć, żeby się odprężyć. Była piękna pogoda, więc spacer uznali za świetny pomysł. Poszli drogą, która prowadziła przez las, tą samą zresztą, którą tam dojechali. Wstąpiła w nich druga młodość. Stwierdzili, że wejdą w głąb lasu, jak się później okazało, to nie był dobry pomysł...Nagle zerwał się wicher, zaczął lać deszcz. Steven złapał Ednę za rękę i śmiejąc się pobiegli do domku. Wtedy usłyszeli trzask, a ogromna gałąź spadła na nich. Steven odsłonił ukochaną własnym ciałem, dlatego też Ednie nic nie było. Jednak Steven oberwał w głowę i stracił pamięć zupełnie jak Ty... Nie chciał wrócić z Edną do domu ze szpitala... Wiesz kiedy odzyskał pamięć?
-Nie mam zielonego pojęcia...
-Wtedy, kiedy Edna gotowała obiad i nuciła sobie piosenkę "I Will Always Love You" Whitney Houston. Steven poprosił ją, żeby ta zaśpiewała mu całość. Edna zaczęła śpiewać, a ten się na nią rzucił, powiedział że wszystko pamięta i kocha ją bardzo. Jak się okazało, do tej piosenki tańczyli swój pierwszy taniec na weselu. Zresztą również ich noc poślubna miała miejsce przy akompaniamencie tego utworu. Miłość jest bardzo silna, Złociutka... Ty też musisz taka być.
    Znowu nie wiedziałam, co powiedzieć... W trakcie jej opowieści zjadłam posiłek i zażyłam tabletki.
-Wiesz już, że dużo przeżyłam i mam duże doświadczenie. Może ten przypadek nie dotyczył mnie bezpośrednio, ale czerpię z niego płynącą mądrość.
-Tak, ma pani rację, wiele za panią i wiele przed panią...
-Wiem, Złociutka, wiem... A teraz muszę już iść, obowiązki czekają, jeszcze do Ciebie wpadnę później.
    Kobieta wzięła tacę i poszła, znowu miałam mętlik w głowie. Bardzo cieszyłam się, że chociaż skrawek pamięci do mnie wrócił i równie mocno byłam zła, że to tylko skrawek... Wzięłam telefon do ręki, szybko doszłam do tego jak go uruchomić. Odczekalam chwilkę aż się włączy. W między czasie podziękowała bogom techniki za to, że telefon przetrwał wypadek. Przyszło też parę powiadomień. Nie wiedziałam jednak od czego zacząć... Postanowiłam, że wejdę w galerię. Nie bałam się tego co zobaczę, bardzo mnie to ekscytowało. Było tam kilka albumów. Weszłam w pierwszy. Moim oczą ukazały się setki selfie. Miałam na nich albo delikatny makijaż, albo mocny. Oba mi pasowały. Mogę też powiedzieć, że jestem fotogeniczna. Wyszłam z tego tryskającego samouwielbieniem albumu i weszłam w następny. Tu były natomiast zdjęcia tego samego psa, którego fotografia znajdowała się w portfelu. Czyli to mój psiak. Ciekawe czy ma się nim kto zająć... Weszłam w następny album. Na początku byłam nieco zdezorientowana jego zawartością. Później jednak dotarło do mnie, że składa się on z projektów, zdjęć pomieszczeń i dekoracji. Było to całkiem zrozumiałe. Dotarłam do następnego albumu gdzie było mnóstwo zdjęć z jakichś imprez i spotkań. Na większości z nich byłam jednak ja z piękną brunetką o niesamowitych, błękitnych oczach.
W następnym albumie znalazłam zdjęcia różnych przepisów, pałałam się gotowaniem.. No cóż, nic nie zaskoczyło. Później przyjżę się tym zdjęciom baczniej. Gdzie teraz szukać informacji? Wiem, wiadomości! Bez wahania kliknęłam w ikonę. Było ich tam kilka. Wszystkie do klientów, zleceniodawców, producentów i jedna konwersacja, która wzbudziła i mnie mieszane uczucia. Serce zaczęło mi walić, a ręce trząść. Tego się nie spodziewałam...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 16, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kocham żonatego... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz