Rozdział 6

1.4K 188 32
                                    

V

Zupa, którą jadł nazywała się Ramen i była okropna. Dużo rzadsza od krwi i pływało w niej wiele cienkich nitek. Uczucie towarzyszące wciąganiu makaronu do ust (choć Midoriya nie wiedział, czy była to prawdziwa nazwa sznurków) było śmieszne. Pojedyncze kluski prześlizgiwały się mu między wargami, chlapiąc zupą na wszystkie strony. Parsknął pod nosem.

Gdy tylko skończył jeść, Bakugo chwycił go za ramię i siłą wyciągnął z baru. Ręka Katsukiego niefortunnie zacisnęła się na oparzeniu słonecznym, którego nabawił się parę godzin wcześniej. Syknął cicho z bólu. Bakugo chyba zdał sobie sprawę co zrobił nie tak, bo natychmiast cofnął dłoń, mrucząc coś pod nosem. Kilka najbliższych ulic minęli w całkowitej ciszy. Przestało padać i nie potrzebowali już parasolki, jednak chmury nadal szczelnie zakrywały niebo. Co jakiś czas Midoriya był zmuszony ominąć wysokie słupy - gdy przez nieuwagę wpadł w jeden z nich, dowiedział się, że nazywają się lampy. Bakugo co jakiś czas wzdychał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Izuku trochę mu współczuł. Niezręczna cisza nie przeszkadzała mu zapewne tak bardzo jak blondynowi. W końcu Midoriya skupiał się bardziej na otaczających go budynkach, pojazdach, światłach... Wszystko było dla niego nowe i nie mógł się napatrzeć na kolorowe witryny sklepów.

Izuku przeszedł przez ulicę, trzymając Bakugo za kaptur jego bluzy. Chłopak pozwolił mu na to tylko ze względu na bezpieczeństwo. Midoriya był mu wdzięczny. Nie chciał skończyć po raz kolejny tuż przed maską samochodu i zmuszać Bakugo do przeproszenia kierowcy. Chociaż poprzednim razem blondyn po prostu wydarł się na młodą kobietę, której wbiegł przed pojazd, to wampir szczerze wierzył, że Katsuki miał dobre intencje. Budynek, który znajdował się po drugiej stronie drogi, był ogromny. Na ciemnej, prawie czarnej ścianie, tuż nad drzwiami widniał sporych rozmiarów neonowy napis "KARAOKE". Przez okno zerkała na niego drobna brunetka w niebieskiej sukience. Pomachała do niego nieśmiało. Litery szyldu zaświeciły się na niebiesko, prawie go oślepiając. Izuku miał wrażenie, że słyszy pierwsze słowa doskonale znanej mu piosenki.

-Czego stoisz? Jeszcze nie doszliśmy do tego cholernego sklepu! - Bakugo złapał go za ramię.

Izuku mrugnął zaskoczony. Za szybą nie było już dziewczyny. Napis wcale się nie świecił, a jedynym dźwiękiem, który dochodził do jego uszu, był hałas przejeżdżających samochodów. Zdezorientowany spojrzał na urwane kable, zwisające spod neonu i białą kartkę wywieszoną na drzwiach z napisem "lokal zamknięty".

Głowa zaczęła mu nieprzyjemnie pulsować. Czy to były oznaki jakiejś choroby? Czyżby zatruł się tym ohydnym ludzkim pokarmem? A może wszystko było planem Bakugo? Chciał osłabić go na tyle, by mógł z łatwością nadziać go na kołek w pierwszej lepszej ciemnej uliczce?

Kosz na śmieci stojący parę metrów dalej, wydał mu się nagle strasznie niebezpieczny. Miał wrażenie, jakby jego dno było tak twarde, że spokojnie mógłby rozwalić sobie o nie głowę.

Wydawało mu się, że lampa uliczna na chwilę się zapaliła. Z zaskoczenia upuścił niewielkie pudełko czekoladek, które trzymał w rękach. Schylił się, by pozbierać rozsypane słodycze, ale jego ręka spotkała się z twardą powierzchnią chodnika. Katsuki popatrzył na niego niechętnie. Pociągnął go za włosy i ruszył przodem. Zielonooki w miarę szybko go dogonił. Przecież wcześniej nie trzymał niczego w rękach. Dlaczego więc niewielkie, różowe pudełko, wydało mu się tak realne?

Głowa bolała go niemiłosiernie. Chwycił się Bakugo, bojąc się, że w przeciwnym razie upadłby na ziemię. Blondyn natychmiast spojrzał na Izuku. Był blady, może nawet bledszy niż wcześniej. Co mogło na niego tak podziałać, pozostawało dla niego tajemnicą. Zbliżył dłoń do czoła wampira, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie ma on temperatury. Katsuki natychmiast cofnął rękę. Midoriya zdawał sobie sprawę, że musiał być lodowaty.

Nie tylko kołek rani || BakuDeku ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz