Rozdział 4

4.9K 369 74
                                    

Nastolatek nie mógł spać całą noc. Nie tylko z powodu wszechobecnego zimna paraliżującego mu kości, które na szczęście nie zbliżyło się do niego. Póki co, przynajmniej. Bo z tego co zrozumiał, a co tłumaczył mu ten straszny Auror, dementorzy, czyli strażnicy Azkabanu, wysysający całe szczęście i duszę wyjątkowych nieszczęśników, do niego zbliżyć się będę mogli dopiero od dzisiejszego ranka, dzięki dyrektorowi. Więc nie przez to mógł spać, do zimna się w końcu przyzwyczaił w skrytce pod schodami na Privet Drive. Nie. Tu chodziło o coś innego.

O ciągłe jęki, przerażonych, umęczonych osób, które starały się odgrodzić od tych istot.

Kreatur, jak niektórzy Aurorzy pilnujący go przez ten krótki okres czasu wyrażali się o nich.
Stworzeń bez duszy, tak pożądających emocji, że kradli je innym równie chętnie co dusze.

Zbrodniarze znajdujący się na tym samym piętrze co on, nawet chyba nie zauważyli, że stworzenia opuściły to piętro Azkabanu. Nadal miotali się na swych pryczach, czy też na ziemi, ogarnięci szałem wspomnień, które oni wymuszali na czarodziejach.

Wydawać by się mogło, że nie mogli się uwolnić od skażonej magii dementorów.

Harry rozglądając się po celach dookoła, w jednej z nich zauważył chudego, wyraźnie zagłodzonego i zmarniałego psa. Jego czarna sierść była pokołtuniona, oczy zamknięte, pysk schowany między łapami, a ogon miał podwinięty pod siebie jakby się obawiał, że może go stracić.

Zdziwiony nastolatek wstał, po czym podszedł do krat, aby przyjrzeć się zwierzęciu bliżej. W końcu to dziwne, że w więzieniu dla czarodziei zamykają zwierzę.

Albo może nie? W końcu chłopak nie wiele jeszcze wiedział o świecie czarodziejów. A może to był wyjątkowo śmiercionośny pies, który zabił kogoś?

Zabił kogoś tak jak on...

Zabił kogoś...

Zabił...

Kogoś...

Przerażony nastolatek zaczął niekontrolowanie wciągnąć powietrze przez nos. Znowu dopadło go to przerażające uczucie, gdy uświadomił sobie, że zabił własnego nauczyciela. Co z tego, że z tyłu jego głowy znajdował się Voldemort?
Zabił i musiał ponieść za to konsekwencje. Nie ważne jak straszne. Zrobił krzywdę i musi za nią zapłacić.

Mimo to, chłopiec nie kontrolując się, zaczął cicho zawodzić, gdy łzy spływały mu ciurkiem wzdłuż chudej, bladej twarzy.

Te ciche dźwięki doszły do uszu zwiniętego psa, który najpierw je ignorował, tak jak zwykle, gdy któryś ze współwięźniów tracił kontrolę nad swoimi emocjami, lecz tym razem poczuł pewnien przymus otworzenia oczu.

Spojrzał w kierunku wydającej te dźwięki kupce nieszczęść i zauważył tam chłopca. Kruczoczarnego chłopca dokładnie rzecz biorąc, z szopą niesfornych loków na głowie, z okularami przekrzywionymi i tym charakterystycznym zapachem.

Zapachem w którym nie doszukał się jeszcze dodatkowej nutki, której zwykle nie wyczuwał w Jamesie Potterze. Gdyby tak się stało, zrozumiałby kogo ma przed sobą.
A tak, jedyne co miał w głowie, to to, iż znowu śni, że dementorzy ponownie męczą go wspomnieniami jego brata. Jego przyjaciela. Jego towarzysza psot.

-Nie, nie, nie. James, proszę wybacz mi, proszę. - wyszeptał przerażony, nieświadomie ponownie przybierając swoją ludzką postać. - Nie, przepraszam! Powinienem wiedzieć lepiej. Powinienem był zabić szczura, za to co wam zrobił. - mimowolnie Syriusz Black ponownie skierował swój wzrok w stronę jak myślał urojonego James'a Pottera.

Wpatrywał się w klęczącą osobę, dalej szepcząc ciche, nie, gdy nagle zielone oczy spojrzały wprost na niego.

Dobrego Azkaban nie zepsuje - złego Merlin nie naprawi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz