Wspomnienia III

24 2 0
                                    

Po egzekucji jednego z porywaczy zaprowadzono mnie do jednej, z jeszcze niżej położonych cel. Po drodze mijałam wielu... robotników? Nie widziałam, czy są tu z własnej woli, czy może spotkał ich podobny los do mojego. Niektórzy z nich oglądali się za mną i patrzyli we mnie ze współczuciem. Pomieszczenie, do którego mnie zaprowadzono było małe, zimne, brudne i wilgotne. Po moich plecach przeszedł dreszcz obrzydzenia i znowu chciało mi się płakać. Jeden z osiłków blondyna wprowadził mnie do środka i przypiął do ściany łańcuchami. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ była zakryta dużym kapturem, a ciemność pomieszczenia nie ułatwiała mi zadania.

  - Co teraz ze mną będzie?- Odważyłam się zapytać.

Nie otrzymałam jednak żadnej odpowiedzi, a gdy tylko masywne drzwi zatrzasnęły się z hukiem wybuchłam płaczem. Miałam dosyć, cały mój świat runął w gruzach. Moi rodzice nie żyli, widziałam śmierć kilku ludzi, nie wiem, gdzie jestem, ani jak dawno temu opuściłam wioskę. Czułam się opuszczona przez wszelką litość świata. Chciałam tylko krzyczeć, płakać i spać.

-  Dlaczego mnie nie zabiją? - wyszeptałam cicho.- Dlaczego pozwalają mi się tak męczyć?

Ruchem głowy odgarnęłam popielate włosy z twarzy i wpatrywałam się w ciemność, długo nie mogąc zasnąć.

                                ***
Po jakimś czasie obudził mnie promień światła dochodzący z pochodzi dzierżonej przez strażnika. Zamrugałam energicznie powiekami i przeleciałam wzrokiem po sylwetce mężczyzny.Był wysoki i przysadzisty, na głowie zostały resztki siwych włosów, miał duży nos i wąskie usta wykrzywione w grymasie, oczy mieniły mu się brązem.

W milczeniu uwolnił mnie z kajdan, a ja od razu zabrałam się za rozmasowanie zasiniaczonych nadgarstków. Po chwili złapał mnie za ramię i brutalnie wyprowadził z celi. Jęknęłam głucho z bólu. Szliśmy pustym korytarzem, z powrotem w stronę sali, w której odbyła się ostatnio egzekucja. Gdy ponownie mijaliśmy pracujących ludzi usłyszałam kawałek rozmowy dwóch z nich.

- Biedaczyna, widział kto, żeby tak młodą dziewkę i już na niewolnice. Za grosz współczucia i człowieczeństwa- powiedział szeptem wychudzony, ale krzepki starszy mężczyzna w obdartej, swej tunice.

- A czego się po bandytach spodziewać?- drugi, wytatuowany na szyi rozmówca splunął.- Ty lepiej uważaj, bo jak gruby usłyszy.. O to biada nam nieszczęsnym.

Odwróciłam wzrok i wlepiłam spojrzenie w swoje obdarte buty. Gdy już miałam zamiar zapytać jak długo jeszcze będziemy szli, dotarliśmy na miejsce.

Okazało się, że tym razem udaliśmy się do sporej biblioteki. Nie było w niej okien, za to, pomieszczenie oświecały kandelabry z zapalonymi świecami. Regałów było tak wiele, że w głowie mogło się zakręcić. Każdy z nich był podpisany zgodnie z zawartością. Tuziny kolorowych ksiąg cieszyło wzrok i zachęcało do chwili wytchnienia, na które ja niestety liczyć nie mogłam. Na drugim końcu czytelni znajdowało się biurko, z ciemnego dębu, na którym w całkowitym nieładzie leżały porozrzucane papierzyska. Za nim siedział sprawca wszystkiego, co spotkało mnie w ostatnim czasie. Dopiero po chwili zauważyłam stojącego obok czarnowłosego z miną próbującą zatuszować grymas bólu spowodowany niedawną chłostą. Młodzieniec nie miał odwagi spojrzeć nikomu w oczy.

- Witaj Junko- zaczął zielonooki uśmiechając się sztucznie.- Jak się czujesz?

- Dlaczego?- Zapytałam nie racząc go spojrzeniem.- Dlaczegóż mnie nie zabijesz?

Blondyn parsknął nieprzyjemnie, a w jego głosie słychać było złość.

- Po pierwsze to zwracaj się do mnie z szacunkiem idiotko. Po drugie nie tak miałaś odpowiedzieć, a po trzecie, to to by nie miało wtedy sensu. Po cholerę miałbym cię porywać, a potem zabijać? I patrz na mnie jak do ciebie mówię do licha!

JunkoWhere stories live. Discover now