Rozdział 21

292 5 0
                                    

(6 Godzin wcześniej)
(Lucas)
Szybko przeczesałem włosy, ubrałem buty i spojrzałem na zegarek 14:49. Okazało się że jestem prawie spóźniony na zebranie Wielkiej Ósemki. Swoją drogą, ciekawi mnie to, jakie tematy zostaną poruszone dzisiaj.

Nic więcej nie myśląc, wybiegłem z domu i szybko wsiadłem do auta przygotowanego dla mnie na podjeździe. Jechałem około 15 minut. Gdy byłem już na miejscu, wysiadłem, i od razu kierowałem się w stronę klubu w którym znajduje się sala w której mamy zebrania. Znów przechodziłem pomiędzy stołami przy których siedzieli rozgniewani lub zadowoleni z siebie gangsterzy, zależy od wygranej lub nie wygranej w grze. Generalnie same szemrane typy, jednym z nich niestety byłem ja. Podszedłem do wielkich czerwonych drzwi, przy których stał mężczyzna który sprawdzał czy dana osoba posiada tatuaż gangu. Naturalnie mnie też sprawdził, jeszcze nie jestem dobrze tutaj znany. Tatuaż się zgadzał więc wszedłem do środka. Przy stole nie zastałem jak dawniej mojego taty i Francisa [*] lecz innych członków wielkiej Ósemki. Czyli Liama, Geralda, Gilberta, Aidana i Jamesa.

-Witaj Lucas, siadaj- podszedł do mnie Gerald i podał mi rękę.

-Witam- kiwnąłem głową do wszystkich pozostałych na znak przywiatnia się, po czym usiadłem-Czemu nie zaczynamy? - spytałem dosyć zniecierpliwiony.

-Ponieważ czekamy jeszcze na pozostałe dwie osoby- No tak zapomniałem, przecież jeszcze Norman ma się pojawić na zebraniu. Tylko kto jest tą drugą osobą? Nagle drzwi się gwałtownie otworzyły, do środka wszedł rozzłoszczony Norman.

-Jeszcze tego ku*wa pożałujesz! - krzyczał przez drzwi do jakiegoś mężczyzny- Aa tak, yyy dzień dobry wszystkim.

-Jasne.... Witaj Norman, usiądź- Gerald uczynił tak samo jak ze mną i zaprosił chłopaka do stołu, Norman zajął miejsce obok mnie. Co w cale mnie nie ucieszyło. W sali zrobiła się cisza. Słychać było tylko moje stukanie długopisem o stół i głośne wzdychanie znudzonego Normana. Po chwili drzwi otworzyły się, tym razem bardzo powoli.

-Teraz już mamy komplet- powiedział zadowolony Gilbert. Zza drzwi wyłoniła się postać, mężczyzna chodzący o lasce. Gdy postać całkowicie ukazała się naszym oczom, nie mogłem uwierzyć wałsnym. Był to nie kto inny, jak William. Tylko dlaczego chodził o lasce? Gdy wszedł do środka i zmierzał w stronę wolnego miejsca, było widać jak kuleje na lewą nogę.

-William?! Ty żyjesz?! Co ty tutaj robisz?! - niestety mojej ciekawości już nie powstrzymałem.

-Jak widzisz Lucas, niektórzy poprostu rodzą się z popiołu - odpowiedział mi z chytrym uśmiechem William, nie bardzo wiem co to miało oznaczać ale nie wróżyło nic dobrego. Ten idiota miesiąc temu porwał mnie i Caroline, pod groźbą zabicia jeśli nie oddam mu firmy ojca. A teraz ma czelność wracać jeszcze do wielkiej ósemki. Z niesmakiem przyglądałem się wszystkim którzy nic sobie z tego nie robili, ale postanowiłem wysłuchać to co mają do powiedzenia.

-Tak więc, zebrałem was tu dzisiaj w bardzo ważnej kwestii- Gerald usiadł na swoje miejsce i kontynuował- Mianowicie, jak wiecie nie dawno z tego świata odszedł szanowany gangster, czyli ojciec Lucas - Gerald wskazał ręką w moją stronę- Francis, czyli ojciec Williama oraz Devon. Chciał bym was poinformować o tym iż normalne jest to że na miejsce Francisa i Stevena wejdą ich synowie czyli William i Lucas lecz jeśli chodzi o Devona, który nie miał potomków, na jego miejsce wejdzie kuzyn Lucasa czyli Norman-w sali rozpoczęły się szepty w tym moje szepnięcie sobie ku*wa.

-Dziękuję ci Gerald- odpowiedział na to Norman.

-Chwila moment! - krzyknął Aidan- Dlaczego to ty ustalasz kto jest w naszej ósemce?! Kto cię zrobił szefem hmm??? - w tym momencie poparłem Aidana.

-Właśnie - pwiedziałem głośno.

-Domagam się głosowania! - krzyknął Liam.

- W takim razie, skoro domagacie się tego, to to zrobimy. Julian rozdaj wszystkim kartki - krzyknął do swojego szofera Gerald. Momentalnie zostały nam rozdane kartki, i tak oto zaczęło się głosowanie na nowego Ojca Chrzestnego naszej mafii. Po kilku minutach wszyscy już zapisali imię swojego kandydata na karteczce. Szofer Geralda zebrał karteczki i poszedł podliczać głosy. Po nie całej minucie wrócił, podał głosy Geraldowi i coś mu szepnął na ucho.

-Tak więc, zoabaczmy kto będzie szefem......... O kur*wa - mężczyzna nagle przeklną- Są 4 głosy na Lucasa i 4 na Williama.

-I co teraz?!- wtrąciłem się.

-Hmmm...... Szofer, głosuj! - rozkazał szoferowi Gerald. Mężczyzna zapisał coś na kartce i oddał Geraldowi.

- No więc, nowym Ojcem Chrzestnym mafii został............. Lucas- Moja mina zbladła, poczułem dreszcz na swoim ciele.

-Gratuluję - powiedział do mnie Norman i mocno uścisnął mi dłoń, przy tym wbijając mi paznokcie w rękę. Było to nie zrozumiałe.

-Witamy nowego Ojca Chrzestnego, tak więc Lucas przejmujesz pałeczkę- powiedział chytrze William.

-No, dziękuję tym co za mną głosowali- tylko tyle zdołałem wydusić.

-Lucas, od dzisiaj ty decydujesz o zebraniach, dostawach narkotyków , rozgrywkach pokerowych w klubie i dostawom nowych dziewczyn do domu publicznego.

-Domu publicznego? - powtórzyłem zszokowany.

-No tak, tym zajmuje się szef, czyli w tym wypadku TY- Gerald podkreślił ostatnie słowo dobitnie.

-Ale ja nie chcę robić krzywdy kobietom.

-No cóż, przywykniesz, tylko tyle ci powiem.

Po tych słowach Geralda wszyscy się rozeszli. Ja poszedłem w swoją stronę reszta w swoją. Wsiadłem do auta po czym położyłem głowę na kierownicy.

Mój ojciec naprawdę to robił? Robił krzywdę kobietom? Ja rozumiem narkotyki, nielegalny poker, ale zmuszanie czy wyłapywanie kobiet do domów publicznych? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz to moja działka i ja będę musiał się tym zajmować. Tylko patrzeć jak powiem o tym Caroline, ucieknie ode mnie jak najdalej się da. Albo nie... Nie powiem jej.

Nic więcej nie myśląc ruszyłem na piskach i zacząłem wracać do mojej posiadłości.

Pewnego razu w.. Amsterdamie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz