Rozdział 4

2.7K 190 143
                                    

Victoria zjawiła się w szpitalu świętego Bartłomieja z kubkiem kawy w lewej ręce oraz książką w prawej. Uprzejma prośba o pomoc Sherlocka, ukryta pod zaskakująco suchą i bezosobową wiadomością, zmusiła ją do wyjścia z domu, ale Victoria nie była na tyle głupia, aby sądzić, że faktycznie mu się na coś przyda. Zapewne chciał jedynie, żeby siedziała z nim w jednym pomieszczeniu, odbijając jego pomysły. Przeważnie oznaczało to, że oczekiwał od niej absolutnej ciszy i udawania, że wcale jej tam nie ma, dopóki nie zdecydował się odezwać.

Weszła do szpitala i szybkim krokiem ruszyła do windy. Co dziwne jej nastrój nie był wcale najgorszy, biorąc pod uwagę wczesną godzinę. Dla Sherlocka siódma rano oznaczała jedynie, że zmarnował już kilka godzin, które mógłby wykorzystać na zrobienie czegoś produktywnego. Victoria kompletnie nie rozumiała, co mogłoby być bardziej produktywne od zapewnienia organizmowi należytego odpoczynku, ale już jakiś czas temu zrezygnowała z prób rozwikłania zagadki tej niechęci do snu. Albo do jedzenia. Albo do zachowywania się w sposób — chociaż odrobinę — ludzki.

Detektyw weszła do windy, po czym obróciła się przodem do tablicy z przyciskami, aby wybrać odpowiednie piętro. Upiła łyk kawy i omal nie wypluła jej z powrotem do kubka, gdy ktoś prześlizgnął się między zamykającymi się drzwiami, robiąc ogromny hałas.

— Przepraszam — wydyszał mężczyzna i uśmiechnął się przepraszająco, podczas gdy Victoria zmierzyła go wzrokiem.

Musiał być doktorem — na dodatek całkiem młodym. Victoria nie mogła powstrzymać myśli, że nie miałaby nic przeciwko oddaniu się w ręce takiego lekarza. Jego uśmiech był olśniewający — rozświetlał całą twarz, uwydatniając dwa, urocze dołeczki na policzkach. Nie potrafiła stwierdzić, jakiego koloru były jego oczy, głównie przez sztuczne, zimne światło w windzie, ale wydawały się niebieskie albo może jasnozielone. Na pewno były ładne.

— Nic się nie stało. Zatrzymałabym drzwi, ale zupełnie pana nie zauważyłam — odparła i wzruszyła ramionami, opierając się o ścianę windy.

Młody doktor wcisnął jeden z guzików, spoglądając na nią przelotnie.

— Jedzie pani do piwnicy?

— Tak.

— Kostnica?

— Tak.

— Och... — odparł i podrapał się po głowie. — W takim razie przykro mi z powodu pani starty.

Victoria parsknęła śmiechem. Nie było to nielogiczne założenie, ale biorąc pod uwagę rzeczywistość, wydało jej się całkiem zabawne.

— Jedyną rzeczą, którą straciłam, są cenne godziny snu — mruknęła na widok jego dezorientacji. — Jestem detektywem. Przywiodła mnie tu praca. Tak jakby.

Odsłoniła odznakę i uśmiechnęła się, gdy mięśnie jego twarzy rozluźniły się natychmiastowo.

— Cóż, na pewno nie wygląda pani na zdewastowaną — powiedział z rozbawieniem, po czym wyciągnął w jej stronę rękę. — Jestem doktor Duncan Ellis.

— Detektyw Victoria Radcliffe. Wystarczy Victoria. — Uścisnęła dłoń mężczyzny stanowczo i potrząsnęła nią lekko. Czasami nie mogła się nadziwić, że praca może wpłynąć nawet na tak nieznaczące gesty.

— Więc... Co sprowadza cię do kostnicy tym razem?

Victoria miała wielką ochotę odpowiedzieć „przyjaciel", ale powstrzymała się. Sherlock nie zasługiwał na ten tytuł, a torturowanie młodego lekarza nie wydawało się dobrym pomysłem. Wzruszyła więc ramionami i upiła łyk kawy.

Ostatnia Zagadka [Sherlock x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz