Rozdział 17

2.6K 159 105
                                    

Sherlock Holmes, ponad wszelką miarę, był przyzwyczajony do ignorowania ludzi zawsze, gdy miał na to ochotę. Rzecz jasna niektórzy opisaliby to jako jeden z jego zwyczajów, jako że powtarzał tę czynność z istotną regularnością. Zdecydowanie nie wiedział jednak, jak postąpić w sytuacji, gdy to jego traktowano jak powietrze — gdy robiła to ona.

Tak jak każdego dnia, Victoria Radcliffe weszła do jego sali i natychmiast skierowała się w stronę fotela. Zostawiła na nim swoje rzeczy, po czym podeszła do okna i otworzyła je, zmuszając mężczyznę do przykrycia się kołdrą. Spojrzał na nią zirytowany, ale ona wciąż nie zamierzała z nim rozmawiać.

— Też miło mi cię widzieć — powiedział z ironią, ale w odpowiedzi otrzymał jedynie pobieżne spojrzenie.

Kobieta powróciła do krzesła i usiadła, natychmiast zapominając o jego obecności. Nieważne, jak mocno starał się zrozumieć argumentację jej niezwykle infantylnego zachowania, jego — zwykle wybitny — umysł nie był w stanie wymyślić prawdopodobnej teorii. Och, jak irytujące było patrzenie na nią, a jednocześnie niesłyszenie jej głosu. Nieprzenikniona cisza dzwoniła mu w uszach zbyt długo, co zaczynało powoli upośledzać jego zdolności poznawcze.

Miał ochotę krzyczeć, wiedząc, że Victoria zdołała w jakiś sposób zatruć coś, co dotychczas było jego największym sprzymierzeńcem. Pławił się w ciszy, odnajdując w niej element niezbędny do przetwarzania informacji na najwyższym poziomie. A teraz... Teraz mógł jedynie wpatrywać się w Radcliffe, studiując każdą — nawet najmniejszą — zmianę w jej twarzy, z nadzieją, że uda mu się rozwikłać kolejną sprawę. Sprawę nagłej niechęci, którą zaczęła żywić wobec jego osoby.

Odsunął na bok kołdrę i przerzucił nogi poza krawędź łóżka, nie zwracając uwagi ból w klatce piersiowej. Istniały granice cierpliwości. Ludzie nie ignorowali Sherlocka Holmesa, a już na pewno nie traktowali go tak, jakby nie istniał.

— Przestań! — nakazał i zacisnął dłonie w pięści. — Żądam, abyś ze mną porozmawiała.

Victoria uniosła wzrok, a kąciki jej ust drgnęły w rozbawieniu. Jak śmiała się z niego nabijać?! To on powinien wyśmiewać jej niedorzeczne, całkowicie niezrozumiałe działania!

— Jaki jest właściwie sens twojej obecności w mojej sali, jeśli nie zamierzasz mówić, zachowując się jak przerośnięte dziecko?

— Wracaj do łóżka, Holmes — odparła cicho, po czym wróciła do czytania swoich folderów.

Podszedł do fotela i wyrwał je z jej uścisku, zanim zdążyła zaprotestować.

— Nie, dopóki się nie wytłumaczysz.

— Dopóki się nie wytłumaczę? — Victoria wstała i zmarszczyła gniewnie brwi.

Jej policzki zaczerwieniły się nieco, a Sherlock pomyślał, że wyglądała żywiej niż przez ostatnich kilka dni.

— Cholera, Sherlock, naprawdę jesteś tak tępy?

Zamrugał kilkukrotnie, a jego dłonie rozluźniły się. O czym ona mówiła?

— Prawie umarłeś. Dwukrotnie — powiedziała i potrząsnęła głową. — Okłamałeś mnie, nie ufałeś, że mogłabym ci pomóc bez konieczności narażania twojego życia... A teraz jeszcze masz czelność żądać ode mnie, abym o tym wszystkim zapomniała? Nie usłyszałam od ciebie nawet durnych przeprosin, dupku.

— Przepraszam — odpowiedział machinalnie, ale, o dziwo, to jedynie pogorszyło sytuację.

Jak niby miał ją zrozumieć? Chciała przeprosin, więc dlaczego nic one nie dały?

Ostatnia Zagadka [Sherlock x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz