Brodząc na oślep w labiryncie mroku
Modląc się by rychło doczekać własnego zmroku
Ujrzałem światło gdzieś tam w dali
Tam gdzie wszyscy już skonaliA to ona świeci z wielkiej sali
Ten blask życie mi ocali
Róża piękna i pachnąca
Ale już powoli schnąca
Każdy podmuch
piękny kwiat zniszczyć może
A wtedy żaden blask już nic nam nie pomożeResztką sił wyplewiłem chwastów dywan
Został tylko dla niej żyznej ziemi łan
Podlewam ją łzami
Bedac tarczą przed szkodnikami
Pielęgnuję kwiat uczuciem
Ale nic nie uchroni przed pokłóciłem
I choć zaboli mnie nie raz
Jestem gotów znieść cały ciemny czasBy wypuścić mogła pąków setki
A każdy z nich będzie wielki
Rozkwitnie w całej swej okazałości
I roświetli mego życia ciemności
Będzie mi domem i schronieniem
Który kocham każdym tchnieniemI nawet gdy śmierć rozdzieli nas
Ufam ze to będzie przejściowy czas
Za nim nastąpi życie w blasku i miłości
W którym będziemy trwać po koniec naszej wieczności