CZĘŚĆ PIERWSZA

1.1K 46 19
                                    

Widok każdego Nocnego Targu zawsze wprawiał Carmen w niemały zachwyt. Dziewczyna szczególnym uczuciem darzyła ten w Nowym Yorku i między innymi dlatego od razu po przybyciu do owego miasta udała się właśnie tam. Drugim powodem była chęć zakupu ulubionego alkoholu dla Magnusa Bane'a, którego Carmen zamierzała wkrótce odwiedzić.
Młoda czarownica bez pośpiechu spacerowała po Targu. Z zaskoczeniem zauważyła, że postanowienia Zimnego Pokoju w Nowym Yorku były przestrzegane bardziej niż w innych miastach, czy krajach. Stoiska, których właścicielami były faerie były rzadkim widokiem, co nieco zmartwiło Carmen, bo alkohol, po który przyszła można było kupić tylko u nich.
Nagle kobieta, a właściwe wampirzyca, koło której przechodziła brązowowłosa złapała ją za przegub, ruchem głowy wskazała na coś za nią i zapytała:

- Czy to Nocny Łowca?

Czarownica spojrzała we wskazanym kierunku i od razu zauważyła wysokiego blondyna idącego główną aleją Targu. Już na pierwszy rzut oka widać było, że mężczyzna był Nocnym Łowcą. I wcale nie chodziło tu o strój bojowy, który miał na sobie, ale o Runy, których nawet nie starał się ukryć.
Carmen przewróciła oczami, po czym wyrwała się z uścisku wampirzycy i bez słowa ruszyła w swoją stronę, co ta skomentowała wymownym prychnięciem.
Po kilku minutach wędrówki między różnymi straganami i stoiskami brązowowłosa w końcu zauważyła faerie, której szukała. Szybko pokonała odległość dzielącą ją od jej celu i już po chwili prowadziła żywą konwersację ze swoją starą znajomą.

- Podobno dużo podróżowałaś? Szukasz czegoś wyjątkowego, czy to, co zwykle? - zapytała właścicielka stoiska, po standardowej wymianie grzeczności.

- Byłam trochę w Los Angeles i Londynie, ale były to bardziej służbowe podróże - odparła szybko Carmen jednocześnie rozglądając się po asortymencie, który miała przed sobą. - Poproszę to, co zwykle.

Faerie kiwnęła głową, po czym odwróciła się gwałtownie, przez co jej sukienka zawirowała. Wyglądała przy tym niczym mgła spowijająca Londyn o poranku - delikatnie i jednocześnie w pewien sposób kusząco.
Carmen oczekując na alkohol zwróciła uwagę na niewielkie pudełko leżące pośród wielu innych rzeczy. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniało się niczym szczególnym. Proste drewniane pudełko, a właściwe szkatułka, z delikatnymi, roślinnymi zdobieniami. Właśnie ta zwyczajność i prostota przyciągnęły uwagę dziewczyny. W świecie faerie lubiono przepych. Coś, co nie wyglądało niczym wyjęte z królewskiego skarbca musiało być wyjątkowe.

- Otwórz.

Carmen podniosła wzrok na sprzedawczynię, która w dłoni miała już butelkę alkoholu. Jej szpiczaste uszy lekko drgnęły, co było u niej oznaką ekscytacji, dlatego dziewczyna posłusznie uchyliła wieko szkatułki.
Kiedy z wnętrza zaczęła wydobywać się spokojna melodia, którą Carmen skądś kojarzyła, od razu było wiadomo, że szkatułka to pozytywka. Roślinne zdobienia, które czarownica podziwiała wcześniej zaczęły się rozrastać i to dosłownie. Po chwili na środku pozytywki pojawiły się tańczące postacie w strojach szlacheckich.

- Co za nią chcesz, madame?

Brązowowłosa zmarszczyła brwi, po czym podniosła wzrok na Nocnego Łowcę, który stało koło niej i wpatrywał się w trzymaną przez nią pozytywkę.
Faerie szkrzywiła się na widok mężczyzny i szybko powiedziała:

- Dziecom Razjela nic nie sprzedaję.

- Nalegam - próbował dalej blondyn. - Jestem w stanie wiele dać za tą pozytywkę.

Uśmiech na jego twarzy pozostał bez zmian. Flirciarski i z pazurem. Jednak w jego oczach o niezwykłej, złotej barwie pojawił się niebezpieczny błysk.

Silver Eyes |Jace Herondale Short Story| ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz