ROZDZIAŁ CZWARTY

280 28 7
                                    

Kiedy Edmund miał 7 lat, jego rodzice rozwiedli się. Nim i dwójką starszego rodzeństwa zaopiekowała się matka, co w późniejszych latach sprawiło Edowi wiele cierpienia. Pamiętał dzień, gdy ta kobieta kazała mu usiąść przy stole — brat i siostra dawno się wyprowadzili — i powiedziała najzimniejszym tonem jakikolwiek słyszał: "zamieszkasz z ojcem". Powodem miało być jej nowe małżeństwo, ale on nie posiadał złudzeń — wstydziła się bezwartościowego syna. Możliwe, że jego druga płeć w tym problemie była tak naprawdę drugorzędna, w końcu naprawdę zasłużył na miano bezwartościowego. Nie miał przyjaciół, zainteresowań, ambicji — jego życie polegało na przemijaniu razem z każdym dniem. 

— Och, więc masz geometrię. Wiesz, że byłem całkiem z matmy? — oświadczył wesoło Julien, spoglądając przez ramię Gabriela na jego pracę domową. — Nawet brałem udział w konkursach — pochwalił się. — Mama czasami nawet mówiła, że zrobiłem dobrą robotę, a jest raczej niechętna chwaleniu mnie.

Ed nigdy nie usłyszał pochwały od swojej rodzicielki. Nigdy też go nie karciła. Za każdym razem, gdy coś w jej mniemaniu przeskrobał, patrzyła na niego w ciszy, a on rozumiejąc, szedł do swojego pokoju. Z czasem przestał opuszczać swój zaciszny kąt, bo tam nie musiał próbować na siłę się śmiać, cieszyć, interesować. Mógł w nim spędzać godziny na leżeniu na łóżku i wyobrażaniu sobie alternatywnego świata, w którym urodził się odważną osobę — domyślnie alfą — i przeżywał intensywnie swoje nastoletnie lata.

— Nie dotykaj — powiedział szorstko Gabby, uderzając dłonią w dłoń Juliena, która ten wyciągnął po długopis. — Sam zrobię swoje zadania.

Gilday oparł się wygodnie o oparcie drugiej kanapy, na przeciwko tej zajmowanej przez chłopaków. Kątem oka obserwował jak ich dwójka szarpie się. Greenwood posiadał fioła na punkcie dzieci, choć stanowczo zaprzeczał jakoby planował własne. Prawdopodobnie z powodu swojego złego gustu. Choć często wiązał się z alfami i betami, żaden jego związek nie trwał więcej niż 2 miesiące. Po Marcusie, do którego określenie dobra alfa pasowało za dobrze, Edmund doszedł do wniosku, że jego przyjaciel po prostu nie chce partnera na dłuższą metę. Może coś w tym było.

— Laleczko! — Edmund skrzywił się. — Klient! Irvin!

Przezwisko "laleczko" zyskał za sprawą Juliena, który zasłyszał je od Davida. Szybko zaczął tak na niego wołać w pracy, reszta współpracowników podłapała to i nim Ed się obejrzał ich — jego i narzeczonego — intymne określenie stało się używane na co dzień przez praktycznie obcych mu ludzi. Edmund nie miał im tego za złe, nie mogli znać jego przeszłości i historii tego słowa. Nie mogli wiedzieć jak wiele ono dla niego znaczyło.

— Idę! — odkrzyknął. — Zajmij się Gabrielem — zwrócił się do Juliena.

— Tak jest, panie!

Gilday zaśmiał się cicho, po czym wyszedł z pokoju dla pracowników. Dziewczyna, która go wcześniej go zawołała, poprowadziła go do jednej z kanap. Miała długie, czerwone włosy i opaloną cerę, co zawsze przypominało mu bohaterkę z anime, które oglądał Rylan — jego przyjaciel ze szkoły.

— Jeśli coś ci zrobi, od razu mnie zawołaj — oświadczyła Rene, gdy zbliżali się.

Ed rozpoznał posturę mężczyzny, który siedział na kanapie i pochylał się nad podłogą, wpatrując się w nią, jakby była bardzo interesująca.

— To facet, którego porzuciła żona i zabrała dzieciaka. Myślę, że nic mi z jego strony grozi — stwierdził szorstko.

Zdawał sobie sprawę z dobrych intencji koleżanki z pracy, ale nie powinna z góry robić z alf szumowin. Szczególnie, że ten był sympatyczny.

Laleczki || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz