Rozdział piąty - Słodko-gorzka namiętność

4K 160 39
                                    

Na­miętność budzi się w oczach, w duszy. Nie w ciele.


Słabe, poranne słońce wlewało się do pokoju, powoli ogarniając blaskiem coraz większą jego powierzchnię. Piękna pogoda oraz nieliczne śmiechy, które słyszała z oddali, nijak nie współgrały z jej samopoczuciem.
Nadal żyła w scenerii ze snu, przeżywając ją w myślach raz po raz. Zakapturzone postacie, bezbronni pacjenci, pożar trawiący szpital...
Doskonale pamiętała gryzący dym, który wypełniał jej płuca. Wciąż odczuwała ten sam strach, który paraliżował jej ruchy. Czy bała się o siebie? Nie. Bała się o podopiecznych. O bliskie jej osoby, które zniknęły gdzieś wśród płomieni.
Ostatnim co zapamiętała był błysk złowrogich oczu spod ciemnego kaptura i zielony promień lecący w jej stronę. Obudziła się, zrywając gwałtownie z krzykiem zamarłym na ustach. Długie włosy przylepiły się całymi pasmami do jej spoconej twarzy oraz szyi. W oczach tańczył obłęd.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby ogarnąć sytuację. Całą minutę zajęło jej zrozumienie, że nic jej nie grozi, że jest bezpieczna. Oczywiście, jeżeli można czuć się bezpiecznie w jaskini samego Smoka...
Bała się usnąć po raz kolejny. Bała się na nowo przeżywać jeszcze raz to samo.
Kiedy odzyskała jasność umysłu, starała się wmówić samej sobie, że koszmary są po prostu efektem silnego przeżycia, którego doznała wczoraj. 
Ronald Weasley nie żyje. Znaleźli dziś jego ciało, w dzielnicy Camden Town...
Te słowa, powtarzane raz po raz niczym mantra, zalewały jej umysł, godząc w serce tysiącem maleńkich sztylecików.
Cierpienie po śmierci bliskiej osoby, ma zazwyczaj podłoże egoistyczne. Rozpaczamy, ponieważ już nigdy nie będzie nam dane usłyszeć, zobaczyć, czy dotknąć danej osoby. Jesteśmy skazani na dalsze życie bez jej obecności i nic nie jest w stanie tego zmienić. Ale czy tak było także w jej przypadku? Wydaje mi się, że nie.
Rozpaczała, ponieważ było jej żal biednej Molly Weasley, która zaledwie osiem lat temu straciła swoją jedyną córkę. Współczuła Alison Weasley, żonie Rona, której w gruncie rzeczy nie lubiła. Wiedziała jednak, że kobieta bardzo kochała rudzielca i nie potrafiła znieść nawet myśli o jej cierpieniu.
A Chris i Rose... dwie małe pociechy, którym dał życie Ronald. Dla nich to z pewnością był dramat. Mimo, że nie miała z nim dobrego kontaktu od całych piętnastu lat, to jednak nie potrafiła powstrzymać łez, które znów zgromadziły się pod jej powiekami.
Tak, to wszystko na pewno wywołało ten okropny sen. Była tego niemalże pewna, a jednak nie potrafiła przestać go analizować. Czuła intuicyjnie, że jest w nim jakieś drugie dno. Że powinna przyjrzeć mu się z bliska. Że wciąż umyka jej coś bardzo istotnego. Pytanie tylko: co?
Westchnęła głośno i przeciągle, starając się dać upust całej frustracji trawiącej jej duszę i ciało. Podniosła się powoli, przeczuwając, że szybsze działanie sprowadziłoby niepotrzebne zawroty głowy, po czym owinąwszy się szlafrokiem ruszyła w stronę drzwi. Potrzebowała długiej, aromatycznej kąpieli. Najlepiej z gęstą pianą, olejkami eterycznymi i butelką wina.
Przez moment zastanowiła się co załatwić w pierwszej kolejności, jednak zwyciężyła łazienka. W czasie, gdy będzie buszować po szafkach Malfoy'a w poszukiwaniu jakiegoś dobrego alkoholu, wanna zdąży się napełnić.
Pchnęła białe drzwi, znajdujące się po jej lewej stronie i nie rozglądając się po pomieszczeniu, ruszyła w stronę ogromnej wanny położonej w rogu. Odkręciła kurek, nalewając na dno płynu do kąpieli. Sięgała po sól morską położoną na szafce, kiedy kątem oka zauważyła czyjąś obecność.
Obróciła się gwałtownie, opuszczając trzymaną butelkę z płynem, a jej prawa ręka wylądowała na sercu.
- Na Godryka, Malfoy - wysapała, z oczami wielkimi jak spodki. - Chcesz, żebym zeszła przez ciebie na zawał?
Czekając na odpowiedź, przyjrzała mu się dokładnie. Jej wzrok dłuższą chwilę zatrzymał się na obnażonej, wciąż pięknie wyrzeźbionej klatce piersiowej, a następnie na samym brzegu ręcznika, okrywającego jego męskość...
- Sama weszłaś, nawet nie sprawdzając czy jest wolne - wzruszył ramionami. - Mógłbym więc zapytać o to samo.
Jego ton był spokojny i wyważony, jednak w stalowoszarych oczach dostrzegła niebezpieczny błysk. Bezwiednie przełknęła ślinę.
Mężczyzna odbił się od umywalki, o którą się opierał, pozwalając ręcznikowi zsunąć się nieco niżej. Do ukazania się w całej okazałości pozostało mu jedynie kilka centymetrów...
Zganiła się w myślach za całą serię obrazów, które zawładnęły jej myślami. Były zbereźne, bezwstydne i z pewnością nie pasowały do jej wcześniejszego samopoczucia. Siłą woli zmusiła się by unieść spojrzenie na rozbawioną twarz Malfoy'a i z godnością uniosła podbródek.
- Wyjdź, chcę się wykąpać.
Mężczyzna założył ręce na piersi, wychylając się poza jej ramię. Był niepokojąco blisko, a ręcznik zsunął się o kolejne pół centymetra. Czy on nie ma wstydu?!
Odchrząknęła, cofając się o krok, a jej ręce intuicyjnie ułożyły się na piersi w obronnym geście.
- Widzę - powiedział w końcu, ukazując w uśmiechu cały rząd białych zębów. Dopiero teraz zauważyła, ze z jego długich, jasnych włosów spływają kropelki wody, rzeźbiąc maleńkie wodospady na jego torsie i znikając za krawędzią ręcznika...
Po raz kolejny przełknęła ślinę.
- Cieszę się, że nadal masz dobry wzrok i nie potrzebujesz okulisty - zignorowała jego spojrzenie, pełne niezrozumienia, odwracając się w stronę wanny. Bała się, że za chwilę nie zapanuje nad odruchami własnego ciała i zerwie z niego ten skrawek materiału. Zbyt długo była sama. Zbyt długo...
- Może się przyłączyć? - na dźwięk tych słów cała skamieniała. Czyżby wyczuł jej podniecenie i frustrację?
Przyjrzała mu się kątem oka, szukając jakiejkolwiek oznaki złośliwości. Nie znalazła.
- Chyba jednak podziękuję - powiedziała, uśmiechając się słodko, jak głupia nastolatka. - Nie musisz przypadkiem ułożyć jakiegoś przemówienia albo coś w tym stylu?
Malfoy zmierzył ją wzrokiem, po czym uniósł rękę, żeby spojrzeć na zegarek.
- Tak się składa, że za pół godziny mam spotkanie z Longbottomem w sprawie wczorajszej konferencji... - ledwie powstrzymała się by nie odetchnąć z ulgą. - ... dlatego właśnie wrócimy do tego później.
Otworzyła szeroko buzię, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę właśnie zadeklarował chęć wspólnej kąpieli? To niedorzeczne. Potrzepała głową, patrząc jak rusza w stronę drzwi.
- O osiemnastej zjemy pożegnalną kolację w altance. Nie spóźnij się.
Jej szczęka po raz kolejny powędrowała w dół.
- Pożegnalną...?
Przewrócił oczami, a na jego twarz wypłynął ironiczny uśmieszek.
- Jest niedziela. Twój ostatni dzień tutaj - wytłumaczył z rozbawieniem. Oparł się o futrynę, przyglądając jej badawczo. - No, chyba, że chcesz zostać dłużej.
Puścił jej oczko jak tania kokietka, wywołując palący rumieniec.
- Chyba śnisz - prychnęła, odwracając się od niego. - A teraz bądź tak łaskawy i mnie zostaw. Nie mam czasu na durne gadki.
- Tylko się nie spóźnij.
Kiedy wyszedł, jednym susem doskoczyła do drzwi, żeby je zamknąć. Nie chciała sytuacji jaka była przed chwilą. A co jeśli temu zboczeńcowi przyjdzie do głowy ją podglądać?
Sięgnęła do kieszeni szlafroka po różdżkę i zabezpieczyła dodatkowo drzwi zaklęciem. Dopiero wtedy bez krępacji pozbyła się resztki ubrań, zanurzając w gorącej, aromatycznej wodzie. Z tego wszystkiego całkowicie zapomniała o planach opróżnienia butelki wina, lecz teraz jej myśli zaprzątało coś zupełnie innego...

Czas ZemstyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz