🌼Rozdział pierwszy🌼

88 8 3
                                    

Cześć! Na imię mam Susan i chce opowiedzieć ci o mojej historii, przez którą mój świat stanął na głowie...

. 🌼✨🌼✨🌼✨🌼

To był dzień jak co dzień... Wróciłam do domu żółtym i nie zbyt czystym autobusem i zabrałam się za sprzątanie domu, obiecałam to mamie, postanowiłam że pozmywam... Podczas mycia kolejnego talerza z nudnym kwiecistym nadrukiem zauważyłam, że pogoda zaczyna się dziwnie zmieniać... Tworzyła się kłęba fioletowych chmur, chyba zbierało się na burzę... Nigdy nie widziałam tak ciemnych chmur! W naszym miasteczku mało się dzieje, a dziewczyny w wieku szesnastu lat, jak ja, nie mają co robić... Oprócz gadaniu o chłopcach, których jest mało, nie ma zbyt wielu rzeczy, którymi można się zająć... Pomyślałam, że tylko ta burza może uratować mnie dziś od nudy... Było mi już wszystko obojętne, i tak już nic mnie nie zdziwi... Chciałam sprawdzić wiatr, więc otworzyłam okno, oczywiście nie tak odrazu, było stare i często się ścinało. Po uporczywej walce udało mi się je otworzyć. Wiatr się błyskawicznie wdarł do kuchni, o mało mnie nie przewrócił, chwyciłam się blatu. Byłam zdumiona i przerażona, przypomniałam sobie o praniu, moje praktycznie nowe spodnie suszyły się na sznurku od prania...Wybiegłam przed dom, lało jak scebra, zaczelo od tak, przed chwilą jeszcze nie padało! Chwyciłam za ręcznie robiony kosz i pośpiesznie zerwałam pranie ze sznura. Właśnie miałam chwycić się za ostatnią bluzkę, gdy nagle rozpoczął się głośny dźwięk syreny. To mogło oznaczać tylko jedno... Nadchodzi tu tornado! Chwyciłam za ostatnią bluzkę, wiatr zawiał mocniej. Zmrurzyłam oczy, tornado leciało prosto na naszą farmę! Wbiegłam do domu, mama już spakowala konserwy, i wodę, nie wiadomo jak długo może to potrwać...
Tata wybiegł z domu nosząc mojego 5-latniego brata do schronu. Mama wybiegła za nim z wiklinowym koszykiem pełnym nie zbyt pysznego prowiantu. Tornado było już naprawdę blisko, wbiegłam po schodach i zabrałam naszego psa, Max'a ze sobą. Leciałam do schronu sprintem, na prawdę nigdy tak szybko nie biegłam! Nagle poczułam jak bym unosiła się nad ziemią. Faktycznie tornado pomału unosiło mnie do góry... Było to niesamowite i nowe wrażenie, lewitowałam już jakieś pół metra nad ziemią! Ledwo zdołałam podać naszego psa mamie... A zaczęłam odlatywać, byłam bezradna, mogłam się tylko im przyglądać... Zrozpaczona mama próbowała mnie złapać, ale było już dla mnie za późno. Gdyby nie tata, który w ostatniej chwili ze łzami w oczach i ze złamanym sercem zamknął schron, porwało by ich tak jak mnie... Wleciałam w środek tornada, ziemia i piach sypnęły mi w oczy, na chwilę oślepłam. Na takiej wysokości bardzo trudno się oddychało. Gdy się ogarnęłam i przetarłam oczy, zauważyłam, że w moją stronę leciała wielka, dębowa krokwa. Wiedziałam, że dostanę nią prosto w głowę... Zasłoniłam się rękoma, po czym nią dostałam i straciłam przytomność...

. 🌼✨🌼✨🌼✨🌼

Niewiedziałam, że to przeżyje...

~StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz