Ten, który nosi maskę

10.4K 395 135
                                    

Czarnowłosy wszedł bardzo cicho do swojego domu. Przekraczał w ciszy ciemne korytarze aby przypadkiem nie kopnąć w jedne z jeszcze nie rozpakowanych pudeł. Widział, że światło w kuchni jest zaświecone, więc musiał uważać. 

Wszedł na schody, ale nie przewidział, że na nich też będą pudła, które strącił. Spadły z hukiem na podłogę. Stanął w miejscu nie widząc sensu w uciekaniu. Światło w pomieszczeniu rozbłysło drażniąc jego oczy.

- Levi... - przerwała głuchą ciszę. - Co ci się stało? Znowu się biłeś!? Dlaczego nie odbierasz telefonu? Przecież dzwoniłam z dwadzieścia razy! Wiesz jak ja się martwiłam!?

- Tch... Mamo cicho już... - burknął nie patrząc w jej oczy. - Tak, biłem się, ale tym razem to nie ja zacząłem... Przysięgam... Telefon mi zniszczyli... Przepraszam, wiem że dzwoniłaś, chciałem nawet odebrać ale nie miałem kompletnie jak... 

- Eh... Levi... Naprawdę się martwiłam... - podeszła do niego. - Kupie ci nowy telefon, ale teraz chodź, muszę cię opatrzyć

- Dobrze... Ale chce iść spać... - poszedł do łazienki ze spuszczoną głową. Usiadł na brzegu wanny. Jego mama przyszła z taboretem, położyła go przed nim.

- Usiądź normalnie Levi... - w jej głosie było słychać zawód. Posłusznie usiadł nie chcąc robić jej większej przykrości. Wyjęła z szafki małą apteczkę po czym wyjęła z niej potrzebne rzeczy. - Levi, skarbie, opowiedz mi proszę, co się stało?

- Eh... Oni zaczynali się domyślać... - powiedział niezadowolony. - Mówili, że nie jestem Alfą a Omegą... Powiedzieli że ich wkurwiam... W tedy zadzwoniłaś ty, powiedziałem im, że nie mam ochoty z nimi rozmawiać, bo moja Omega dzwoni, wybacz mamo, oni w tedy zaczęli się śmiać, zabrali mi telefon, rozbili go o ziemię i zaczęli okładać pięściami... Musiałem się bronić więc zacząłem się bić...

- Rozumiem kochanie... - opatrywała mu sińce i zadrapania. - Nie uważasz, że trzeba z tym skończyć? 

- Co takiego!? - uniósł się. - Wybacz mamo, ale to jest doprawdy najgorsze co mogłaś w ogóle powiedzieć...

- Levi, zrozum że tu już nie chodzi o twoje własne zachcianki! Życia nie zmienisz i nie ważne jak bardzo się starasz, nie zmienisz tego kim się urodziłeś! Nic nie zmienisz! Jesteś tym kim jesteś i nigdy nie uda ci się narodzić na nowo! Kim innym! Zawsze będziesz tym samym Levi'em! 

W oczach pojawiły mu się łzy. Matka rzadko krzyczała, tym bardziej na niego. Nie lubił tego... Zawsze starał się mieć z nią jak najlepszy kontakt.

- Przepraszam mamo... - powiedział ze skruchą. - Ale ja nie mogę przestać... Nie mogę się pogodzić z tym kim jestem... Przeszkadza mi to...

- Levi... Nic z tym nie zrobisz - powiedziała powoli kończąc.

- Wiem... Ale mogę przynajmniej w pewnym sensie próbować coś zmienić...

Kiedy matka Levi'a skończyła opatrywać mu zadrapania i sińce, czarnowłosy mógł pójść do swojego pokoju. Miał ochotę zadzwonić do swojej przyjaciółki, Hanji, która też nie znała prawdy... Jednak nie miał telefonu, nie miał jak do niej zadzwonić ani napisać. Gdyby znał jej numer na pamięć, skorzystał by z telefonu jego mamy.

**

- Mamo - powiedział do swojej rodzicielki która właśnie kończyła robić obiad. - Tabletki mi się prawie skończyły... - burknął.

- Mam pojechać dzisiaj do Ipjo? - zapytała wyłączając gaz.

- Pojadę z tobą - stwierdził po czym usiadł przy stole.

Instytut Praw i Obrony Omeg, w skrócie IPiOO. Większość osób po prostu czyta Ipjo i tak się go przyjęło, że jest to bardzo normalne. Ipjo zajmuje się wszystkimi Omegami, które niegdyś nie miały żadnych praw. Dzięki Ipjo to się bardzo zmieniło.

Instytut ten, produkuje i sprzedaje różne tabletki i leki przeznaczone dla Omeg. To tam Levi kupuje właśnie tabletki hamujące jego omegowy zapach, dzięki czemu ciężko jest odgadnąć jego płeć drugorzędną. Jest ona zagadką.

**

Parę dni później Levi jak gdyby nigdy nic udał się do szkoły. Nie zapomniał oczywiście o zażyciu tabletek blokujących zapach.

Wszedł do szkoły, gdzie od razu spotkał swoją przyjaciółkę Hanji Zoë.

- Levi... Musimy pogadać... - nie brzmiała na zadowoloną.

- No dobra... A o czym? - zaczął przebierać buty.

- O tym, że mnie oszukałeś - po tych słowach Levi'a przeszedł zimny i nieprzyjemny dreszcz. - Szybko, chce jak najszybciej usłyszeć wiarygodne wyjaśnienia...

Levi przebrał szybko swoje buty po czym poszli gdzieś w ustronne miejsce aby móc w spokoju, i bez obawy, że ktoś podsłucha, porozmawiać o tej bardzo ważnej sprawie.

Przez chwilę stali w zupełnej ciszy patrząc to na siebie to na inne ciekawe rzeczy w pomieszczeniu. Levi bił się z myślami. Brnąć w te kłamstwa czy powiedzieć prawdę? Ciągle się tym zadręczał.

- Levi... Powiedz mi proszę, dlaczego ostatnio byłeś w Ipjo? Przecież Alfy tam nie chodzą - powiedziała krzyżując ręce na piersi. - Mówiłeś że jesteś Alfą, każdy to wie, więc po jakiego grzyba tak poszedłeś? Mamie kupić coś na ruję? Nie przyjmę takiej banalnej wymówki

- Wybacz Hanji... - powiedział ze spuszczoną głową. - Nie chcę być tym kim jestem... Nie chcę być omegą, dlatego kupowałem w Ipjo tabletki na wstrzymanie zapachu i zastąpieniu go tym jakby Alfy... Chciałem udawać... Wybacz mi to Hanji...

- Czyli jesteś omegą? - zapytała, co najmniej jakby się bała że to może być żart albo sen.

- Tak...

- Jej! Nie wierzę! Męska Omega! - podekscytowała się. Ona sama była Betą, więc nie znała się na zapachach Omeg czy Alf. - Spokojnie Levi, ja ci wszystko wybaczę

- Dziękuję - uśmiechnął się do niej delikatnie.

- Ale musisz uważać... Widziałam cię ja, masz szczęście że to nie kto inny - Levi'a przeszedł zimny dreszcz.

- A skąd ta pewność że kto inny też mnie nie widział? - po tych słowach zapadła grobowa cisza.


*************

Okej, mam nadzieję że wam się to podoba. Jeżeli te opowiadanie się przyjmie, będzie dużo gwiazdek i wyświetleń to będę kontynuować bo będzie tego sens. WOLNO PISANE

Maska || Ereri [a/b/o] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz