#4

151 7 3
                                    

- Oddaj ten cholerny telefon i prosze, przesiadz sie do innej lawki, bo ta jest zajeta- powiedzialam cicho, zeby Moore sie do mnie nie przyczepila.

- A moze prosze, hm? Albo powiedz, co bede z tego mial? - odpowiedzial, a ja staralam sie wyrwac mu telefon z rak, ktory trzymal za soba. 

- Oddaj go matole.- powiedzialam nieco glosniej, bo nie mialam ochoty sie z nim bawic.

- Okej, ale jak odpowiesz mi na pare pytan i bede mogl odprowadzic cie dzis do domu - odparl z szerokim usmiechem. Jeszcze czego! Chociaz jak sie nie zgodze, zapewne mi nie odda telefonu, wiec wyboru nie mam, ale nie jestem przekonana czy powiniem mnie odprowadzac. Ben i te sprawy... Poza tym Rio bedzie na mnie chyba czekal czy cos.

- Odpowiem ci na pare pytan, ale nigdzie mnie nie odprowadzisz, jasne?

- No nie wiem, to chociaz wyjdz gdzies ze mna, chcialbym cie blizej poznac.

- Czemu mnie, a nie na przyklad Alice? - Alice byla bardzo ladna dziewczyna, wszyscy chlopcy sie slinia na jej widok, ale nie dziwie sie, miala swoje wdzieki. Miala blond wlosy, ktore siegaly jej do pasa, duze niebieskie oczy i idealna figure. Byla cheerleaderka i byla najlepsza. Lubie ja, ze wzgledu na to ze nie jest az taka pusta, na jaka wyglada. 

- Gdzies mam jakas tam Amber czy Alison. Mi chodzi o ciebie, nie mozemy sie blizej poznac?

- Mam na imie Rose Roberts i mam 17 lat. Nie mam rodzenstwa, mieszkam z Benem. Mam dwoje przyjaciol- Vic i Chrisa. Juz mnie znasz, a teraz oddaj ten zasrany telefon i sie odwal ode mnie. - wystarczylo, ze ten caly Rio sie do mnie przyczepik, Oliwera nie potrzebuje. 

- Aj nie o to chodzilo. Masz ten telefon, ale dzis po szkole w zamian pojdziemy na kawe. 

- Nigdzie z toba nie pojde. 

- Panno Roberts, powiedz mi jaki jest wzor na moc?

- Nie wiem. - glupi Oliwer, glupia stara jedza, glupia fizyka. Nienawidze fizyki, nawet jej nie umiem, a przez tego debila, baba sie teraz na mnie skupi i zapomni o calej klasie. Dzieki wielkie. 

- Nie wiesz, bo rozmawiasz z panem Black'iem ! Dostajesz jedynke, za tydzien znowu ciebie zapytam i mam nadzieje ze bedziesz umiala, bo inaczej posypia sie jedyneczki.- poslalam Oliwer'owi grozne spojrzenie, a on prychnal pod nosem.

Reszta dnia minela mi spokojnie, poza niektorymi zaczepkami jeszcze Oliwer'a. Caly prawie dzien za mna lazil. Pod koniec dnia myslalam, ze sie go pozbylam, ale gdy tylko wyszlam ze szkoly uslyszalam juz tak dobrze znany mi glos.

- To jak, idziesz dobrowolnie czy mam cie zaciagnac? - przysiegam na wlasna matke, ze jezeli ten palant mnie chociazby dotknie, oderwe mu jaja. Mam go po dziurki w nosie.

- Tylko sprobuj, palancie. Nie rozumiesz co znaczy nie? - powiedzialam odwracajac sie do niego przodem. Zmierzylismy sie wzrokiem, bylam zla, nie mialam ochoty nigdzie z nim isc. Po chwili na jego twarzy pojawil sie cwaniacki usmieszek, to nie swiadczylo o niczym dobrym.

- Idziesz czy nie? - zapytal podchodzac blizej mnie, przez co dzielily nas milimetry. Dopiero w tym momencie zobaczylam jak bardzo jest wysoki. Co prawda bylam jedna z najwyzszych dziewczyn w szkole, ok 170, ale on to mial jakos dwa metry. 

- Nigdzie z toba nie ide- powiedzialam stanowczo i odwrocilam sie na piecie. Chcialam juz pojsc, ale nie bylo mi to dane, poniewaz ten idiota przerzucil mnie przez ramie i szedl w strone parkingu.

- Pusc mnie idioto!- krzyczalam, ale on nie reagowal. 

- Mi sie nie odmawia, Rose. - odparl i wsadzil mnie do samochodu. 

- Jestes chory! Wypusc mnie i daj mi isc do domu do jasnej cholery!

- Nie, pierw pojedziemy grzecznie na kawe, jak mowilem, a potem cie odwioze, okej? Przeciez cie nie skrzywdze. 

- A skad mam to niby wiedziec? Porwales mnie. Znaczy tak jakby porwales.

- Po prostu mi zaufaj- odparl, po czym odpalil swoje auto i ruszylismy. 

Nie odpowiedzialam nic i cala droge bylam cicho, on zreszta tez. Przygladalam sie drodze, bym w razie czego wiedziala jak mam wrocic do domu. Jechalismy okolo 40 minut, przez nieznana mi droge i dojechalismy do kawiarnii, niedaleko torow i stacji benzynowej. Z zewnatrz zwykla, niepozorna kawiarenka, lecz wnetrze zrobilo na mnie wrazenie. Pod oknami stalo kilka stolikow dla czterech osob i trzy dla dwoch. Pomiedzy nimi chodzila mila starsza pani, prawdopodobnie wlascicielka, lub kelnerka, sama nie wiem. Lada byla po drugiej stronie, za która stal tez starszy pan, zapewne małżeństwo .Na scianach wisialy obrazy z roznymi widokami. Wewnatrz dominowal pudrowy roz. Wedlug mnie bylo pieknie, ale nigdy tu nie bylam, mimo tego ze mieszkam tu od uroddzenia.

- To nowo otwarta kawiarnia? - zapytalam z ciekawoscia Oliwer'a.

- Nie, stoi tutaj doobre 20 lat. 

- Dziwne, nigdy tu nie bylam. 

- Bo to miejsce tylko dla fajnych osob. - powiedzial smiejac sie.

- Ale zabawne, chociaz teraz tu jestem wiec?

- Dobra, dobra. Przejdzmy do tego po co tu przyjechalismy. Jaka chcesz kawe?

- Latte, mala.- odpowiedzialam. 

- Dwie male kawy latte poprosimy, Max! Krzyknal do starszego pana. 

- Juz sie robi!- odkrzyknal.

- A wiec... Odpowiesz mi teraz na kilka pytan. 

- Postaram sie, ale nic nie obiecuje. 

- Kim byl chlopak z ktorym dzis rano przyszlas?- zapytal z zaciekawieniem, a ja malo sie nie udlawilam wlasnym powietrzem. 

****************************************************************************

Kolejna czesc! Mam nadzieje ze sie spodobala! 

LucyferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz