Biegłem jeszcze jakiś czas. (To nic, że nikt mnie nie gonił) Piach się strzepał, stan włosów zapaliłem na wiatr, a na twarzy nie dało się znaleźć chociażby śladu po płaczu. Teraz już nawet nie pamiętam co robiłem po powrocie. Ostatnie co pamiętam przed zaśnięciem, to to, że pisałem z Różyczką... Słaby ze mnie przyjaciel.
Obudziłem się bez chęci do czegokolwiek... było... cicho. W poprzednim domu zawsze chciałem mieć możliwość się tak obudzić. Wyobrażałem sobie że właśnie tam jestem. Tęsknię za przeszłością... Za każdym razem gdy chcę wrócić do "kiedyś", chce mi się płakać... Teraz też. Kiedyś byłem lepszym bratem... Lepszym synem... Lepszym uczniem... To moja wina.
Zjebałem się. Wiedziałem jak przeprowadzka mnie zniszczy, ale musiałem wybrać tak, by było lepiej dla mojego rodzeństwa i rodziców... Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że dalej tam jesteśmy: że Hubert bawi się swoimi klockami waląc w biurko, że Ania biega z babcią za rękę dookoła domu, że mama ogląda telewizję w pokoju obok, że tata siedzi przy piecu i pali w nim... że znów budzę się i z uśmiechem ich wszystkich witam... Zepsułem wszystko tym, że żyję.
Otwieram oczy z nadzieją, że kiedyś jeszcze obudzi mnie ten pieprzony hałas... Gówno... To nigdy nie wróci... Mój młodszy brat już nigdy się tak nie ucieszy na mój widok... Moja siostrzyczka już nigdy nie będzie robić pierwszych kroków przy mnie... Nie nadaję się do tego, by mieć rodzinę w przyszłości, hehe... Ale ze mnie jest debil.
Wstałem i zrobiłem sobie placki. Wróciłem szybko do pokoju. Była już prawie 11. Położyłem się na łóżko. Prawie nic nie zjadłem. Usłyszałem jak mama karze mi wyjść na dwór z rodzeństwem. Świat nie powinien mnie dziś oglądać, przecież jest dzień wolny. Wszyscy wyszli, a ja skierowałem się do łóżka na spanko. Nie powinno mnie tu być.
"Wstawaj kurwa jest 13 godzina a ty śpisz!" Usłyszałem. Spokojnie... Wdech i wydech. "Ja go prosiłam wcześniej, by wyszedł z dziećmi." Świetnie. "Słucham!? Wstawaj i to już, kurwa! Mógłbyś coś zrobić, a nie spać! Widzisz jaki ty jesteś?!" Ręce mi się trzęsły. Coś tam jeszcze było, ale nie obchodziło mnie to. Wstałem, posprzątałem, przygotowałem lekcje. Cały czas chodziłem skulony... Dlaczego nie potrafię się normalnie uśmiechnąć, by poprawić tacie humor?
Może gdybym lepiej się uczył... Może gdybym był lepszym synem... Lepszym bratem... Ta, chciałbym. Mam dziś chyba chujowy humor... Usiadłem przy biurku i patrzyłem na mały kaktus stojący obok książek. Na talerzu z plackami, który był także na moim miejscu do odrabiania lekcji, był widelec. Chwyciłem go. Znowu miałem to dziwne uczucie... Dlaczego ja tu jestem?
Za każdym razem, gdy chcę się skrzywdzić i już jestem przygotowany, towarzyszy temu dziwne uczucie. Czuję wtedy coś pomiędzy motylkami w brzuchu, a ściskiem żołądka, który pojawia się, gdy się boję. Nacisnąłem ząbkami widelca na nadgarstek. Po chwili odrobinę mocniej. I jeszcze mocniej... Przeszła mi przez głowę myśl, by nacisnąć na tyle mocno, by przebił mi rękę na wylot. Nie potrafię niczego zrobić dobrze.
Po tej myśli odłożyłem go za książki. To jest kurwa przykre. Chcę się zranić, a muszę się tłumaczyć z prawie każdej rany. To moje ciało, co nie? Mam ich już odrobinkę, tylko ciekawi mnie, czy tylko ja je widzę... O. A jednak dalej mają zły dzień. Takie dni znaczą, że zaraz wyjdzie jedno, albo drugie. Są też dni, na przykład dzisiejszy dzień, gdy wychodzą oboje, ale oddzielnie. Najpierw mama zabrała Anię i wyszła. Teraz tata idzie "gdzieś". Nie zasługuję na to co mam.
Gdyby nie to, że to nie pierwszy raz i że już potrafię się zajmować rodzeństwem i domem, to bym panikował. Wstałem i postanowiłem, że zrobię coś kreatywnego z bratem. Przygotowałem farby i pomalowaliśmy. Dlaczego codziennie nie może być tak spokojnie...? Gdy wrócili, był już wieczór. Miałem w planie się jeszcze pouczyć, ale odpuściłem, bo chęć spania była większa. Jestem bezduszny.
Obudziłem się w środku nocy. Głowa mnie bolała niemiłosiernie. Próbowałem zasnąć, ale ból strasznie mnie irytował. W głowie miałem tylko by jak najszybciej wrócić do spania. W rezultacie siłowałem się sam ze sobą do godziny 4. Dopiero wtedy mi się udało zasnąć. Oczywiście budzik miałem ustawiony na 5, ponieważ zapomniałem go wyłączyć, więc zajebiście se pospałem. Dalej mnie bolało, tylko że ból był odrobinkę słabszy. Tylko wszystkich denerwuję.
Podniosłem się rano z uczuciem pustki. To jest najgorsze. Dni z taką pustką ciągną się w nieskończoność, mimo że uważam je za te lepsze dni. Jestem jak chodząca niespodzianka. Nagle, tak totalnie z dupy, jestem w stanie się zacząć drzeć na wszystkich i wszystko, albo się rozryczeć ze strachu. Zawsze w takie dni nie mam siły na rozmawianie z kimkolwiek i mnie to irytuje. Ubrałem się w szarą bluzę, czarną koszulkę i jeansy, zgodnie z tradycją. Wyglądam gorzej niż gówno.Jak ja nienawidzę tego ohydnego ryja... Tak, mówię o sobie. Jebany budzik musiał mi przeszkodzić... Chciałbym spać do końca życia. Czuję się wtedy taki martwy i nie czuję przez to wyrzutów sumienia. Chciałbym tak bez udawania, bez rozmawiania, bez robienia czegokolwiek odpocząć tak, jak zawsze marzyłem. Leżąc na kocu, opatulony w kołdrę, z głową na poduszce, otoczony trawą, drzewami i ptakami... Nie nadaję się do tego wszystkiego.
Nie wiem dlaczego, ale zadrżałem. Może dlatego, że przypomniało mi się "wydarzenie", które miało miejsce ostatnimi czasy. Brzydzi mnie jakkolwiek dotyk. Brzydzi mnie naruszanie mojej osobistej strefy. Jest to tak kurwa stresujące, że potrafię się rozryczeć. Próbowałem się przełamać i bardziej się przyzwyczaić do dotyku, ale po tym co się stało... Przestałem. Mam zdecydowanie za dużo pytań w głowie w jednej chwili. Dlaczego tak trudno jest żyć? Dlaczego ja muszę żyć? Dlaczego nie mogę na chwilę odpocząć... Choćby na krótką...chwilę...
CZYTASZ
Dlatego, że chciałem coś ukryć...
Historia CortaJestem nikim. To, co tu zobaczycie, to historia. Opisana moimi oczami. Zauważycie (mam nadzieję) jak bardzo jesteśmy wszyscy bezwartościowi. Krótko mówiąc. TO MÓJ DZIENNIK.