4

79 8 0
                                    

  Jakiś rok temu, prawie udało mi się wyrazić siebie... Prawie. Wyglądałem wtedy i zachowywałem się zupełnie inaczej na wierzchu, ale w środku cały czas wszystko było i jest zepsute i podobne do mieszanki gówna i trawy. Zostanę pierdolonym poetą z takimi porównaniami. Podszedłem do półki nocnej i podniosłem z niej telefon. Mimowolnie zerknąłem na datę. Coś mi mówiło, że powinienem, o czymś z nią związanym, pamiętać. Zjebany.

  Tata otworzył moje drzwi do pokoju. Zapytałem czy mama już wróciła, bo już wiedziałem, że potrafi wyjść na tydzień, nie dając znaku życia. Jest to kłopotliwe, gdy życie twojej mamy wisi na włosku i w każdej sekundzie może umrzeć. Jak jest na przykład w domu lub pracy, to nie jest jeszcze tak źle, bo wiadomo, są inni ludzie, ale jak wyłazi nie wiadomo gdzie, to bywało to denerwujące. Chamski.

Już się w pewnym sensie przyzwyczaiłem to tego pseudo stresu. Była dużo razy w szpitalach po przyjeździe w "stanie nagłym". Pamiętam, że wiele razy wtedy tata wychodził i jechał do niej, zostawiając dzieciaki pod moją opieką. Tata potrafił być nie lepszy po ich "rozmowach". Często przychodził pijany i wysyłał nas wszystkich spać, nie ważne czy to była 8 wieczorem czy rano. Mama się z tego śmieje czasami. Leniwy.

Odpowiedział, że wróciła i śpi.  Przynajmniej tyle dobrego. Chciałem zacząć przeglądać Instagrama, ale dalej stał w drzwiach. Spytałem, czy coś jeszcze chciał mi przekazać. "Twoja terapia się zaczyna od najbliższego czwartku"... Wtedy wyszedł. Rzuciłem telefon na łóżko i pobiegłem za nim. Byłem w lekkim szoku. "A-ale jak to od czwartku?!  Ja już nie potrzebuję terapii! Naprawdę!" Odpowiedział mi na to: "Sam wybierałeś, pamiętasz? Wybrałeś indywidualną raz w tygodniu, bo bałeś się, że będziesz musiał o tym powiedzieć." Bezużyteczny.

Podkreślił to "bałeś się" tak mocno, że aż mnie zabolało. To była moja wina... Wiem o tym. Gdyby nie ten żałosny,  popierdolony pomysł, nie musiałbym wybierać, co wolę. Miałem do wyboru:
a) ponad 3 miesiące na oddziale dziennym
b) terapia grupowa zaczynająca się od następnego tygodnia, 3 spotkania w tygodniu
c) terapia indywidualna w chuj czasu później, raz tygodniowo
Wybrałem to trzecie i w rezultacie tuż przed egzaminami, będę miał pierwsze spotkanie. Super. Naiwny.

Chodziłem już na terapie. Nie jedną w pewnym sensie. Byłem na oddziale, gdy miałem 8 lat i tam nauczyłem się pstrykać palcami! Starsza dziewczyna z zaburzeniami mnie uczyła pstrykania, a ja ją gwizdania... Ciekawe czy ona dalej żyje... Chodzenie tam było męczące i tylko z tą dziewczyną rozmawiałem. Ona tylko do mnie się odzywała i zawsze jedliśmy razem. Słyszałem że tylko przy mnie jadła, ale się jej nie dziwię. Nie wiedzieli tylko, że często prosiła mnie o to, bym dał jej trochę swojej porcji... Idiota.

Była bardzo dobra. Chyba tylko ona była w stanie zrozumieć, że już wtedy byłem pusty. Tydzień przed końcem jej przychodzenia na oddział,  rozmawialiśmy na stołówce. Miała pojechać do psychiatryka. Powiedziała mi wtedy, że jestem zepsuty tak jak ona... Potem dodała, że oni wszyscy chcą nas naprawić, ale nie nie wie po co... Szczerze, to dalej nie rozumiem tych słów do końca. Miałem od tamtego czasu spotkania z psychologiem, który jest podobno dobry, ale przez te kilka lat wizyt dalej tego nie poczułem. Głupi.

  Chodziłem także na terapię rodzinną. To było czasem zabawne. Dowiedziałem się o moich rodzicach ciekawych rzeczy, ale oni o mnie nie dowiedzieli się niczego. Potrafiłem odpowiadać na wszystkie pytania tak, że nie otrzymywali odpowiedzi na nie. No... Raz pękłem i już nie popełniłem tego błędu nigdy więcej. Nie pamiętam z czego wynikła ta wtedy rozmowa, ale pamiętam miny rodziców. Atmosfera zrobiła się nieprzyjemna. Bezduszny.

Tak czy inaczej dwa kolejne dni były okropne. Cały czas bolał mnie brzuch ze stresu i zaczęło mnie to już wnerwiać. Spędziłem te dwa dni na nauce i słuchaniu komentarzy taty. Mama dostała ofertę pracy i się z tego cieszyła i teraz jej nie ma. Oczywiście to ja musiałem zdecydować czy ma brać tą pracę czy nie. Przy każdej okazji spałem i nim się zoriętowałem, był już czwartek. Martwiła mnie ta terapia... Denerwujący.

Całą rozmowę drapałem wierzch lewej dłoni. Jej pierwsze pytanie w gabinecie brzmiało: "Czy wiesz dlaczego się tu razem  znaleźliśmy?". Oczywiście, że wiedziałem. To przez gówno, które sam sobie wyrządziłem. Jednak jej o tym jeszcze nie miałem zamiaru opowiadać. Ogólnie spotkanie skupiło się na "zapoznaniu" się, pokazaniu różnic między indywidualną a (dla przykładu) rodzinną terapią i zdobyciu zaufania. Szczerze... Myślę, że ta terapia może być dobrym pomysłem. Nikomu niepotrzebny.

Widziałem, że bardzo stara się utrzymać obojętne zdanie o mnie, dopóki jej nie zaufam. Miała brązowe i proste włosy z jaśniejszymi pasemkami. Patrzyła uważnie mi w oczy. Jej tęczówki były dość ciemne. Byłem bardzo zdenerwowany i co chwilę musiałem coś robić z rękami lub zmieniać miejsce drapania, by się nie dodrapać do krwi. To nie byłoby najlepsze pierwsze wrażenie... Chłodny.

Powiedziałem odrobinę o sobie, ona także. Tak właśnie siedziałem ponad pół godziny. Nie było najgorzej... Potem tata poszedł do niej na chwilę, zgodnie z moimi przypuszczeniami, by powiedzieć o moim powodzie pojawienia się tutaj. W drodze powrotnej nie byłem aż tak spięty. Zadzwoniła Różyczka, ale oczywiście nawet nie wiedziałem co mówić. Wracając z tatą, trochę się podrażniliśmy. Koniec końców, mój tata to śmieszek. To nie miejsce dla mnie.

Wróciłem tego dnia do domu i gdy włączyłem telefon, zauważyłem wiadomość od Ewy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Myślę, że zasługuje ona na miano mojej przyjaciółki. Lubię się z nią spotykać... Jest odrobinę starsza ode mnie. Ma własne problemy, ja mam także, ale nasza relacja opiera się na czymś innym niż ciągłe rozważanie o problemach. Mamy dużo wspólnych tematów i czuję się przy niej... Inaczej niż zwykle. Lepiej. Zawsze gdy z nią jestem, siedzi mi w głowie pytanie, jak ona się czuje. Pierdolone beztalencie.

Cały czas mam wrażenie, że ona wcale mnie nie lubi... A tym bardziej, że nie uważa mnie za kogoś bliskiego. Jest zbyt... Dobra? W każdym możliwym sensie. Wierzę w prawie każde jej słowo, ale w tym wygrywa wątpliwość. Do końca dnia nie robiłem praktycznie nic. No oprócz zajmowania się rodzeństwem przez jakiś czas. Położyłem się spać jak najwcześniej. Jutro spotkam się z Ewcią... Mam nadzieję, że na jak najdłużej... byleby jak najdłużej...

Dlatego, że chciałem coś ukryć...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz