rozdział 6

2.8K 203 55
                                    

[ "czy będziesz kochać mnie tak, jak kochałeś mnie podczas styczniowego deszczu?" ]

-

Słuchałam uważnie, jak Five wyjaśniał, na jakich zasadach pracował. Opisał niewyobrażalne sytuacje, w które był wpakowany przez kobietę zwaną 'przewodnikiem'. Obserwowałam jego twarz, gdy mówił. Zauważyłam, że ma kilka zmarszczek na policzku i policzyłam je. Jego włosy były potargane od snu, ale nie wyglądały źle. Nadal miał kurz rozmazany na twarzy z poprzedniego dnia, kiedy wystąpiła eksplozja.

- Więc... byłeś mordercą? - spytał go Luther, podając nam talerze, na których były tosty. Szybko ugryzłam kawałek, zdając sobie sprawę, jak bardzo jestem głodna.

- Tak - odpowiedział prosto Five.

- Uh... znaczy, miałeś odpowiedni kod? Nie zabijałeś byle kogo - usiadł z powrotem na drewnianym krześle stojącym naprzeciwko łóżka.

- Żadnego kodu. Zabijaliśmy każdego, kto psuł oś czasu - westchnął Five. Podniosłam brwi jedząc.

- A jeśli ktoś był niewinny? - spytałam, mówiąc z pełnymi ustami.

- To był jedyny sposób, żeby tu wrócić - spojrzał na mnie.

- Ale to morderstwo! - przerwał mu Luther.

- Jezu, Luther, dorośnij. Nie jesteśmy już dziećmi - zaczął Five. Skrzywiłam się. - Nie ma czegoś takiego jak dobrzy ludzie i źli. Są tylko ludzie, którzy zajmują się swoim życiem. Ale kiedy świat się kończy, wszyscy ci ludzie umierają. W tym nasza rodzina.

- Czas zmienia wszystko - westchnął Five.

Skończyłam tosta i spojrzałam między nich. Luther podszedł do zlewu, żeby umyć nasze talerze.

- Muszę iść. Moja mama pewnie się o mnie martwi - powiedziałam słabo. Wątpiłam, żeby naprawdę się o mnie martwiła, ale oto jesteśmy. Five spojrzał na mnie.

- Musisz? - nadąsał się. Zacisnęłam usta.

- To znaczy... chyba mogłabym zostać. Zadzwonię do mamy - skinęłam głową. Uśmiechnął się lekko.

- Okej - ledwie się odezwał.

Przez chwilę trzymałam jego spojrzenie, zanim zerknęłam na drzwi i wstałam.

- Pójdę poszukać telefonu - powiedziałam do nich i weszłam po schodach. Mój telefon wciąż był w furgonetce, co było denerwujące. Znalazłam budkę telefoniczną i wpakowałam ćwiartkę, dzwoniąc do mojej mamy.

- Dzień dobry? - usłyszałam jej głos.

- Cześć mamo. To ja - powiedziałam.

- Alice? Dlaczego dzwonisz do mnie we wtorek? Wiesz, że jestem zajęta tego dnia - odpowiedziała surowo.

- Wiem, wiem. Chciałam ci tylko powiedzieć, że zostanę z przyjacielem przez następne kilka dni.

- Nie zauważyłam nawet, że cię nie ma - zaśmiała się szorstko. - Prawdopodobnie dlatego, że spędzasz cały swój czas na tej głupiej deskorolce. Wiesz, kiedy byłam w twoim wieku-

- Dobra, pa mamo! - odłożyłam słuchawkę, sapiąc.

Wróciłam do pokoju i zauważyłam, że Five ubiera buty.

- Idziemy gdzieś? - spytałam, schodząc po schodach.

- Wracamy do akademii - odpowiedział Five.

𝐅𝐑𝐄𝐀𝐊   ▶  THE UMBRELLA ACADEMY [tłumaczenie] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz