9. Rzeka.

200 15 10
                                    

Minęły dwa tygodnie od poprzednich zdarzeń. Czyli od kiedy dostałam kopa w dupe od losu, że mam bardziej uważać. Wyszłam na dwór, a na dziedzińcu już byli rowiesnicy. Bardzo się zżyłam z tą zabawną i sympatyczną trójką. Najbardziej z Louis'em. Lubię nasze wieczorne rozmowy, spacery i wyglupy. Myślę że naprawdę zaczynam go lubić, lubić. Nie jak przyjaciela, bo przez praktycznie całe dwa tygodnie co wieczór spedzalismy czas razem. Ma piękne oczy. Zauważyłam to z trzy dni temu.

Szłam schodami i taaa noga mi się podwinela i spadam na Louis'a.

Lo: - Hej Clem uważaj. - Powiedział to z uśmiechem na twarzy oraz delikatnie się śmiał.

C: - Oj to nie moja wina, że nie umiem chodzić i jestem niezdarą. - śmieliśmy się razem.

Louis pomógł mi wstać. I zaproponował abyśmy się przespacerowali.

Lo: - no i w tym momencie pokonalem tego szwędacza - zaczął prężyć muskuły po opowiedzeniu jakiejś historii.

C: - Nieźle sobie zmysliles hahy

Lo: - *śmieje się* NIE ZMYSLILEM!

C: - Haha Lou bardzo śmieszne.

Lo: - Podobasz mi się.

C: - Co?

Lo: - Co co? Zawsze mówię co mi leży na serduszku

C: - ale czemu tak bezpośrednio? To miała być romantyczna scena na zruinowanej wierzy, wszkto popsules!

Lo: - o czyli też Ci się podobam

C: - co nie! Nie powiedziałam tego...

Lo: - "To miała być romantyczna scena na zruinowanej wierzy, wszkto popsules" imitowal mój głos.

C: - pff

Lo: - Czyli jednak? - tylko wystawiłam mu język

Skip time:

Idziemy z moimi przyjaciółmi do pobliskiej rzeki, tam gdzie Louis powiedzal że mu się podobam. Nie mogę przestać o tym myśleć. Wgłąb lasu aby znaleźć króliki, spacerowalismy. Podobno mają ciekawe pułapki. W sumie jak tamtędy przechodziłam z Lee, Kenny'm i AJ'em w dzień gdy zostałam ugryziona, widzieliśmy takie sznurki. AJ wtedy spytał się Lee co to jest ten mu wtedy opowiedział, że to są pułapki na króliki albo na szwendacze. Ahh czemu ja się dałam wtedy ugryźć?

Lo: - Hej Clem nad czym tak myślisz? - Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Louis, oczywiście jak z typowej romantycznej książki! (Sądzę, że raczej nie ma filmów w apokaliptycznych czasach) Sporo się takowych naczytalam, bo mam trochę duszę romantuczki. Z uśmiechem podrywacza się na mnie patrzył. Chciałam go poprostu zamordować wzrokiem bo on już wie że mi się podoba  Nie wiem nie mógł się odezwać Marlon, albo Violet? - Clem? - Wszyscy stanęli i gapili się na mnie, w sumie nic dziwnego nie odpowiedziałam na pytanie z dobre parędziesiąt sekund. 

V: - Ziemia do Clementine.

 C: - Wybaczcie zamyśliłam się, wszytko w pożądku.

M: - Na pewno? Jak chcesz możemy zawrócić.

C: - Oszaleliście? Idziemy! Po prostu myślałam nad yy AJ'em! - Nad AJ'em, nad AJ'em?! Nic bardziej sensownego nie mogłaś wymyślić? 

Lo: - A zdradzisz nam czemu tak AJ biedny chodzi ci po głowie. *wszyscy się śmieją* - ten uggggh ten, on robi to specjalnie. Znów go spiorunowałam wzrokiem.

C: - Bo, yyy zastanawiam się nad em nad tym, że przed tym jak tu przyszliśmy AJ dawał sobie doskonale radę. - Facepalm.

V: - Tooo chyba dobrze...

C: - No właśnie, dlatego też jak mi się coś stanie, Lee albo Kenny'emu AJ sobie doskonale poradzi.

M: - Teraz to ma sens. Sorry Clem *delikatnie się śmieje*idziemy dalej. - Wow udało mi się z tego wybrnąć. nie wierze...

Doszliśmy pod rzekę. Złowiliśmy 10 ryb i szliśmy dalej. Wiadro trzymał oczywiście Marlon. Wspominałam już, że Rosie też z nami idzie. Załatwiła parę szwendaczy, parę się schwytało w pułapki, a z tego mieliśmy tylko jednego królika.

Lo: - 10 ryb i jeden dość duży królik, nie jest źle!

M: - Hmm, nie najgorzej wracamy. Clem jak się czujesz.

C: - Jak nigdy! - Serio tak się czułam, rozwaliłam parę zombie i od razu mi lepiej. Mogłam się w końcu wyżyć. Wróciliśmy do szkoły. Jak zasiedliśmy do stoły, żeby zjeść kolacje, wszytko było normalnie, jak za dawnych czasów. Chcę, aby ta chwila trwała nieskończoność.

 Inna historia CxLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz