Tony nie czuł żalu czy zawiedzenia w stosunku do żadnego ze swoich przyjaciół. Miał pretensje tylko i wyłącznie do siebie.
Mógł przecież zrobić więcej.
Miał szansę na pokonanie Thanosa na Tytanie, mógł ocalić nowo poznane osoby przed cierpieniem, jednak przede wszystkim zaoszczędziłby bólu Pepper i Peterowi. Był w końcu odpowiedzialny za tego chłopaka, przyrzekał jego cioci, że się nim zajmie.
Nie dotrzymał słowa kolejny raz.
Miał chronić świat przed niebezpieczeństwem.
Nie udało mu się.
Zawiódł tak jak przy sprawie Ultrona, Sokowii czy przy wielu innych, których nie jest w stanie zliczyć. Po prostu zawalił kolejny raz.
Nie był z tego faktu zadowolony.
Może gdyby nie pokłócił się z resztą drużyny o ten głupi dokument, to byliby wszyscy razem na Ziemi i pokonali od razu Thanosa. Nie było tak, dlatego świat poniósł konsekwencje, całkowicie niezasłużenie.
Miał szansę odkupić swoje błędy, jednak nie chciał narażać na samotność Pepper, nie chciał po raz kolejny zawieść Petera, który uważał Starka za idola, choć sam Tony nie mógł nadal pojąć dlaczego ludzie biorą sobie tak beznadziejnego człowieka za autorytet. W głębi miał nadal nadzieję, że bez problemu pokonają Thanosa, w końcu mieli nową koleżankę, która ze swoją mocą dałaby radę. To przeczucie sprzeczało się z tym, że jakaś ofiara się znajdzie. Nie chciał, aby którykolwiek z jego przyjaciół, czy nowych znajomych musiał udźwignąć ten ciężar, dlatego wybrał siebie.Może w końcu świat będzie lepszy bez jego beznadziejnych decyzji.
Szkoda tylko, że on jak jedyny tak uważał.
Podczas ostatecznej bitwy wszystko szło po ich myśli, do pewnego momentu. Nastąpiła chwila, w której los miał się odmienić, a ich dotychczasowa walka poszłaby na marne. Chociaż to było możliwe, to w głębi serca nikt nie wierzył w to, że w pewnym momencie zaczną przegrywać. Tony sądził, że dadzą radę to zmienić, pokonać chwilowy wstrząs drużyny.
Nie dali rady.
Bitwa niebezpiecznie toczyła się ku końcowi, ze złym losem dla Avengers, jednak oni walczyli, nie poddawali się do końca, tak jak nie przestali przy ataku Chitauri na Nowy Jork, czy w Sokowii. Byli drużyną, której tak brakowało światu przez 3 lata.
Przede wszystkim byli rodziną, która miała konflikt, ale go rozwiązała. Byli gotowi poświęcić się za drugą osobę, tak jak zrobił to Pietro, by ocalić Clinta i małego chłopca. Słynne „You didn't see that coming" wisiało w salonie siedziby Avengers, aby upamiętnić zmarłego bohatera. Nie mogli się poddać, żeby ofiary jakichkolwiek działań poszły na marne, nie mogli zawieść Pietro, Visiona, Gamory czy Colsona.Nie kolejny raz.
Ta myśl dodała siły wszystkim. Nastąpiła kolejna, nagła zmiana przewagi i wszystko szło znów w dobrym kierunku.
Miało iść w dobrym kierunku.
Chwila zagapienia, nieuwagi.
Thanos chwyta Steve'a Rogersa, doprowadzając go prawie do śmierci przez moc Kamieni Nieskończoności. Steve wiedział, że zrobił co mógł aby uratować świat. Pole bitwy było dobrym miejscem na śmierć.Jednak ona nie nadchodziła.
W chwili gdy Tony zobaczył tę drastyczną scenę, wiedział, że nie może to się tak skończyć. W końcu Steve był dużo lepszym człowiekiem do niego, był dużo lepszym przywódcą i wierzył, że zadba o dobro świata.
Czego Stark nie mógłby zrobić.
Wystarczyła tylko mała chwila na podjęcie decyzji, która miała zmienić bieg wydarzeń. Tony nie zastanawiał się długo. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, on już leciał jak najszybciej się dało w stronę szalonego tytana i swojego przyjaciela. Powtarzał sobie, że nie może pozwolić na śmierć tak dobrego człowieka. W ostatniej chwili odpycha Rogersa jak najdalej się da, a on nie świadomy co się dzieje nawet się nie opiera.
Nie pozwoliłby na to.
Tony przyjął na siebie całą siłę Kamieni.
Padł na ziemię.
Thor widząc całą tą scenę wewnętrznie się załamał. Stracił kolejną mu bliską osobę, wiedział że nikt nie byłby w stanie przeżyć takiego uderzenia. W chwili, w której Thanos był zajęty byciem dumnym ze swojego osiągnięcia- pokonał jednego z Avengers, Thor wiedział, że ma jedyną szansę na pokonanie szalonego tytana. Tym razem nie obchodziło go, aby jego wróg zobaczył kto go zabije. Liczyło się tylko jego pokonanie.
Liczyło się pomszczenie przyjaciela.
To była chwila, gdy Thor z pomocą swoich mocy wzbił się w powietrze i dotarł do Thanosa. On nawet nie zdążył zareagować, był tak zaślepiony własnym triumfem. Na oczach wszystkich Thor odciął mu głowę swoją bronią. Tym razem nie popełnił tego samego błędu co w Wakandzie.
Wiedział, że nie mógł tego zrobić.
I nie zrobił.
Wszyscy byli jednocześnie uradowani pokonaniem tytana, a zdruzgotani śmiercią przyjaciela. Mimo, że Tony każdego denerwował, to w jakiś sposób go lubili, czego się nie da wyjaśnić.
Steve jako pierwszy dotarł do ciała przyjaciela. Z powodu braku sił nie był w stanie zrobić nic innego niż tylko usiąść obok niego. Obok nich pojawia się reszta. Hulk w nadziei zrywa maskę Starka, tak jak w Nowym Jorku parę lat temu, jednak nic się nie dzieje. Wiedzieli, że to już koniec.Nie chcieli w to uwierzyć.
Nikt nie chciał.
Mieli już odchodzić i zniszczyć kamień dusz, aby uratować tych, co zamienili się w pył. Jakie ich było zdziwienie gdy usłyszeli cichy kaszel i to nie żadnego z nich. Steve siedzący najbliżej Tony'ego nie mógł w to uwierzyć. Scott na początku myślał, że to Thanos zmartwychwstał, a oni wcale nie wygrali.
Nie było tak.
-Co chyba nie myśleliście, że tak szybko się mnie pozbędziecie, w końcu mamy trochę spraw sobie do wyjaśnienia, ale to później.
Kto ma ochotę na Shawarmę?
CZYTASZ
Anybody want to eat Shawarma? |One Shot Avenegers|
FanficMógł przecież zrobić więcej. Nie dotrzymał słowa kolejny raz. Nie udało mu się. Nie był z tego faktu zadowolony. Może w końcu świat będzie lepszy bez jego beznadziejnych decyzji.